Sto trzydzieści cztery

31 5 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

– Rufus... Do diabła, Rufus! – zawołałam, ale – co zresztą było do przewidzenia – nie doczekałam się odpowiedzi, a tym bardziej sensownej reakcji z jego strony. W zasadzie nie miałam nawet pewności, czy mnie usłyszał.

Pokręciłam z niedowierzaniem głowa, równie oszołomiona, co i zdenerwowana. Dopiero po chwili zdołałam otrząsnąć się na tyle, żeby ruszyć się z miejsca i zrobić nerwowy krok przed siebie, ale nie zdało mi się to na wiele, skoro Jacob wciąż mnie trzymał, a na rękach miałam Irys. Sama już nie byłam pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć, a fakt, że Rufus po raz kolejny podejmował decyzje według własnego uznania, wcześniej nawet nie racząc poinformować nas o tym, co zamierza, bynajmniej nie ułatwiało sprawy.

– Nie wzywaj diabła, bo jeszcze ci odpowie – rzuciła chmurnie Ashera. Zaplotła ramiona na piersi, przynajmniej częściowo się zakrywając, choć jeśli miałam być szczera, w ten sposób wyglądała jeszcze bardziej pociągająco. – Zawsze wiedziałam, że to wariat.

– A ty jesteś dziwką. Mamy w tunelach różnorodność – odparowała chłodno Kristin. – Czy ty naprawdę nie mogłabyś się choć ten jeden raz pohamować.

– Hm, niech no się zastanowię... Nie, chyba jedynak nie. – Ashera uśmiechnęła się słodko; jej oczy błyszczały złośliwie. – Tym razem nie przytargałam do tuneli żadnego człowieka. Co tym razem ci nie pasuje, Kristin?

Odpowiedź dziewczyna nie nadawała się do zacytowania, a tym bardziej do tego, żeby słuchały jej dzieci. Gdyby nie to, że nie czułam się na tyle pewnie, żeby ryzykować trzymanie Irys jedną ręką, pewnie zakryłabym jej uszy, ale to okazało się zbędne. Theo postanowił mnie wyręczyć, choć jego działanie sprowadzało się do chwycenia swojej partnerki wpół i zakrycia jej ust, zanim zdążyłaby się rozkręcić.

– Daj spokój, Kris – szepnął jej do ucha. Jeśli miałam być szczera, sam wyglądał na chętnego, żeby coś albo kogoś roznieść. Z ciemnymi włosami i wyjątkowo poważnymi, lśniącymi czerwienią oczami, wyglądał jak prawdziwy wampir, a nie obdarzony dość specyficznym poczuciem humoru lekarz, którego znałam. – Nie mamy teraz na to czasu... A może jak będziemy mieli szczęście, któreś z nich w końcu trafi szlag – dodał, a Kristin prychnęła pod nosem, bezskutecznie próbując oswobodzić się z jego objęć.

Ashera jedynie wzruszyła ramionami. Jej mina i postawa sugerowały cos w stylu „Nic nie poradzę na to, że taka ze mnie wredna jędza", a przynajmniej ja miałam ochotę, żeby w taki sposób to odczytać. Powoli zaczynałam mieć dość napiętej atmosfery, a kolejne kłótnie i to, że zaczynaliśmy walczyć między sobą, jedynie pogarszało sprawę, zwłaszcza, jeśli wyjaśnienia Claire były sensowne, a te istoty żywiły się czymś więcej niż tylko energią.

Stanowczo spróbowałam odepchnąć ramiona Jacoba, dając mu do zrozumienia, że ma mnie puścić. Nie zareagował od razu, ale w końcu cofnął się o krok, najwyraźniej przyjmując do wiadomości to, że jestem w stanie utrzymać się w pionie sama. Irys znieruchomiała w moich objęciach, wtulona w moją pierś; zaczęłam podejrzewać, że zaczęła przysypiać, ale nie miałam pewności i bynajmniej nie widziałam powodu, żeby to sprawdzać.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now