Sto trzydzieści sześć

35 5 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Zamrugałam kilkukrotnie, coraz bardziej zaniepokojona. Bezwiednie spojrzałam w stronę przysłoniętego wejścia, wbijając wzrok w nieruchomą zasłonę z kolorowego materiału, jakbym spodziewała się zauważyć tam cokolwiek, co mogłoby się okazać choć w niewielkim stopniu niezwykłe... czy też raczej niewłaściwe. Czułam, że serce trzepoce mi się w piersi, zdradzając odczuwane przeze mnie zdenerwowanie, a zwłaszcza dominujące nad wszystkim innym niepokój i lęk, które już od dłuższego czasu uniemożliwiały mi rozluźnienia się.

Praktycznie bezwiednie napięłam mięśnie, instynktownie przybierając pozycję obronną, choć sama nie byłam pewna z czym miałabym walczyć. Raz jeszcze rozejrzałam się po salonie, żeby przekonać się, że nic nie zmieniło się w otaczającej mnie rzeczywistości. Stworzone przez Clay'a świetliste kule płonęły jasnym światłem, tak, że nie miałam wątpliwości co do tego, czy powinniśmy się obawiać ciemności. Srebrne światło sprawiało, że poczułam się pewniej i przez moment byłam nawet skłonna uwierzyć w to, że głos był wyłącznie wytworem mojej wyobraźni, ale miałam pojęcie, że w tamtym momencie tylko oszukuję samą siebie.

Włoski na ramionach i karku stanęły mi dęba, choć to raczej nie miało związku z panujących w tunelach chłodem. Nagle doznałam irracjonalnego wrażenia, że ktoś mnie obserwuje i wcale nie ma dobrych zamiarów. Przez moment miałam ochotę raz jeszcze rozejrzeć się dookoła, tym razem zwracając większą uwagę na otaczających mnie nieśmiertelnych, ale i bez tego wiedziałam, że moje przeczucia nie mają żadnego związku z mieszkańcami tuneli.

Bransoletka wciąż pulsowała, nienaturalnie nagrzana i jakby żywa. Machinalnie zacisnęłam palce na rozgrzanym nadgarstku, pocierając go lekko i próbując przekonać samą siebie, że pulsowanie jest tylko wytworem mojej wyobraźni. Czułam nieprzyjemne mrowienie, stopniowo rozchodzące się po całym ramieniu, co okazało się dla mnie równie szokującym, co i niemal bolesnym doświadczeniem. Zaczęłam nerwowo prostować i zginąć ramię w łokciu, próbując jakoś sobie ulżyć, choć to nie fizyczny dyskomfort był dla mnie największym problemem. Z każdą kolejną sekundą narastał we mnie niepokój, a ja nie byłam w stanie zrobić niczego, żeby jakkolwiek zapanować nad emocjami i własnym ciałem.

Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując ukryć dręczące mnie objawy. Gdybym miała choć cień szansy tego, że ktokolwiek będzie w stanie udzielić mi odpowiedzi, natychmiast wszczęłabym alarm i zaczęła wypytywać o to, co się dzieje, ale coś podpowiadało mi, że gdybym spróbowała, jedynie straciłabym czas. Czułam wewnętrzną blokadę, nakazującą mi milczeć, ale wciąż nie miałam pewności, co i dlaczego...

Chodź... Chooooodźźź!!!, usłyszałam znowu i niewiele brakowało, żebym z jękiem ukryła twarz w dłoniach albo w dziecięcym odruchu zasłoniła dłońmi uszy, byleby odciąć się od intensywnego, coraz głośniejszego szeptu.

Wzięłam kilka głębszych, odrobinę drżących wdechów, starając się uspokoić, ale to okazało się trudne. Słyszałam coraz głośniejsze szepty – więcej niż jeden, przyprawiający o dreszcze głos – kuszące i przerażające jednocześnie. Miałam wrażenie, że dziesiątki, a może wręcz setki tych istot przekrzykują się wzajemnie, w wyniku czego w mojej głowie powstał prawdziwy, trudny do opanowania chaos. Szepty z każdą kolejną sekundą przybierały na sile, a ja miałam wrażenie, że ciśnienie za moment rozsadzi mi czaszkę.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now