2.17. patrol

295 12 1
                                    

- Jesteś moją narzeczoną czy nie?!
- Jestem, ale...
- Ale co?! Ale ciągle myślisz o Zapale?! - Niedźwiecki zaczął robić się coraz bardziej agresywny, wiedziałam doskonale jaki jest tego powód, znów brał. - Jesteś moja, do cholery! - krzyknął. Czułam się sparaliżowana, nie miałam siły by cokolwiek zrobić. Po swoich słowach Wojtek mnie po prostu uderzył, następnie rzucił na podłogę i kilka razy kopnął, jakbym była jakąś rzeczą, a nie człowiekiem. - Może to cię nauczy posłuszeństwa - odparł po całej sytuacji, a następnie wyszedł z mieszkania.
Siedziałam na podłodze i kompletnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, jak się zachować. Czułam, że wszystko mnie boli, nie tylko na zewnątrz. Byłam tak zagubiona, jak jeszcze nigdy. Nie wiem, ile przesiedziałam na podłodze, może kilka minut, a może godzin. Gdy choć trochę się uspokoiłam, poszłam do łazienki, to co tam zobaczyłam po prostu przeraziło mnie. Miałam siniaki dosłownie wszędzie. Nie wiedziałam, jak pojawię się jutro w pracy, czy dam radę je jakoś ukryć. Pośpiesznie się umyłam i poszłam spać. Nie chciałam już o niczym myśleć.
Gdy się obudziłam na całe szczęście, Wojtka nie było w mieszkaniu. Próbowałam się jakoś ogarnąć i ukryć siniaki pod toną makijażu, nawet mi się to udało. Zajęło mi to jednak aż tyle czasu, że chyba pierwszy raz w swojej karierze spóźniłam się na odprawę.
- Dzień dobry - rzuciłam szybko wchodząc do pomieszczenia. Moi podwładni już tam byli, jednak nie wszyscy. - Gdzie jest sierżant Niedźwiecki? I sierżant Zapała?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Natalia.
- Okej, w takim razie... - zaczęłam. Było mi naprawdę ciężko pozbierać myśli. - Natalia, Miłosz będziecie dziś jeździć razem. Tereny się nie zmieniają, reszta wie, co ma robić. Jeśli nie macie żadnych spraw do mnie, to pozwólcie, że na dziś zakończymy.
Nastała cisza, co równało się brakiem jakichkolwiek pytań czy problemów od moich. Zakończyłam odprawę i udałam się do swojego gabinetu. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, co może wydawać się dziwne, martwiłam się o Wojtka. Nie odbierał moich telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Bałam się, że mógł zrobić sobie coś głupiego. Po moim policzku poleciało kilka łez na myśl tego, co się zadziało wczoraj między nami.
- Pani komendant, czekam od kilkunastu minut na Natalie... - z rozmyśleń wyrwał mnie Krzysiek, który wszedł właśnie do gabinetu. - Wszystko w porządku? - spytał na widok w jakim stanie jestem
- Po co tu przyszedłeś?
- Nie wiem, gdzie jest Natalia, a powinniśmy wyjechać na patrol.
- Nie było cię na odprawie - rzuciłam.
- Przepraszam, pani komendant, ale Tosiek rano źle się poczuł, musiałem...
- Nie tłumacz mi się - przerwałam mu. - Pojedziesz ze mną na patrol.
- Jak z tobą? Przepraszam - dodał po chwili. - Z panią?
- To jakiś problem?
- Nie, nie... Ale nie odpowiedziała mi pani, czy wszystko w porządku? - Krzysiek popatrzył na mnie tym swoim czułym wzrokiem.
- Nie jest w porządku, ale to nie czas by o tym rozmawiać - powiedziałam wstając z krzesła.
- Chodźmy, szefowo - rzucił, a następnie udaliśmy się do radiowozu.
Jeździliśmy po wrocławskich ulicach w kompletnej ciszy. Mimo tego, że się nie odzywałam to w głowie miałam pełno najróżniejszych myśli. Miałam ochotę zacząć płakać, a jedyne o czym marzyłam to wtulenie się w ciepłe ramiona Krzyśka. Mimo tego, że był tak blisko, wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.
- Wszystko na pewno okej? - spytał Zapała, wyrywając mnie z tego całego mętliku, jednak ja nie odpowiedziałam. - Znamy się już sporo czasu, trochę razem przeszliśmy i widzę po twoich oczach, że płakałaś... Poza tym, masz siniaki... Rozumiem, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać - dodał po chwili
.- Krzysiek, źle się czuję - westchnęłam.
- Zatrzymać się? Chce pani może podjechać do apteki?
