Sto dziewięćdziesiąt dziewięć

72 4 2
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Jakby od niechcenia obserwowałam miotającą się na wszystkie strony Alice. Zawsze rozpoznawałam, kiedy moja ciotka była czymś zmartwiona albo zdenerwowana, bo wtedy zwykle za wszelką cenę próbowała zająć czymś ręce – czy to sprzątając, czy przekładając z miejsca na miejsce zdobiące dom kwiaty albo to, co akurat znajdowało się w zasięgu jej rąk. W zasadzie wszystkie remonty, począwszy od malowania, po bardziej diametralne zmiany wystroju konkretnych pomieszczeń, zawdzięczaliśmy właśnie poirytowanej Alice, ale w tunelach nie miała aż takiego pola manewru i to wyraźnie ją drażniło.

Zaplotłam ramiona na piersi, rzucając wymowne spojrzenie spoglądającego na partnerkę Jasperowi. Westchnął cicho i nieznacznie wzruszył ramionami, tym samym dając mi do zrozumienia, że przynajmniej tymczasowo jest bezradny. Na moją ciotkę zwykle nie było mocnych, zwłaszcza kiedy była pod wpływem silnych emocji, tak jak od chwili wyjścia Isabeau. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Beau była bardziej złośliwa niż to miała w zwyczaju, ale nie przypuszczałam, że jej słowa aż do tego stopnia urażą Alice. W jakimś stopniu mnie to niepokoiło, tym bardziej, że miałam wrażenie, iż już nie znam swojej własnej rodziny tak dobrze, jak dotychczas mi się wydawało. Może to ta sytuacja, która była wyzwaniem dla nas wszystkich, ale nie mogłam pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że minione lata mocno oddaliły mnie od tych, których kochałam. Ta jedna kwestia nie dawała mi spokoju, choć szukanie dodatkowych problemów w moim stanie, wydawało się całkowicie pozbawione sensu.

– Alice, daj już spokój... – westchnął Jasper, jednak decydują się zareagować. Podszedł do partnerki i spróbował otoczyć ją ramionami w pasie, ale uciekła z zasięgu jego rąk, jakby nie będąc w stanie znieść samej myśli o bezruchu. No cóż, to jak najbardziej było w jej stylu. – Ta dziewczyna na pewno nie miała nic złego na myśli. Zresztą sama słyszałaś – przypomniał jej spokojnie, nawiązując do licznych zapewnień moich i Carlisle'a.

Alice jedynie potrząsnęła głową. W końcu przystanęła, zaplatając ramiona na piersi i wciąż podrygując nerwowo, jakby panowanie nad emocjami wymagało od niej szczególnego zaangażowania i mnóstwa energii.

– Przecież nie o to chodzi – obruszyła się, wydymając usta. Nerwowo przygryzła dolną wargę, wyraźnie przygnębiona, co zdecydowanie nie zdarzało jej się często. – Problem w tym, że ona ma rację. Przecież ja jestem bezużyteczna.

– Słucham? – Rosalie aż zachłystnęła się powietrzem. Dotychczas siedziała w jednym z foteli, nerwowo bawiąc się końcówkami włosów i najwyraźniej zamierzając udawać, że jest sama, a wszyscy wokół (łącznie z Emmett'em, który ostatecznie wyszedł, twierdząc, że zamierza się rozerwać i towarzyszyć Pavarottim podczas wypadu na zewnątrz po krew; szczerze mówiąc, wolałam się nie zastanawiać, w jakie kłopoty mogła wpakować się ta wyjątkowa pod każdym względem trójka) nie istnieją, ale w odpowiedzi na słowa przybranej siostry, natychmiast poderwała się i zmaterializowała tuż przed wampirzycą. – O czy ty znowu mówisz? – warknęła, wyraźnie poruszona.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now