6.6. Marcel

160 12 2
                                    

- Niech ten bachor się w końcu zamknie! - rzekł Marcel, a następnie przyłożył Kubusiowi broń do głowy, szybko zakryłam go własny ciałem. Nie mogłam pozwolić, aby mojemu dziecku stała się jakakolwiek krzywda.
- Zrób ze mną, co chcesz, - zaczęłam - ale spróbuj go tylko skrzywdzić, to...
- To co? Co mi zrobisz, do cholery? - zaśmiał się Zalewski, przykładając mi pistolet prosto do serca. Nie ukrywam, to niesamowicie mnie wystraszyło, zresztą nie tylko mnie. Czułam, jak Kubuś kurczowo przytula mi się do nogi. - Zaraz zastrzelę ciebie, a potem tego bachora!
- Błagam cię, nie... - westchnęłam. - Zrobię naprawdę wszystko...
Marcel przejechał po mnie wzrokiem. Chyba doskonale wiedziałam, jak będzie chciał ze mną postąpić, ale byłam w stanie nawet tak bardzo się poniżyć, aby ratować swoje dziecko, chociaż wiedziałam, że potem zapewne nie będę mogła nawet spojrzeć na siebie w lustrze.
- Wszystko?
- Tak, ale odłóż tą broń i nie krzywdź Kubusia - rzekłam. Całe szczęście, Zalewski wykonał moje polecenie.
- Nie chcesz, żeby ten bachor na to patrzył, prawda? - spytał, a ja po prostu miałam już ochotę zwymiotować.
- Nie - rzuciłam szybko.
Marcel puścił Kubusiowi jakieś bajki na telewizorze i powiedział, że musi coś ze mną niby załatwić i żeby ten nam nie przeszkadzał. Sam zaprowadził mnie do sypialni i wręcz popchnął na łóżko. Strach mnie sparaliżował, nie potrafiłam nic zrobić, jedynie zamknęłam oczy i modliłam się, aby to jak najszybciej się skończyło.
- Mój ojciec miał gust - zaśmiał się, rozbierając mnie. Nawet nie wiem, kiedy leżałam już zupełnie naga.
Zalewski ściągnął z siebie spodnie.
- Nie, proszę... - powiedziałam przez łzy.
- Sama tego chciałaś - odparł i tak najzwyczajniej to zrobił, zgwałcił mnie.
Jakby wszystko we mnie umarło, wszystkie uczucia. Poczułam jedynie, jak wielka pustka rozdziera mnie od środka. Miałam ochotę się zabić, ale wiedziałam, że przy życiu trzyma mnie mój syn. Wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.
Pamiętam, jak Niedźwiecki mnie zgwałcił. Zaufanie jakiemukolwiek mężczyźnie potem, zajęło mi naprawdę sporo czasu. Kiedy Marcel to robił stwierdziłam, że nie dopuszczę już nikogo do siebie i nieważne, czy miałby być to Wojtek czy jakiś nowy, nieznany mi jeszcze facet. Czułam, ze nawet przy Krzyśku nie poczuję się już bezpieczna.
Zalewski skończył, ubrał się i jak gdyby nigdy nic wyszedł z mieszkania. Pośpiesznie założyłam na siebie ciuchy, ale nie potrafiłam zrobić nic więcej. Z braku sił opadłam na podłogę, zaczęłam płakać i chyba dopiero wtedy, uświadomiłam sobie, co właśnie się zadziało.
Zaczęłam nienawidzić siebie oraz swojego ciała, brzydziłam się go dotknąć, chociaż gdzieś z tyłu głowy pamiętałam, a przynajmniej chciałam pamiętać, że zrobiłam to tylko i wyłącznie, aby ratować swojego syna.
Nie wiem, ile czasu tam tak przesiedziałam. Dopiero, gdy jakoś się uspokoiłam i przestałam płakać, udałam się do salonu, gdzie zupełnie nieświadomy niczego Kubuś leżał na kanapie, oglądając bajkę.
- Wszystko dobrze, mamusiu? - spytał. - Jesteś smutna...
- Mój mądry chłopiec - pomyślałam, patrząc na niego.
- Płakałaś?
- Nie, kochanie - rzuciłam szybko.
- Kiedy pójdziemy do domu? I do wujka Krzyśka?
- Nie wiem, po prostu nie wiem.
Przytuliłam Kubusia najmocniej jak potrafiłam. Chciałam, aby poczuł, że jestem obok, że jest chociaż w jakimś tam stopniu bezpieczny. Tuliłam go tak przez długi czas, to też mnie uspokajało.
Nagle zobaczyłam, że Marcel nie wziął telefonu. Stwierdziłam, że to jedyna szansa na ratunek. Pośpiesznie chwyciłam go do ręki i wykręciłam numer do Zapały.
- Zuza? - spytał, odbierając. - Gdzie ty jesteś? Co się dzieje? Gdzie Kuba?
- Nie wiem, gdzie jestem, ale błagam... pomóż nam - powiedziałam.
- Nie rozłączaj się. Technicy namierzają lokalizację.
- Okej - westchnęłam, a po moich polikach poleciały łzy. Krzysiek najwyraźniej usłyszał, jak płaczę.
- Zuza, spokojnie. Nie pozwolę was skrzywdzić - rzekł, jednak to nijak mnie nie uspokoiło.
- Dziękuję - rzuciłam.
Cały czas w głowie miałam tą jedną, okropną dla mnie sytuację, jak syn Zalewskiego tak po prostu mnie gwałci. Nie wiedziałam nawet do końca, czy można było to tak określić? W końcu, ja sama mu się oddałam... Z drugiej strony, przecież gdybym nie musiała, to by się nie stało. Zrobiłam to tylko, aby ratować swojego synka.
- Jest jakiś problem z adresem, ale spokojnie. Nie wiesz chociaż, w której części Wrocławia jesteś? - spytał Krzysiek.
Już miałam mu odpowiadać, gdy nagle do mieszkania wszedł Marcel. Byłam głupia, nie przewidziałam tego, mogłam chociaż podstawić coś pod drzwi, jakkolwiek je zablokować. Kiedy tylko zobaczył, że rozmawiam przez telefon, szybko mi go wyrwał i rzucił nim o podłogę, a sam wyjął z kieszeni broń i wycelował prosto w Kubusia.
- Sama tego chciałaś, suko! - krzyknął.
Poczułam, że to już koniec, że na mój synek zaraz umrze, a ja będę tylko tam stała zupełnie bezradna. Wiedziałam, że nie mogę do tego dopuścić. Zaryzykowałam wtedy tak wiele, ale byłam pewna, że zrobię wszystko, aby nic mu się nie stało.
Nawet nie wiem, kiedy wyrwałam mu broń i moment później, miałam już w ręce pistolet wycelowany prosto w Zalewskiego i byłam gotowa strzelić. Był chyba jedyną osobą, którą byłabym wstanie tak naprawdę zabić.
- Zasłużyłeś na jedno... - odparłam szybko.
- Przemyśl to. Chcesz mnie zabić przy swoim dziecku?!
- Jeszcze chwilę temu do ty chciałeś go zabić, do cholery! - krzyknęłam.
- Zuza, proszę cię - Marcel liczył pewnie, że jest jeszcze jakakolwiek szansa dla niego, ale się mylił.
Nie myśląc długo, pociągnęłam za spust.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz