Siedemdziesiąt pięć

Start from the beginning
                                    

Och, w zasadzie wyobrażenie sobie naukowca bez Layli ogólnie przychodziło mi z trudem. Sama nie byłam pewna kiedy, ale w pewnym momencie stali się dla mnie niczym jeden organizm, tak jak to było w przypadku moim i Gabriela, chociaż byli od siebie tak skrajnie różni. Layla była niczym wybuchowy promień, otwarta i pełna życia, podczas gdy on pozostawał tym rozsądniejszym i bardziej opanowanym... Zazwyczaj. Tak czy inaczej, uzupełniali się wzajemnie i to było widać, tym samym potwierdzając teorię na temat tego, że przeciwieństwa się przyciągały. Jak długo Rufus miał Laylę, tak długo byłam w stanie mu zaufać, jednak teraz... Cóż, to już nie było aż takie oczywiste.

Nie zapomniałam, co takiego zrobił w przeszłości – czy to nazywając mnie Rosą, czy atakując domu, kiedy miałam pod opieką dzieci. Doskonale pamiętałam również jego niedawne słowa, kiedy niemal gorączkowo zapewniał mnie, że nigdy świadomie by mnie nie skrzywdził. Wiedziałam, że tak jest, ale również zdawałam sobie sprawę z tego, że Rufus miał dość zniekształcone pojęcie granicy pomiędzy dobrem i złem, poza tym przywykł do tego, że zwykle dostaje to, czego chce, czasami metodami, które niekoniecznie przypadały mi do gustu. Udowodnił to, kiedy oszukał mnie, chcąc zdobyć moją krew, więc teraz tym bardziej nie byłam pewna, czy...

Rufus westchnął cicho, po czym ujął mnie za rękę i bez większego wysiłku postawił do pionu. Zesztywniałam cała, kiedy zatoczyłam się i machinalnie zrobiłam krok do przodu, tym samym znajdując się tak blisko niego, że niewiele brakowało, żebym wpadła mu w ramiona. Czułam na sobie jego intensywne spojrzenie, poza tym byłam aż nadto świadoma jego na swój sposób hipnotyzującego, oszałamiającego zapachu... A skoro ja to czułam, nie miałam najmniejszych złudzeń co do tego, jak sam musiał odbierać zapach krążącej w moich żyłach krewi. Jakby tego było mało, puls gwałtownie mi przyśpieszył, zdradzając podenerwowanie i to, jak bardzo byłam napięta. Nie przypuszczałam co prawda, że mogłabym kiedykolwiek okazać przy Rufusie strach, ale z jakiegoś powodu czułam się zagrożona; w końcu wiedziałam, że miał z sobie coś z drapieżnika, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego akurat teraz zaczęłam o tym myśleć i to dostrzegać.

Poza tym... te jego zdolności. Przez myśl przeszło mi, że wciąż byłam pod wpływem tego, co wydarzyło się pomiędzy Gabrielem a Nicole w Akademii Nocy. Rufus mógł omamić mnie w podobny sposób, tym bardziej teraz, kiedy czułam się taż do tego wzburzona i wytrącona z równowagi. Nie chciałam tego i wiedziałam, że natychmiast powinnam się odsunąć – w końcu wystarczyło, żeby przyciągnął mnie do siebie, żeby zyskać swobodny dostęp do mojej szyi – ale nie byłam w stanie się ruszyć, dziwnie sparaliżowana i jakby...

– Jak? – wyrwało mi się. Zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy, w nadziei, że w ten sposób uda mi się jakkolwiek oswobodzić i zmusić do tego, żeby w końcu się ruszyć.

– Co? – Rufus zamrugał kilkukrotnie. Dotychczasowe napięcie uleciało ze mnie prawie natychmiast, kiedy bezceremonialnie odsunął mnie do tyłu, po czym sam odszedł na kilka kroków, zaplatając ramiona. Nawet na mnie nie patrzył. – Nie rozumiem...

– Jaka jestem? – uściśliłam, lekko potrząsając głową, żeby zamaskować wcześniejsze zmieszanie. – O co ci chodziło, kiedy wspominałeś o moim zachowaniu, co? – dodałam ostrzej niż zamierzałam; w rzeczywistości było mi to obojętne.

Rzucił mi nieodgadnione spojrzenie; na jego ustach z wolna pojawił się odrobinę cyniczny uśmieszek.

– Przewrażliwiona – powiedział w końcu. – Czy poczułaś się lepiej, kiedy ci o tym powiedziałem?

Jedynie prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. Przewrażliwiona? Może faktycznie coś w tym było, chociaż naprawdę usiłowałam jakkolwiek nad sobą panować. Próbowałam przekonywać samą siebie, że jestem dzielna i że jakoś dam sobie radę, ale prawda była taka, że wszystko raz po raz wymykało mi się z rąk. Niczego już nie rozumiałam, niczego nie byłam w stanie przewidzieć – a już na pewno tego, jak sama postąpię i to w najmniej oczekiwanych momentach. Wciąż czułam wewnętrzne pragnienie, żeby biec i jakoś przed tym wszystkim uciec, chociaż jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że wycofanie się jest najgorszym, co mogłam zrobić. Moja rodzina zasłużyła na coś zdecydowanie więcej, tym bardziej, że żadne z nas nie było winne tego, co właśnie nas spotykało – ja również i oni musieli doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Teraz sama nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, co takiego działo się ze mną w ostatnim czasie, zresztą bez sensu wydawało mi się dręczenie się czymś, co już się wydarzyło i czego nie byłam w stanie zmienić.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now