Sto osiemnaście

31 5 1
                                    

Esme

Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.

Esme

Na wpół leżała na rozłożonym w kącie salonu kocu, obserwując bawiącą się Irys. Mała była rozkosznie słodka i bardziej niż tylko urocza, zwłaszcza kiedy z rozbrajającą szczerością zaczynała interpretować widziane przez siebie „kolory" albo bawiła się farbami, którym – jak dało się zauważyć po samym korytarzu skrzydła mieszkalnego – w tunelach nie brakowało. Teraz prawie cała była umazana różnobarwnymi emulsjami, świetnie bawiąc się, kiedy mogła malować palcami, czy to pozostawiając na papierze bliżej nieokreślony smugi, czy też odciskając dłonie. Cokolwiek widziała w swoich dziełach, musiało jej się podobać, bo śmiała się radośnie i tak wdzięczne, że nawet gdyby się nie chciało, nie można było się na jej widok przynajmniej nie uśmiechnąć.

Esme westchnęła cicho, nie po raz pierwszy zachwycona możliwością przebywania z dzieckiem. Być może to było tylko jej wrażenie, ale Irys od samego początku lgnęła do niej, zawsze roześmiana i – w przeciwieństwie do zamieszkujących tunele wampirów – pełna ufności, choć zaufanie w tym miejscu wydawało się czymś nieprawdopodobnym. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała aż tak otwarte, pełne życia dziecko, a nawet wspomnienie dzieciństwa Nessie nie napawało jej takim entuzjazmem. Może dlatego, że Renesmee zachwycała wszystkich wkoło, najczęściej spędzając czas pod opieką rodziców, Jacoba albo Rosalie, przez co nawet gdyby chciała, nie mogła nacieszyć się wnuczką tak długo, jak mogłaby tego oczekiwać. Zaraz po tym, niewiadomo kiedy, mieli już pod dachem nastolatkę, a nie małą dziewczynkę, która potrzebowała opieki, teraz z kolei, kiedy patrzyła na tę odmienioną Renesmee, niezmiennie widziała w niej silną kobietę, chociaż to wciąż nie do końca do niej docierało.

Tak czy inaczej, Irys była inna i chyba naprawdę czerpała przyjemność z tego, że ktokolwiek się nią interesował. Nie mogła oderwać wzroku od dziecka, a mała roześmiała się raz jeszcze, przypadkowo potrącając pojemniczek z czerwoną farbą. Z zaciekawieniem przyjrzała się powstałej plamie, po czym wyciągnęła rączkę i bez chwili wahania przeciągnęła nią po wilgotnym śladzie, żeby w następnej sekundzie przycisnąć dłoń do jednego z nielicznych białych śladów, które znalazła na papierze. Nachyliła się przy tym tak blisko, że ciemne włosy opadły jej na policzki, a noskiem dotknęła wciąż wilgotnego obrazka.

– Hej, hej... Malujemy buzię, czy domek, hm? – zapytała ze śmiechem, ujmując dziewczynkę za ramiona i wygodniej sadzając ją na kocu. Irys jedynie uśmiechnęła się w uroczy sposób i zaczęła kichać jak małe kociątko, co z jakiegoś powodu jeszcze bardziej ją rozbawiło. – Chodź tutaj do mnie.

Nie wyczuła oporu, kiedy wzięła dziewczynkę na ręce, rozglądając się, żeby znaleźć paczuszkę nawilżających chusteczek, które udało jej się wyszukać w tym, co wszyscy traktowali za łazienkę. Irys próbowała się z nią droczyć, raz po raz odwracając główkę, kiedy spróbowała ją powycierać, a ostatecznie bez chwili wahania przytuliła się do niej, nie dbając o to, że w ten sposób ubrudzi jeszcze bardziej nie tylko siebie, ale i ją.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu