Siedemdziesiąt sześć

30 5 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Szłam powoli, pozwalając mamie nacieszyć oczy cudownymi malowidłami, zdobiącymi ściany korytarza. Wiedziałam, że jest w równym stopniu zachwycona, co i oszołomiona, tym bardziej, że sama czułam się podobnie, kiedy po raz pierwszy Rufus prowadził mnie skrzydłem mieszkalnym do pokoju Claire. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, jakoś nie wyobrażałam sobie, bym kiedykolwiek mogła z obojętnością przejść tym korytarzem, nie poświęcając przynajmniej kilku sekund na napawanie się niezwykłą atmosferą, którą nadawały temu miejscu cudowne malowidła – dzieło Eve i jeszcze kilku osób.

– To jest... – usłyszałam i uśmiechnęłam się z wahaniem, po czym przystanęłam, czekając aż Bella zrówna się ze mną.

– Wiem. Piękne prawda? – zapytałam, prawie bezwiednie wodząc wzrokiem po symbolach i napisach, które z taką wprawą wpleciono do ciągnącego się wzdłuż ściany wzoru. – Przeszli samych siebie...

– Oni? – powtórzyła z wahaniem. – To znaczy... ci, którzy tutaj mieszkają, tak?

Z wolna skinęłam głową.

– Wampiry. I hybrydy... Aczkolwiek to robota wampirzycy, a przynajmniej tyle zdążyłam się dowiedzieć – wyjaśniłam po chwili zastanowienia. – Nie miałam pojęcia, że Eve lubi malować. Mam na myśli, że niektórzy bardzo się zmienili od chwili, kiedy poznałam ich po raz pierwszy.

Trochę dziwnie było mi mówić o tym, co dla mamy musiało być abstrakcją, ale doszłam do wniosku, że trudniej byłoby, gdybym udawała, że nic się nie wydarzyło. To była moja codzienność, którą chciałam odzyskać, a którą oni musieli zaakceptować, dlatego takie rozwiązanie wydało mi się najlepsze. Teoretycznie mogłam zważać na słowa i zachowywać się delikatnie, ale nie było na to czasu, poza tym zdążyłam się już przekonać, że czasami radykalne środki są najlepsze. Sama również nie chciałam, żeby ktokolwiek prowadził mnie za rączkę, dlatego musiałam zmusić się do tego, by traktować bliskich w taki sposób, jak sama chciałam być traktowana. Zaufanie, że sobie z tym poradzą, nawet jeśli wszystko wydawało się niemożliwie wręcz skomplikowane, wydawało się być w tym konkretnym przypadku podstawą.

Mama nie odpowiedziała, pozornie spokojna i rozluźniona, ale wyczuwałam w niej swego rodzaju napięcie. Starała się i choć nie do końca jej to wychodziło, jej wsparcie i zachowanie dawały mi więcej niż mogłaby przypuszczać.

– Wampirzyca... Nie wierzę, że musze o to pytać, ale co tym razem powinnam rozumieć pod słowem „wampir"? – zapytała w końcu.

– Ktoś taki jak Rufus... Albo Kristin. – Westchnęłam i wzruszyłam ramionami. – Kiedyś mówiliśmy o „nowych wampirach", ale to brzmiało jeszcze dziwniej. Oni są wampirami, jakby nie patrzeć. Po prostu... innymi – powiedziałam, ostrożnie dobierając słowa. – Może nawet bardziej zasługują na to, żeby ich tak nazywać. Ich przemiana była o wiele bardziej skomplikowana, a do tego trudniejsza, nawet jeśli trudno wyobrazić sobie piekło gorsze od kilku dni zwijania się z bólu – przyznałam i wzdrygnęłam się mimowolnie na samo wspomnienie tego, co sama przeżyłam, kiedy w moim krwiobiegu krążył jad.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now