4.21. zastrzelenie?

203 15 3
                                    

- Gdzie byłaś? - spytał Bachleda, gdy wchodziłam do pokoju.
- W kuchni - rzuciłam szybko.
- Zuza, pamiętasz jak mówiłaś mi o swoich wątpliwościach?
Popatrzyłam na Miłosza poważnym wzrokiem, doskonale wiedziałam, o co mu chodzi.
- Pamiętam - westchnęłam.
- I jak? Robiłaś test?
- Tak - odparłam pośpiesznie, jakbym sama chciała od siebie to wszystko odrzucić. - I niestety, ale jestem w ciąży.
- Krzysiek wie?
- Wie i wyprowadził się.
- Dlaczego? - spytał wyraźnie zdziwiony Bachleda.- Myśli, że go zdradziłam z Wojtkiem. Nie powiedziałam mu prawdy, sama już nie wiem, dlaczego.
- Zuza, powinnaś...
- Dobrze wiem, co powinnam - przerwałam mu. - Przepraszam cię, po prostu to chyba mnie przerosło, muszę sobie poukładać tą całą sytuację w głowie i może w końcu powiedzieć Krzyśkowi.
- Jasne, rozumem.
- Pójdę jeszcze do łazienki i możemy wracać na patrol - rzuciłam, wychodząc z pomieszczenia.
Nagle poczułam na sobie czyjąś dłoń, pośpiesznie się odwróciłam i zobaczyłam Niedźwieckiego, strach przeszedł przeze mnie i zupełnie nie wiedziałam, czego on może ode mnie chcieć.
- Musimy porozmawiać - odparł chłodnym tonem i naprawdę siłą zaciągnął mnie na klatkę schodową. - Co ty sobie wyobrażasz?!
- Nie rozumiem, o co ci...
- Zamknij się! - krzyknął. - Dlaczego powiedziałaś Miłoszowi?!
Nie miałam nawet najmniejszego pomysłu, co odpowiedzieć, aby nie denerwować bardziej Niedźwieckiego. Niesamowicie się go bałam, pomimo tego, że byłam przecież na komendzie i raczej tam powinnam czuć się bezpieczna.
- Wojtek... - westchnęłam.
- Do jasnej cholery, powiedz mi jeszcze, że ten bachor będzie mój!
- Będzie - rzuciłam. Cała się po prostu trzęsłam.
- Nie! To niemożliwe! - rzekł i nagle, tak niespodziewanie popchnął mnie o ścianę, a ja upadłam.
Doskonale wiedziałam, co właśnie się zadziało. Automatycznie zwinęłam się z bólu, czułam się okropnie zarówno fizycznie, jak i psychicznie, bo byłam wręcz pewna, że straciłam swoje, jeszcze nienarodzone dziecko.
Niedźwiecki po prostu uciekł, zostawiając mnie samą. Całe szczęście w nieszczęściu, Krzysiek przechodził niedaleko i najwyraźniej, musiał mnie zauważyć.
- Zuza, co się stało? - spytał zmartwiony, podbiegając do mnie.
Szybko powiedziałam Zapale, co moment wcześniej miało miejsce. Ten jakby zapominając o wszystkim złym, co się między nami zadziało, zadzwonił po karetkę, a kilkanaście minut później, byliśmy już na pogotowiu.
- Dziękuję - zwróciłam się do Krzyśka, leżąc na szpitalnym łóżku.
Okazało się, że niestety moje obawy się sprawdziły. Poroniłam, i to przez Niedźwieckiego.
- Nie masz za co - odparł, a następnie pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. - Przepraszam... za wszystko. Chyba dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak mocno cię kocham.
Postanowiłam, że to idealny moment, aby wszystko mu wyznać.
- Krzysiek, mogę ci coś powiedzieć? - spytałam.
- Oczywiście, coś się dzieje?
Niestety, nie było dane mi opowiedzieć mu o tym, jak Wojtek mnie skrzywdził. Do sali nagle wpadł lekarz i okazało się, że nie ma żadnych przeciwwskazań, aby dłużej trzymać mnie w szpitalu, dlatego też po podpisaniu potrzebnych papierów, wraz z Krzyśkiem udaliśmy się do domu.
- Gdzie moja mama? - rzuciłam, wchodząc do mieszkania.
- Z Kubusiem, poszli na spacer. Pewnie zaraz wrócą.
Tak też było, dosłownie sekundkę później, moja matka wraz z małym, przyszli do domu. Aneta stwierdziła, że nie będzie nam przeszkadzać i zostawi nas samych.
Poprosiłam Kubusia, aby pobawił się na moment w pokoju, a mnie czekała dość poważna rozmowa z Zapałą.
- Przepraszam cię.
- Za co? - spytał. - Zuza, nie rozumiem?
- Za wszystko - westchnęłam. - Szczególnie za to, że ci tego od razu nie powiedziałam.