- Nie o to chodzi... Ostatnio, chyba sama już się...
- 00 do 06 - chciałam już opowiedzieć Krzyśkowi o wszystkim co czuję, jednak przerwał nam dyżurny.
- Odbiorę. Zgłaszam 06, co się dzieje?
- Pojedźcie na ulicę Byską 17. Kobieta twierdzi, że dziecko jej sąsiadów jest samo w domu, a problem w tym, że to chyba noworodek i strasznie płacze. Jedźcie szybko to sprawdzić.
- Dobra, będziemy za kilka minut. Bez odbioru - powiedziałam. Interwencja sprawiła, że chociaż na chwilę przestałam myśleć o swoich problemach, a szczególnie o Wojtku.
Okazało się jednak, że wezwanie nas było zupełnie niepotrzebne. Sąsiadka się pomyliła, co prawda w mieszkaniu było malutkie dziecko, które płakało, ale wraz z nim byli jego rodzice, którzy ponoć już od godziny próbowali je uspokoić. Sprawdziliśmy z Krzyśkiem, czy na pewno wszystko w porządku i gdy okazało się, że tak - wróciliśmy na patrol. Niestety, nie było nam dane by spokojnie porozmawiać, Jacek miał dla nas kolejne wezwanie. Tym razem była to awantura w parku miejskim, postanowiliśmy to sprawdzić.
Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Okazało się, że pijany mężczyzna obraża przechodniów, rzuca butelkami i dość niecenzuralnie wyraża się do starszej pani, która właśnie postanowiła nas wezwać. Podchodząc bliżej do mężczyzny aż mnie zamurowało, to był Wojtek.
- O! Pani komendant i jej kochaś! - krzyknął na nasz widok. Widziałam, że ma w sobie tyle alkoholu, że ledwo trzyma się na nogach.
- Wy go znacie? - spytała wyraźnie zaciekawiona starsza pani, a ja nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć
- To nie jest ważne - rzekł Krzysiek. - Co z nim robimy? - zwrócił się do mnie. Przypomniało mi się to wszystko, co Wojtek zrobił mi zeszłej nocy, nie miałam żadnych oporów.
- Zabieramy go na izbę, niech wytrzeźwieje.
- Jest pani pewna? Mogę wezwać drugi patrol i go zabiorą.
- Krzysiek, spokojnie. Poradzimy sobie z nim - a przynajmniej tak myślałam. Wojtek jednak był silniejszy niż ja i Zapała. Nie chciał dobrowolnie z nami pójść, dopiero, gdy obiecałam mu, że odwieziemy go do domu, a nie na komendę postanowił pojechać. Okłamałam go i po upływie chwili byliśmy już przy posterunku.
- Zuzia, skarbie... Miałaś mnie do domu podrzucić - rzekł wysiadając z radiowozu, ledwo trzymał się na nogach.
- W takim stanie nadajesz się tylko tu.
- Co ty mówisz? Zawieź mnie do domu! - krzyknął podchodząc do mnie dość gwałtownie. Naprawdę wystraszyłam się, jednak Krzysiek bez jakichkolwiek ogródek zareagował.
- Łapa! - rzekł do Niedźwieckigo, zakuwając go w kajdanki - Idziemy! Zajmę się nim, szefowo - zwrócił się do mnie, a następnie oboje weszli do środka, ja postanowiłam zapalić.
- Dzień dobry, pani komendant - usłyszałam nagle głos Jacka.
- Cześć - rzuciłam szybko. - Nie powinieneś być u siebie?
- Powinienem, ale... - zawahał się.
- Ale co?- Juliusz godzinę temu wyszedł z Luną na spacer i nie wrócili do tej pory, mieli pokręcić się wokół komendy i szybko wrócić, a wyszło jak zwykle.
- Dobra, daj Krzyśkowi przerwę, a ja poszukam Juliusza. Gdzie dokładnie poszli?
- Gdzieś w tamtą okolicę - wskazał dyżurny. - Ale chce pani iść sama?
- Jacku, mamy środek dnia - zaśmiałam się. - Nic mi nie grozi, a trochę ruchu mi nie zaszkodzi. Jak ich znajdę to dam ci znać.
Wyruszyłam na poszukiwania naszych dwóch zgub. Było to dość trudne, teren wokół komendy był naprawdę obszerny. Pomyślałam, że Juliusz mógł iść do pobliskiego lasku. Udałam się tam.
Spacerowałam po dróżkach, wypatrując Julka i Luny, jednak bezskutecznie. Nagle obok mnie zatrzymał się samochód, nie wiem nawet kiedy zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie wiedziałam, co się dzieje.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz