Sto sześćdziesiąt

40 5 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Czułam się trochę tak, jakbym była w niebie. Nie przypuszczałam, że w ogóle możliwym jest to, bym jeszcze kiedykolwiek doznał tak niezwykłego stanu, a jednak naprawdę tutaj byłam, a Gabriel obejmował mnie ramionami, jakby od niechcenia wodząc dłonią po moim ramieniu i plecach, kreśląc na mojej nagiej skórze jakieś skomplikowane wzory. Przy każdym jego dotyku czułam się tak, jakby moja skóra płonęła, ale nie było w tym niczego nieprzyjemnego – wręcz przeciwnie. Pragnęłam więcej, choć jednocześnie bałam się pokusić się o myśl o tym, że to w ogóle możliwe. To, co się między nami wydarzało, samo w sobie było doskonałe, więc czego jeszcze mogłam potrzebować?

Wtuliłam się w niego ufnie, usatysfakcjonowana samą możliwością leżenia u jego boku. Oddałabym wszystko, byleby znów móc doświadczać takiego przebudzenia każdego dnia, zupełnie jakby nic się nie zmieniło, choć to przecież nie była nasza sypialnia, a ja najlepiej czułabym się, gdybym mogła przekonać się, iż wszystkie dotychczasowe problemy były tylko jakimś idiotycznym snem. Gdyby nie świadomość tego, iż jesteśmy w Niebiańskiej Rezydencji, a pokój w niczym nie przypominał naszej jasnej, przestronnej sypialni, może nawet udałoby mi się uwierzyć, że wszystko wróciło do normy. Wtedy mogłabym udawać, że dopiero szykowaliśmy się do organizowanej przez Isabeau uroczystości z okazji Nocy Świętojańskiej albo – co wydało mi się bardziej kuszącą perspektywę – że żaden rytuał nie miał mieć miejsca. Cokolwiek, byleby wszystko wróciło do normy, a my...

Z tym, że to nie było takie proste i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Fakt ten wydawał się kłaść cieniem na odczuwaną przeze mnie przyjemność, skutecznie psując mi nastrój, choć jednocześnie nawet najbardziej przykre myśli nie były w stanie zabić euforii, która mi towarzyszyła. Czułam przede wszystkim narastającą z każdą kolejną satysfakcję i przyjemność, starając się skoncentrować na tym, co miałam, tym bardziej, że już niejednokrotnie miałam okazję, by przekonać się, jak bardzo kruche i ulotne były szczęście. Już i tak powinnam być wdzięczna losowi za to, że ostatecznie trafiłam tutaj, mogąc być przy osobie, którą kochałam nade wszystko i która nadal kochała mnie, nawet jeśli nie pamiętała wszystkiego, czego mogłabym oczekiwać.

– Jak się czujesz, mi amore? – usłyszałam i zadrżałam mimowolnie, kiedy ciepły oddech Gabriela musnął mój policzek.

– A jak ci się wydaje? – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się blado. Lekko uniosłam się na łokciach, by móc spojrzeć mu w twarz. – To chyba oczywiste, że fantastycznie.

Kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze. To był ten odrobinę cyniczny, zadziory uśmiech, który sprawił, że puls momentalnie mi przyśpieszył.

– Doprawdy? – Gabriel uniósł brwi. – Nie jestem twoim pierwszym. To chyba naturalne, że mam wątpliwości – zauważył i choć zabrzmiało to pogodnie, wyczułam w jego tonie coś, co dało mi do zrozumienia, że chyba faktycznie był zaniepokojony.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz