Sześćdziesiąt osiem

30 5 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Wciąż drżałam, kiedy Kristin podeszła do mnie i bez słowa ujęła mnie pod ramię. Rzuciłam jej niespokojne spojrzenie, ale nie zaprotestowałam, próbując znaleźć w jej bliskości i dotyku chociaż cień upragnionego spokoju. Czułam się rozbita, a przy tym wciąż zdenerwowana, ale starałam się myśleć logicznie, przekonując samą siebie, że ani Kristin, ani Carlisle nie są przy mnie po to, żeby mnie zdenerwować. Chcieli mi pomóc, tym bardziej, że moje zachowanie w najmniejszym stopniu nie ułatwiało sprawy – i to ani mnie, ani nikomu innemu.

– Jestem zmęczona, Kristin – powiedziałam w końcu, ostrożnie dobierając słowa i starając się zapanować nad tonem głosu. W rzeczywistości nadal pragnęłam krzyczeć, zrobić... cokolwiek, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. – Jestem...

– Wiem – przerwała mi spokojnie. – Chodź, pogadamy chwilę – dodała i tym razem to ona pociągnęła mnie w głąb korytarza. – Panuję nad sytuacją. W przeciwieństwie do Rufusa, więc gdybyś mógł... – dodała na odchodne, rzucając znaczące spojrzenie Carlisle'owi.

– Oczywiście – zgodził się, ale nie wydawał się przekonany.

Krótko obejrzałam się przez ramię, żeby przekonać się, że dziadek nie ruszył za nami. Podchwyciłam jeszcze zaniepokojone spojrzenie doktora i spróbowałam wysilić się na coś, co można byłoby uznać za przepraszający uśmiech, jednak podejrzewałam, że wyszło mi to co najmniej marnie.

Nie byłam pewna czy to Kristin mnie prowadzi, czy to ja narzuciłam kierunek, to zresztą nie miało znaczenia. W duchu podziękowałam losowi za to, że przynajmniej na pierwszy rzut oka korytarze były opustoszałe. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, więc tym bardziej mi ulżyło, kiedy po drodze nie napotkałyśmy nikogo, kto mógłby zwrócić na którąkolwiek z nas uwagę. Zwłaszcza po tym, co już spotkało mnie w Akademii Nocy, miałam dość przenikliwych spojrzeń, a w stanie, w którym się znajdowałam, bez wątpienia ściągałam na siebie uwagę.

Niemal z ulgą przeszłam pod skrawkiem materiału, oddzielającym pokój Claire od reszty korytarza. Jeszcze w tunelu wyswobodziłam się z uścisku Kristin i przyśpieszyłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się gdzieś, gdzie poczuję się bezpiecznie. Miałam przynajmniej tę odrobinę szczęścia, że córki Rufusa nie było u siebie; jak nic wystraszyłabym ją jeszcze bardziej niż dziadka i Kristin, a tego zdecydowanie nie chciałam, zwłaszcza dla kogoś tak delikatnego jak Claire.

Kristin przystanęła w progu, obserwując mnie w milczeniu, kiedy z jękiem rzuciłam się na łóżko. Skuliłam się w kłębek i wtuliwszy twarz w poduszkę, pozwoliłam łzom płynąć, chociaż przez chwilę wahałam się nad tym, czy nie powinnam zacząć walczyć o to, żeby jakoś nad sobą zapanować Płacz nie rozwiązywali problemu, ale mogłam przynajmniej poczuć się odrobinę lepiej – o ile w moim przypadku to w ogóle było możliwe.

– Nessie... – usłyszałam i skrzywiłam się, słysząc głos Kristin. Najwyraźniej nie zamierzała tak po prostu dać za wygraną.

– P-przepraszam – wykrztusiłam z pewnym wysiłkiem. Materiał pościeli dodatkowo tłumił mój głos i nie miałam pewności, czy Kristin była w stanie cokolwiek zrozumieć. – Nie powinnaś... t-tego oglądać...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now