Pięćdziesiąt jeden

30 6 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Wpatrywałam się w Matthew tępo, mając wrażenie, że mówił do mnie w jakimś obcym języku. Chociaż rozumiałam poszczególne słowa, kolejna rewelacja – na dodatek jaka! – całkiem wytrąciła mnie z równowagi, choć nawet nie przypuszczałam, że istnieje cokolwiek, co będzie w stanie wprawić mnie w taki stan.

– Lo? – powtórzyłam, potrząsając z niedowierzaniem głową. Nie mogąc wytrzymać, zerwałam się na równe nogi i podeszłam do wampira, stając tak blisko, że czułam bijący od jego ciała chłód. – Mówimy o tej samej Lorenie?

– Nie patrz na mnie w ten sposób, bo zaczynam czuć się nieswojo – wymamrotał nerwowo, unosząc obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Też byliśmy w szoku. To znaczy... Może niekoniecznie Rufus, ale poza tym dalej to do mnie nie dociera. Lorena zawsze wydawała mi się w porządku...

Wypuściłam powietrze ze świstem, po czym odwróciłam się na pięcie, odchodząc o kilka kroków, żeby łatwiej zebrać myśli. Czułam na sobie niepewne spojrzenie Matta i przez myśl przeszło mi nawet, że jakimś cudem udało mi się go wystraszyć, chociaż nie sądziłam, że jestem w stanie w kimkolwiek wzbudzić podobne emocje. Co prawda zdawałam sobie sprawę z tego, że w ostatnim czasie zachowywałam się co najmniej nieswojo, łatwo wpadając w gniew i mając trudności z zapanowaniem nad najbardziej skrajnymi emocjami, ale to wciąż byłam ja! Jak zresztą miałam reagować na wszystko to, co działo się w ostatnim czasie?

Powrót Isobel zmienił więcej niż w ogóle mogłabym przypuszczać. Teoretycznie Lorena – a raczej Solange, chociaż wciąż nie byłam w stanie oswoić się z tą myślą – stanowiła najmniej istotny element całego chaosu, który zapanował w moim życiu, ale z jakiegoś powodu niepokoiło mnie to w równym stopniu, co i wszystko to, co działo się z moimi najbliższymi. Czegokolwiek w przeszłości nie mogłabym zarzucić Lorenie, wciąż pozostawała moją przyjaciółką, nawet jeśli to z Laylą dogadywała się najlepiej. To była rozrywkowa, przyjazna dziewczyna, której w żaden sposób nie uznałabym za Voltriańską księżniczkę, jak wmawiano jej przez przeszło wiek. Podobnie jak Alice nie pamiętała swoje przeszłości, poza tym miała najbardziej szalony i – nie ukrywajmy – cholernie przy tym niebezpieczny dar, bo najzwyczajniej w świecie nie dało się przewidzieć tego, jakimi zdolnościami będzie dysponować w danym momencie.

Pomijając to szaleństwo oraz fakt, że poniekąd to właśnie z jej powodu Michael i Isabeau byli zmuszeni naprawiać zmiany w czasie moim kosztem, nigdy nie pomyślałam o Lorenie źle. Może trochę jej współczułam, zwłaszcza po śmierci Angela i później, kiedy ten cały Dean okazał się dupkiem, chociaż sama zainteresowana zwykle starała się nie okazywać, że jakkolwiek cierpi z tego powodu. Pracowałyśmy razem u Michaela i to też wydawało mi się dobre, a Lorena w niczym nie okazywała tego, że cokolwiek mogło być z nią nie tak. Nie mogłam wyobrazić sobie, że przez cały ten czas mogła kryć się w niej jakakolwiek zła natura – że była jedną z okrutnych Pierwotnych, wchodzących w skład „śmiertelnego kwartetu", który...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA V: ZAPOMNIANE] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now