Pięćdziesiąt dwa

39 6 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Kristin wyglądała na jeszcze bardziej poirytowaną niż zwykle, ale praktycznie nie byłam tego świadoma. Skorzystałam z okazji, żeby przynajmniej chwilę pomilczeć, chociaż nie byłam w stanie wyciszyć się nawet w niewielkim stopniu, nie wspominając o ucieczce przed wspomnieniami i emocjami, które tak bardzo dręczyły mnie w ostatnim czasie. Sama już nie byłam pewna, czego tak naprawdę chcę, ale na pewno nie sprowadzało się to do ciągłego myślenia o Isobel, Asherze i całym tym bałaganie, który czekał na mnie nie tylko na górze, ale również tutaj, na dole.

Nawet gdybyśmy chcieli rozmawiać, okazało się to niemożliwe, bo w kuchni zaczęło się pojawiać coraz więcej osób, w większości istot takich jak ja, czyli pół-wampirów. Podejrzewałam, że wampiry takie jak Kristin już dawno padły ze zmęczenia, jak zwykle po wschodzie słońca, ale wcale mnie to nie zdziwiło, bo zdążyłam już zorientować się, że światło dnia jest dla tych istot uciążliwe nawet wtedy, kiedy funkcjonowały w cieniu. Jedynie Kristin i William wydawali się wciąż pewnie trzymać na nogach, najwyraźniej przyzwyczajeni do tego, żeby zarywać noce i to nawet wtedy, kiedy zachowanie przytomności korzystało ich mnóstwo energii.

Mimo wszystko byłam porażona liczebnością zamieszkujących podziemia osób. Nie wszystkich znałam, a jeśli wierzyć wyjaśnieniom Theo (jedynie on odzywał się do mnie i Carlisle'a, odkąd Kristin popadła w coś na kształt letargu, co chyba miało być formą zdecydowanego protestu przeciwko stwierdzeniu, że Ashera jakkolwiek jej zagrażało), liczba mieszkańców zmieniała się niemal równie regularnie, co wcześniej liczebność miasta. Dobrym przykładem były chociażby dzieci, które udawało im się w porę wyrwać spod wpływu Isobel, a które później albo zostawały w podziemiach, albo – przy odpowiedniej pomocy – wydostawały się poza granice Miasta Nocy i przynajmniej próbowały żyć na własny rachunek. Nie potrafiłam sobie wyobrazić żadnego z młodych pół-wampirów zdanych na życie w pojedynkę, chociaż jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że każde z nich było do tego zdolne. Przecież znałam niejednego nieśmiertelnego, który w stosunkowo młodym wieku zmuszony był radzić sobie z problemami, które nawet mnie wydawały się przerastać. Również Gabriel i Layla byli tego doskonałym przykładem, chociaż o Licavolich starałam się uparcie nie myśleć.

Dzieci, o których wspominały Claire i Zoe, była trójka. Sama nie byłam pewna, czego powinnam się spodziewać, jednak mimo wątpliwości nie wahałam się nawet chwili, kiedy obie pół-wampirzyce (oczywiście w towarzystwie Lucasa) pojawiły się z powrotem. Do tej pory nie byłam nawet pewna, czy mam coś takiego, jak owy słynny instynkt macierzyński – w końcu opieka nad własnymi dziećmi wydawała mi się czymś absolutnie naturalnym, Alessia i Damien zresztą dorośli zdecydowanie zbyt szybko, bym zdążyła odnaleźć się w roli matki – ale wszystko wskazywało na to, że nie mam się czego obawiać. Kiedy tylko zauważyłam trójkę wyróżniających się, drobnych istot, wszystko inne przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a ja natychmiast dołączyłam do zafascynowanej Zoe i ostrożnej, aczkolwiek w równym stopniu oczarowanej Claire.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now