- Nie rozmawiajmy już o tym proszę. Przespałaś się z Wojtkiem i tyle...
- Nie przespałam się z nim - popatrzyłam na Krzyśka i stwierdziłam, że w końcu muszę powiedzieć mu prawdę. Nie potrafiłam dłużej już tego ukrywać. - Zgwałcił mnie...
- Co?
Widziałam, że Zapała zupełnie potrafi dopuścić do siebie moich słów. Ja też nie chciałam, aby była to prawda, jednak niestety, było inaczej.
- Tak po prostu to zrobił - westchnęłam drżącym głosem.
- Zabiję go!
- Krzysiek, on ci się do niczego nie przyzna... Powie, że sama tego chciałam.
- Powinien ponieść odpowiedzialność! - krzyknął.
- Daruj sobie, proszę cię - rzuciłam. - Źle się czuję, pójdę się położyć.
- Jasne, kochanie. Przepraszam, że nie chciałem cię wysłuchać wcześniej - odparł.
- To nie twoja wina - powiedziałam, a następnie udałam się do sypialni. Nie planowałam drzemki, jednak dość szybko zasnęłam.
Naprawdę cieszyłam się, że pomiędzy mną a Krzyśkiem chyba już wszystko w porządku. Nie potrafiłam bez niego żyć, w końcu to właśnie on był miłością mojego życia.
- Mamo! Mamo! - usłyszałam. Pośpiesznie otworzyłam swoje oczy i zobaczyłam Kubusia.
- Coś się stało, skarbie?
- Jestem głodny.
- Poczekaj, zaraz zrobię ci jakieś jedzonko - uśmiechnęłam się do niego. - A gdzie tatuś? - spytałam, udając się do kuchni zauważyłam, że nie ma go w mieszkaniu. Zdziwiło mnie to.
- Poszedł gdzieś przed chwilą - rzekł Kuba.
- Mówił ci gdzie? - spytałam.
- Nie, ale...
- Ale co? Kochanie, powiedz mamie, proszę - wzięłam swojego synka na kolana i liczyłam, że wie może coś więcej. Miałam jakieś złe przeczucia.
- Był chyba zdenerwowany i zabrał pistolet.
- Cholera - rzuciłam.
Doskonale wiedziałam, gdzie Krzysiek pojechał - do Wojtka. Zapewne chciał się z nim policzyć sam na sam, a jego groźby nie były tylko pustymi słowami. Niesamowicie się zdenerwowałam i pośpiesznie wykręciłam jego numer, ten miał jednak wyłączony telefon. Ubrałam więc Kubę i pobiegliśmy do samochodu, a następnie udaliśmy się prosto do Niedźwieckiego.
Zegarek wskazywał już dwudziestą, a na dworze było ciemno. Podjeżdżając pod blok Wojtka zobaczyłam, że światła w jego mieszkaniu nie świecą się. Bałam się, że może po prostu spóźniłam się, a on leży już martwy.
Całe szczęście, było inaczej. Wychodząc z samochodu, moim oczom ukazał się właśnie Niedźwiecki, a na przeciwko jego Krzysiek z bronią wycelowaną prosto w jego serce. Zamarłam. Postanowiłam zostawić Kubusia i spróbować uspokoić swojego narzeczonego.
- Zuza?! Co ty tu robisz? - odezwał się Zapała.
- Proszę cię, nie warto...
- Ten drań cię skrzywdził! I to nie raz! Powinien ponieść karę! - krzyczał.
- Ale nie w taki sposób - próbowałam uspokoić Krzyśka, jednak bezskutecznie. - Pomyśl o Kubie... Nie chcę, żeby odwiedzał cię w więzieniu.
- Posłuchaj jej - rzekł Niedźwiecki. - Ja nic jej nie zrobiłem.
- Zrobiłeś!
- Sama tego przecież chciała! To zwykła puszczalska dziwka, nikt więcej! - Wojtek opowiadał same oszczerstwa na mój temat. - Radziłbym ci sprawdzić, czy ten bachor na pewno jest twój, bo nie wiadomo z iloma ona spała...
- Przegiąłeś! - rzucił Krzysiek i tak nagle strzelił, a ja nawet nie wiem, w którym momencie nasz synek wyszedł sam z samochodu. Pocisk nie trafił w Niedźwieckiego, a właśnie w Kubusia.
Widząc swoje maleństwo leżące całe we krwi na chodniku, miałam ochotę po prostu umrzeć. Wiedziałam, że wolałabym aby to przytrafiło się mnie. Rozpłakałam się jak jeszcze chyba nigdy, łza za łzą, a za nimi kolejna i kolejna. Wtedy liczyło już się tylko życie mojego syna.
Krzysiek stał, cały zamarł, jakby nie potrafił nawet się ruszyć czy nic powiedzieć. Bo czy ktoś wie, jak się zachować, kiedy postrzelił, a może i nawet zastrzelił swoje dziecko?

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz