Siedemdziesiąt siedem

29 4 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Bella metodycznie gładziła mnie po włosach. Poddawałam się jej dotykowi, próbując znaleźć w nim przynajmniej chwilowe ukojenie, którego tak bardzo potrzebowałam. Przynajmniej przez tych kilka minut czułam się dobrze, świadoma bliskości i uczucia, którym darzyła mnie mama. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że obie jesteśmy pod wpływem silnych emocji – każda z innego powodu, choć wszystko ostatecznie i tak sprowadzało się do jednego – miałam wrażenie, że gdybym tylko zechciała, z łatwością byłabym w stanie zapomnieć o tym, co mnie dręczyło, w zamian koncentrując się wyłącznie na tej chwili. To było dobre, a ja mogłam wyobrazić sobie, że przynajmniej ten jeden raz nie jestem odpowiedzialna ani za siebie, ani za innych, zupełnie jakbym wróciła do tych beztroskich chwil dzieciństwa, kiedy wierzyłam w to, że rodzina jest w stanie obronić mnie przed wszystkim.

Oddychałam powoli, jednocześnie starając się jako uporządkować mętlik w głowie. Mama cierpliwie czekała, aż dojdę do siebie i zdecyduję się odezwać, nie poganiając mnie ani w żaden sposób nie dając mi do zrozumienia, że się niecierpliwi. Odpowiadało mi to, tym bardziej, że zdawałam sobie sprawę z tego, iż gdybym chciała teraz się wycofać i po prostu pomilczeć, zgodziłaby się na to bez chwili wahania. Potrzebowałam tej pewności, że wszystko jest w porządku i tego, że nie ciąży nade mną żadna presja – i myśl o tym w jakiś pokrętny sposób dodawała mi siły.

– Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, ale... Miałaś kiedyś wrażenie, że ktoś, kogo powinnaś znać i kogoś kochasz nade wszystko, w rzeczywistości jest kimś zupełnie innym? – zapytałam tak cicho, że sama ledwo siebie słyszałam, ale obdarzona wyostrzonymi zmysłami Bella bez trudu mnie zrozumiała.

– Masz w tym momencie na myśli... – Mama zawahała się, najwyraźniej nie będąc w stanie obojętnie obejść się z myślą o tym, że byłam już mężatką. Cóż, sama pewnie zachowałabym się nie lepiej, gdyby chodziło o Alessię albo Damiena. – Mówisz o tym chłopaku, tak?

Westchnęłam cicho.

– O Gabrielu – sprostowałam machinalnie. Lekko uniosłam głowę, żeby być w stanie spojrzeć jej w oczy. – O moim Gabrielu... W pewnym sensie tak, chociaż wiem, że to może dotyczyć też Alessi i Damiena.

Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jakie zmiany musiały zajść w moich dzieciach, bardziej skoncentrowana na zastanawianiu się nad tym, czy byli bezpieczni. Rufus zapewniał mnie, że tak i mimo wszystko jego wyjaśnienia brzmiały sensownie (przynajmniej jak na jego standardy), ale trudno było mi przyjąć cokolwiek na słowo. W pamięci wciąż miałam chwilę powrotu Isobel, a teraz również okrucieństwo Lilii i to, czego sama doświadczyłam od powrotu do miasta. Jeśli istniało teraz bardziej niebezpieczne miejsce od centrum i Akademii Nocy, to chyba wyłącznie sama Niebiańska Rezydencja – a przecież to właśnie tam najpewniej znajdowali się ci, których nade wszystko kochałam. To chyba naturalne, że nie obchodziło mnie to, czy zdolności Alessi i Damiena były bardziej rozwinięte od moich; czy byli starsi i bardziej doświadczeni; czy potrafili się bronić i czy przez te wszystkie lata jakoś sobie radzili...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now