Sto siedemdziesiąt pięć

29 4 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Zrozumiałam, że coś jest nie tak już w chwili, w której znalazłam się w przyjemnym półmroku tuneli. Zdążyłam zaledwie rozejrzeć się dookoła, by zdecydować, w którą stronę powinnam się udać, kiedy gdzieś za moimi plecami rozległy się szybkie kroki. Już w następnej sekundzie z rozpędu omal nie wpadłam na Edwarda, który znikąd zmaterializował się u mojego boku, biorąc mnie w swoje objęcia tak szybko i gwałtownie, że na moment aż zabrakło mi tchu.

– Nareszcie! – usłyszałam tuż przy uchu. Brzmiał na tak zdenerwowanego, że natychmiast znieruchomiałam w jego objęciach, pozwalając żeby tulił mnie do siebie. Doznałam małego szoku termicznego, kiedy dla odmiany otoczyły mnie lodowate, twarde ramiona, jakże różne od aż nazbyt znajomych objęć Gabriela. – Gdzieś ty była?! Renesmee, na litość boską! – wyrzucił z siebie na wydechu.

– Tato... – zaczęłam, całkowicie wytrącona z równowagi, ale właściwie nie miałam pewności, co powinnam mu powiedzieć. Wiedziałam przecież, że nie będzie zadowolony, ale wszystko działo się tak szybko, że właściwie nie miałam kiedy zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę mogłabym chcieć.

Edward właściwie nie czekał na moje wyjaśnienia, natychmiast odsuwając mnie od siebie na długość wyciągniętych ramion, by móc z uwagą zmierzyć mnie wzrokiem. Gdyby nie to, że miałam do czynienia z własnym ojcem, na dodatek aż nadto świadomym tego, kim dla niego byłam, pewnie nawet poczułabym się skrępowana jego przenikliwym spojrzeniem. Nawet w ciemnościach widziałam, że jest mocno podenerwowany, chociaż wyraźnie mu ulżyło, kiedy upewnił się, że jestem cała i zdrowa. Odetchnął, a po chwili znowu znalazłam się w jego objęciach, machinalnie sztywniejąc i czekając aż otrząśnie się na tyle, by w końcu przejść do rzeczy – a konkretnie zrobić mi awanturę na tyle wielką, że na samą myśl zaczynała boleć mnie głowa.

Westchnęłam w duchu. No cóż, na pewno nie zamierzałam próbować przekonywać go, że wszystko jest w porządku, a on przesadza. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie postąpiłam jakoś szczególnie uczciwie, tak po prostu zostawiając ich tutaj bez słowa wyjaśnień, na dodatek skazanych na towarzystwo kogoś takiego jak Rufus. Mogłam się tylko domyślać, jak ten wampir poradził sobie z koniecznością usprawiedliwienia mojej nieobecności, i chociaż nadal sądziłam, że naukowiec zasłużył sobie na to, bym była na niego zła, nie dało się ukryć, że wobec bliskich mogłam zachować się bardziej fair – tym bardziej, że już najpewniej wiedzieli o całym tym szaleństwie, które rozegrało się w podziemiach podczas ich nieobecności.

– Musimy porozmawiać – zadecydował nieznoszącym sprzeciwu tonem Edward, stanowczo ujmując mnie za nadgarstek i ciągnąć w głąb korytarza. Brzmiał o wiele spokojniej, ale po jego głosie poznałam, że był zagniewany; ta sytuacja była trudna dla wszystkich, a on dopiero zaczynał przywykać do myśli o tym, że już nie byłam małą dziewczynką, chociaż to i tak niczego z jego perspektywy nie zmieniało. Dla niego i Belli zawsze miałam być dzieckiem – ich małą córeczką – niezależnie od tego, czy sama byłam już mężatką i spodziewałam się narodzin trzeciego już dziecka. – Nie mogę uwierzyć... Po prostu nie mogę uwierzyć, że mogłabyś tak po prostu... – rzucił gniewnie, a ja jedynie pokręciłam nieznacznie głową.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now