Dziewięćdziesiąt dwa

30 5 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Spokój oszałamiał mnie niezmiennie, tym bardziej, że myślami raz po raz uciekałam do tego, co doświadczyłam zaledwie chwilę wcześniej. Nie byłam chętna rozwodzić się na temat kwiatów, co musiało być na tyle wyraźne, że przy którejś próbie nawet moje ciotki musiały zrezygnować, zadowalając się stwierdzeniem, że to po prostu prezent na przeprosiny. Jedynie mama i Kristin wydawały się podejrzewać, że chodzi o coś więcej, ale obie milczały, jedynie spoglądając na mnie z zaciekawieniem, ale i swego rodzaju zmartwieniem. Zwłaszcza ta druga wyglądała na dodatkowo podenerwowaną, a w pewnym momencie rzuciła mi wymowne spojrzenie, jakby chcąc w ten sposób zadać mi pytanie w stylu – „Jak rozumiem, wiesz, co robisz, tak?". Chcąc nie chcąc zignorowałam je, bo jeśli miałam być ze sobą szczera, nie wiedziałam już niczego.

Mimo moich obaw, podczas mojej nieobecności, relacje moich bliskich i mieszkańców tuneli wcale się nie pogorszyły... A przynajmniej takie miałam wrażenie. Najwyraźniej Kristin zadbała o to, żeby wszystko było w porządku, przez większość czasu dotrzymując im towarzystwa, choć środek dnia nigdy nie był dobrą porą dla wampirów takich jak ona. Jakoś nie miałam złudzeń co do tego, że jest zmęczona i dosłownie słania się na nogach, ale nie skomentowałam tego nawet słowem, świadoma tego, że prędzej rzuciłaby się komuś do gardła niż przyznała do słabości. Swoją drogą, całkiem wprawnie ukrywała zmęczenie, jak zwykle wydając się tryskać energią, dzięki czemu z łatwością zyskała sympatię moich ciotek. Ulżyło mi, tym bardziej, kiedy ostatecznie pozwoliła wciągnąć się w dłuższą rozmowę na temat tego, jak ślub wyglądały w przypadku takich jak my, tym samym ratując mnie przed koniecznością tłumaczenia tradycji, które dla mnie nadal pozostawały nowością. Do tej pory pamiętałam swoje oszołomienie i to, jak przez cały wieczór zdawałam się na Gabriela i jego siostry, nie chcąc przypadkiem zrobić czegoś wybitnie głupiego, co zupełnie nie pasowało do panny młodej podczas tak istotnej dla wszystkich ceremonii.

Byłam świadoma wyczuwalnego mimo wszystko napięcia Edwarda, tym bardziej, że raz po raz przyłapywałam tatę na tym, że mi się przypatruje. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym myśleć, ale wciąż obawiałam się tego, że w którymś momencie znów zaczniemy się kłócić i że po raz kolejny będę musiała przekonywać bliskich, że nie jestem już ich mała dziewczynką na którą mają wpływ. Nie chciałam po raz kolejny wchodzić w konflikt z tymi, których kochałam, a tak bez wątpienia by się stało, gdyby wrócił tamta wyjazdu gdzieś poza Miasto Nocy albo tego, jak wielkie ryzyko byłam w stanie podjąć. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to wcale nie jest takie proste i że z dnia na dzień wywróciłam ich życie do góry nogami, ale nie mogłam nic na to poradzić, a oni w końcu musieli się z tym pogodzić.

Z tym większą ulgą przyjęłam pojawienie się Pavarottich, którzy jak gdyby nigdy nic zaproponowali wieczór z filmem, co wydało mi się tak irracjonalnie normalne, że aż cudowne. To była jedna z nielicznych okazji, żebym przekonała się, jak wielu nieśmiertelnych znalazło schronienie w podziemiach, tym bardziej, że z naturalnych powodów najbardziej liczebne były nowe gatunki wampirów – a więc ci, którym w naturalny sposób udało się uniknąć zgubnego wpływu Isobel. Nie musiałam nawet zastanawiać się nad tym, która jest godzina, żeby zorientować się, że słońce musiało już zajść; salon zaludnił się przeciągu zaledwie półgodziny, w po część tych, którzy się pojawili, wyglądała tak, jakby właśnie wstała z łóżka.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now