Sto osiemdziesiąt dziewięć

35 4 0
                                    

Renesmee

اوووه! هذه الصورة لا تتبع إرشادات المحتوى الخاصة بنا. لمتابعة النشر، يرجى إزالتها أو تحميل صورة أخرى.

Renesmee

Przystanęłam wpół kroku, nerwowo spoglądając przed siebie i próbując przekonać samą siebie, że robię dobrze. Zdawałam sobie sprawę z tego, że powtarzałam ten sam rytuał prawie codziennie przez ostatni tydzień, ale nie mogłam powstrzymać się przed podejmowaniem kolejnych prób, chociaż już jakiś czas temu oczywistym stało się, że najpewniej tylko niepotrzebnie narażam się na kolejne rozczarowania. Alessia nie chciała ze mną rozmawiać i najpewniej nic się pod tym względem nie zmieniło, a jednak na nadal żyłam płonną nadzieją na to, że...

Na co? Przystanęłam i oparłszy się o ścianę opustoszałego korytarza, nerwowo zaczęłam przygryzać dolną wargę. Nie powinnam być już zdziwiona, że dziewczyna w ten sposób reagowała na mnie i moją obecność, bo sama na jej miejscu nie zachowałabym się lepiej. Wiedziałam przecież, czym jest i wątpliwości, które musiały towarzyszyć jej przez kilka ostatnich dni, które chcąc nie chcąc musiała spędzić w zamknięciu. Aż nazbyt dobrze pamiętałam, jak czułam się, kiedy to Lawrence'owi udało się w końcu przyprowadzić mnie do siebie. O tak, na temat uprowadzenia i związanymi z nim okolicznościami mogłam rozmawiać nawet całymi godzinami, a w tej sytuacji tłumaczenie Alessi, że w jej przypadku to wcale nie jest takie, jak mogłoby się jej wydawać, było całkowicie pozbawione sensu – i to dodatkowo biorąc pod uwagę metody Rufusa, który faktycznie nie zrobił niczego głupiego, przynajmniej teoretycznie i biorąc pod uwagę jego wyjątkowy sposób postrzegania pewnych kwestii.

W zamyśleniu położyłam dłoń na brzuchu, nie po raz pierwszy z niejaką ulgą odkrywając, że w ten sposób o wiele łatwiej jest mi trzymać nerwy na wodzy. Dziecko nie poruszyło się, od rana wyjątkowo spokojne, chociaż nie do takiego stopnia, żebym zaczęła się niepokoić. W porównaniu z burzą emocjonalną, którą regularnie serwowałam maleństwu w ostatnim czasie, obecne dni musiały jawić się jako wyjątkowo sprzyjające dla mnie, a w konsekwencji również dla mojego nienarodzonego syna lub córki, co było w zasadzie jedynym plusem całej tej sytuacji. Przynajmniej tymczasowo bóle brzucha nie wracały, co chyba powinno mnie cieszyć, ale to było trudne, tym bardziej, że moje myśli raz po raz kierowały się na niebezpieczniejsze tory, choć już niezliczoną ilość razy próbowałam sobie powtarzać, że powinnam dać sobie spokój.

Nie miałam już czego szukać w Akademii Nocy, co zresztą było oczywiste już od chwili, w której zaatakowała Lilia. Ta myśl mnie wykańczała, zresztą tak jak i wiążąca się z nią bezczynność, ale chociaż bliscy próbowali mnie pocieszać, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że prawie na pewno wszyscy odetchnęli z ulgą. Oczywiście nikt nie skomentował tego nawet słowem, ale zbyt dobrze znalazłam postawy rodziców w tej jednej kwestii; martwili się za każdym razem, kiedy wychodziłam, więc teraz już nie musieli się obawiać, że cokolwiek pójdzie nie tak.

Wiedziałam również, co sądził o podejmowanym przeze mnie ryzyku dziadek, tym bardziej przez wzgląd na mój stan. Już nie musiał próbować przekonywać mnie, bym przynajmniej na kilka dni odpuściła, zresztą po jego reakcji, kiedy chcąc nie chcąc przyznałam mu w końcu, że dziecko dawało mi się we znaki już od jakiegoś czasu, jasno wywnioskowałam, że niezależnie od sytuacji nigdzie by mnie nie puścił. Zapłakana i na wpół przytomna, nie byłam w stanie jakkolwiek skupić się na tym, co ze mną robić, zasypiając jeszcze przed tym, jak zdecydował się podać mi coś na uspokojenie, ale kiedy już obudziłam się następnego dnia, nie chciał nawet słyszeć o tym, że chciałam iść sprawdzić, czy wszystko w porządku z Alessią. Nie miałam innego wyboru, a jedynie pozwolić mu się dokładniej zbadać, chociaż to okazało się równie krępujące, co i nieprzyjemne. Cóż, przynajmniej Rosalie wydawała się być zadowolona, kiedy poprosiłam ją o to, żeby towarzyszyła mi podczas USG. Carlisle oczywiście okazał się o wiele delikatniejszy niż Rufus, poza tym nie próbował się ze mną drażnić, kiedy z podekscytowaniem i niejaką wręcz ulgą wpatrywałam się w znajomy mi już, pulsujący punkcik na ekranie. Dziecko rosło – wciąż wolno, ale z tym zdążyłam się już oswoić – i wszystko wydawało się być w porządku, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że doktora martwił mój stan, nawet jeśli fizycznie nic mi nie dolegało. Nie powiedział tego na głos, ale po tym, jak kazał mi leżeć i częściej niż do tej pory kontrolował mój stan, momentalnie pojęłam, że niejako podzielał wcześniejsze obawy Rufusa – za którymś razem nerwy mogły doprowadzić do czegoś więcej niż skurcze, ale o tym nawet nie chciałam myśleć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)حيث تعيش القصص. اكتشف الآن