Sto pięćdziesiąt pięć

34 4 0
                                    

Renesmee

Hoppsan! Denna bild följer inte våra riktliner för innehåll. Försök att ta bort den eller ladda upp en annan bild för att fortsätta.

Renesmee

Nawet jeśli Rufus jeszcze próbował mnie zatrzymywać, nie zauważyłam tego. Wypadłam na korytarz niczym burza, natychmiast kierując się w stronę najbliższego wyjścia z tuneli i w duchu modląc się o to, żeby przypadkiem na kogoś nie wpaść. Byłam napięta do granic możliwości i choć poczułam się trochę lepiej, kiedy bez przeszkód udało mi się dotrzeć do wyjścia, chłodne nocne powietrze wcale nie przyniosło mi takiego ukojenie, jak mogłabym oczekiwać.

Jeszcze przed powrotem Isobel, wychodzenie po zmroku na ulice Miasta Nocy nie było najlepszym pomysłem. Zdawałam sobie z tego sprawę, tak jak i wiedziałam, iż zwłaszcza teraz spacerowanie w pojedynkę może skończyć się źle, ale nie miałam siły, żeby się nad tym zastanawiać. Nie byłam pewna czy to dobrze, czy źle, ale byłam zbyt zmęczona, by zwracać uwagę na cokolwiek, a tym bardziej zastanawiać się nad tym, czy jestem bezpieczna i czy ktoś mnie nie obserwuje. Byłam w stanie myśleć wyłącznie o Gabrielu i o tym, że nade wszystko pragnęłam znaleźć się w jego ramionach, żeby chociaż przez moment poczuć się bezpiecznie.

Działałam niczym automat, właściwie instynktownie pokonując kolejne opustoszałe uliczki. Być może miałam szczęście, a może wbrew wszystkiemu bransoletka z herbem dworu dawała mi ochronę, której wcześniej nie byłam aż do tego stopnia świadoma. Jakakolwiek była przyczyna, udało mi się dotrzeć do żelaznej bramy Niebiańskiej Rezydencji, chyba jedynie cudem nie zabijając się po drodze. Zmęczenie coraz bardziej dawało mi się we znaki, kiedy zaś dopadłam do otaczającego budynek muru, aż musiałam przytrzymać się prętów, kiedy nagle pociemniało mi przed oczami. Coraz bardziej zaniepokojona własnym samopoczuciem, lekko nachyliłam się do przodu, spazmatycznie łapiąc oddech i dopiero po chwili będąc w stanie ruszyć dalej przed siebie.

Tym razem nikt nie czekał na mnie przy głównej bramie, co przyjęłam z nieopisaną wręcz ulgą. Ostatnim, czego w tej sytuacji potrzebowałam, było spotkanie z Rafaelem albo kimkolwiek innym, kto...

– Vanessa? – usłyszałam i omal nie wyskoczyłam ze skóry, kiedy tuż za mną rozległ się znajomy głos. Błyskawicznie obróciłam się i omal nie wpadłam na Lawrence'a, który niewiadomo kiedy zmaterializował się tuż za mną. – Poczekaj... Dobrze się czujesz? – zapytał, bo zachwiałam się niebezpiecznie, kiedy instynktownie spróbowałam od niego odskoczyć.

Serce zabiło mi szybciej, kiedy lodowate dłonie zacisnęły się na moich ramionach. Chociaż jakaś cześć mnie wiedziała, że gdyby nie silny uścisk wampira, najpewniej bym upadła, zapragnęłam jak najszybciej zwiększyć dystans pomiędzy nami, byleby przestał mnie dotykać.

– Co...? Tak, jasne – wyrzuciłam z siebie na wydechu, lekko potrząsając głową. – Zostaw!

Lawrence uniósł brwi, ale ostatecznie usłuchał, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jestem aż tak roztrzęsiona, że nie ma sensu się ze mną kłócić. W mroku jego jasne włosy i karnacja sprawiały, że wydawał się jarzyć w ciemnościach, a może to po prostu mnie obrazy już zaczynały rozmazywać się przed oczami.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Där berättelser lever. Upptäck nu