7.10. ,,to niczyja wina"

142 10 0
                                    

Poprzedniego dnia spędziliśmy z Zapałą naprawdę miłe popołudnie oraz wieczór, co prawda nic wielkiego pomiędzy nami się nie zadziało, ale sama jego obecność niesamowicie dobrze na mnie wpływała.
Rano zjedliśmy śniadanie i wspólnie zawieźliśmy naszego synka do szkoły. Kubuś był chyba tym wszystkim tak samo bardzo zadowolony jak ja. Potrzebowaliśmy Krzyśka, to on zapewniał nam jakiś taki spokój, który był po prostu bezcenny.
Po odstawieniu Kuby na lekcje, udaliśmy się prosto na komendę. Liczyłam, że tego dnia nic już nie zakłóci mojego spokoju, ale już po podjechaniu pod budynek, moja cierpliwość została wystawiona na próbę. Wysiadając z samochodu zobaczyłam Niedźwieckiego, który palił przed komendą. Chcieliśmy z Krzyśkiem spokojnie, tak najzwyczajniej ignorując go, wejść do budynku, jednak nagle usłyszałam:
- Zuzia, możemy pogadać? - spytał Wojtek.
- Nie mamy chyba o czym.
- Nie zajmę ci dużo czasu, proszę - powiedział. Zawahałam się przez moment, ale stwierdziłam, że nie mam chyba już nic do stracenia.
- Okej - westchnęłam. - Poczekaj na górze - zwróciłam się do Zapały, a ten szybko pocałował mnie w policzek, zupełnie jakby chciał pokazać Niedźwieckiemu, że pomiędzy nami znów jest jakieś uczucie, a następnie wszedł do budynku.
- Widzę, że stara miłość nie rdzewieje - zaśmiał się.
- Tylko to mi chciałeś powiedzieć?
- Ty w ogóle siebie chociaż trochę szanujesz, Zuza? - powiedział, a we się coś wręcz zagotowało. - Zapała się tobą zabawia. Naprawdę jesteś aż taka głupia i myślisz, że on cię kocha?
- Przestań - rzuciłam szybko i ruszyłam w stronę budynku. Nie miałam nawet sił na kolejne kłótnie z nim.
- Jeszcze tego pożałujesz! - krzyknął.
Początkowo nic nie robiłam sobie z jego groźby, ale po dłuższej chwili dotarło do mnie, że przecież Niedźwiecki jest zdolny do wszystkiego. Po przebraniu się i odprawie, dość roztrzęsiona wraz z Krzyśkiem pojechałam na patrol. Liczyłam, że będziemy mieć jakieś wezwanie czy coś, bo chciałam zająć czymś swoje myśli. Niestety, było inaczej, nic ciekawego się nie działo.
- Zuza, - zaczął nagle Zapała - wszystko okej?
- Nie... - westchnęłam pośpiesznie. Nie chciałam go okłamywać.
- Co się dzieje?
Niestety, nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo przerwał nam Jacek. Dyżurny jak zwykle miał najlepszy refleks. Zostaliśmy wezwani na interwencje. Na miejscu okazało się, że nie dotyczy ona niczego specjalnego, więc dość szybko wróciliśmy na patrol. Stwierdziliśmy z Krzyśkiem, że skoro nie mamy już nic ciekawego do roboty, to odbierzemy przerwę. Całe szczęście, Jacek od razu się zgodził, więc udaliśmy się na komendę, aby coś zjeść.
- Krzysiek - rzuciłam, gdy siedzieliśmy już na miejscu i spożywaliśmy posiłek.
- Co? - spytał zmartwiony. - Co się dzieje, Zuza?
- Chodzi o Wojtka... - zaczęłam. - Powiedział, że jeszcze się zemści za to, że go odrzuciłam.
- Boisz się go? - rzekł, podchodząc do mnie i łapiąc mnie mocno za ręce.
- Sama już nie wiem... Z jednej strony, chyba nie jest tak głupi, żeby mi coś zrobić, ale z drugiej, ciągle pamiętam, jak mnie kiedyś bił i... zgwałcił. Byłam tak bardzo naiwna, że dawałam mu tyle szans i myślałam, że może się zmieni.
Niestety taka była prawda. Patrząc na to wszystko wraz z upływem czasu, zrozumiałam, że byłam wtedy młoda, głupia i pragnęłam, aby ktoś mnie pokochał. Chciałam jakoś wyleczyć się z miłości do Zapały i wydawało mi się, że związek z Wojtkiem, nawet pomimo tego, że nie zachowywał się on względem mnie dobrze, będzie wręcz idealnym pomysłem. Całe szczęście, dość szybko się ogarnęłam i przejrzałam na oczy, ale nie mogłam już cofnąć tych wielu krzywd, których doświadczałam z jego strony.
- Posłuchaj, nie pozwolę nikomu skrzywdzić ani ciebie, ani naszego syna - powiedział Zapała, a mnie zrobiło się jakby lżej na sercu.
- Naprawdę?
- Tak - uśmiechnął się do mnie, a ja go przytuliłam. Może to i trochę głupie, ale ciepło jego ciała tak bardzo mnie uspokajało. - Zawsze będę was chronił - szepnął. - Zbyt długo mnie nie było w waszym życiu, żeby teraz...
- To moja wina - przerwałam mu. - W końcu to ja uciekłam z Kubą, z Filipem...
Zapała objął mnie jeszcze mocniej i pocałował w czoło, mówiąc:
- Nie, Zuza. To już nie jest niczyja wina, nie ma co o tym więcej gadać. Skupmy się teraz na tym, żeby Kubuś był szczęśliwy.
- Dziękuję. Dziękuję, że jesteś - rzuciłam, tuląc go.
Chciałam, aby ta chwila trwała całą wieczność. Krzysiek był idealnym mężczyzną, tylko przy nim czułam się tak magicznie, tak wspaniale. Wtedy naprawdę zaczęłam wierzyć, że uda nam się stworzyć na nowo coś pięknego, że uczucie pomiędzy nami nigdy nie zgasło.
Postaliśmy tak krótki moment i niestety, musieliśmy już wracać na patrol, jednak gdy tylko wyszliśmy na korytarz natknęliśmy się na Jacka, który koniecznie chciał z nami porozmawiać. Wyglądał na naprawdę zmartwionego, jednak ja zupełnie nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
- Usiądź lepiej, Zuza - rzekł, gdy weszliśmy do jego gabinetu. Po tych słowach miałam złe przeczucia.
- Ale... co się stało? - spytałam.
- Naprawdę usiądź albo nie wiem... - westchnął. - Połóż się może albo dam ci wody.
- Gdzie mam się położyć? Jacku, o co ci chodzi?
Liczyłam, że dyżurny zacznie przedstawiać nam jakiekolwiek konkrety, ale ten popatrzył na mnie pustym wzrokiem i rzekł:
- Chcesz tej wody?
- Jacek, do cholery! - krzyknął Zapała. - Co się dzieje?!
- Przepraszam, po prostu nie wiem jak wam o tym powiedzieć, żebyście nie popadli w niepotrzebną panikę.
Miałam jakieś złe przeczucia, ale chyba nie spodziewałabym się tego, co za moment miałam usłyszeć. Moje życie jakby się wtedy zawaliło.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz