Siedemdziesiąt dwa

28 5 0
                                    

Beatrycze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beatrycze

W milczeniu pozwoliła, żeby ujął ją za dłoń. Uścisk miał silny, nie przesadnie, ale w ten właściwy sposób, który przynajmniej powinien sprawić, żeby kobieta poczuła się przy nim pewnie. Gdyby na jej miejscu stała jakakolwiek inna dziewczyna, pewnie byłaby zachwycona, przekonana, że właśnie ma przed sobą prawdziwego boga albo anioła, jednak Beatrycze czuła wyłącznie niechęć i narastające z każdą kolejną sekundą pragnienie, żeby odepchnąć go od siebie i uciec tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.

Nie zrobiła tego. Mimo wewnętrznego oporu zrobiła to, co wydawało się rozsądne, a więc dygnęła z gracją, udając, że to naprawdę zaszczyt, że On zwrócił na nią uwagę. To tylko jeden taniec. Nic, czym mogłabyś się niepokoić, pomyślała, ale czuła, że to wcale nie jest takie proste i że w każdej chwili mogło wydarzyć się coś, czego później miała pożałować. Nie, na pewno nie miał jej zabić – już była martwa, poza tym już wielokrotnie wcześniej dał im do zrozumienia, że znaczą dla niego zbyt wiele, żeby pozwolić sobie na stratę którejkolwiek z nich. Ta myśl w pewnym sensie przynosiła jej ukojenie, jednak Beatrycze wiedziała, że istnieją rzeczy o wiele gorsze od samej śmierci. Widziała ich dość, żeby być w stanie je rozpoznać.

Tak jak i instynktownie rozpoznawała to, co kryło się w Nim.

– Możecie odejść – powiedział spokojnie, bez odrywania od niej wzroku zwracając się do pozostałych.

– Mój panie, z całym szacunkiem, ale czy...? – zaczęła cicho Gaja, po czym natychmiast zamilkła, kiedy zwrócił ku niej swoje promienne oblicze.

– Możecie odejść, Gaju – powtórzył z naciskiem, pozornie łagodnym tonem, ale za maską uprzejmości i ciepła kryła się wyczuwalna groźba. – W tej chwili moim życzeniem jest to, żeby zostać sam na sam z Beatrycze.

Gaja pobladła nieznacznie, wyraźnie zaniepokojona perspektywą tego, że mogłaby Go rozgniewać, po czym z szacunkiem skłoniła głowę. Przypominające czyste złoto włosy, miękkimi falami opadły jej na pierś, częściowo przysłaniając twarz.

– Tak jest.

To wystarczyło, by ciepły, uwodzicielski uśmiech powrócił. Nikt więcej nie ważył się odezwać ani protestować, kiedy pozostałe kobiety – jedna za drugą – w milczeniu opuściły Lustrzaną Salę. Beatrycze czuła na sobie dyskretne, nieodgadnione spojrzenia, jednak najbardziej świadoma była tego, które należało do Ariadny – przenikliwego i rozczarowanego, jakby kobieta chciała w ten sposób przekazać jej coś w stylu „Sama jesteś sobie winna".

Oczywiście. Zawsze była „winna", przynajmniej zdaniem matki, która jeszcze za życia najlepiej radziła sobie właśnie z wytykaniem Beatrycze jej błędów. Zawsze była surowa i nieprzystępna, i to nie tylko dla niej, ale również dla jej dwóch starszych sióstr: Leany i Cassandry. Jednak – czego Beatrycze nigdy nie miała jej zapomnieć – to wyraźnie na niej matka koncentrowała swoją uwagę, stawiając jej wymagania dużo wyżej niż swoim pozostałym córką.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz