3.1. szczęście

277 15 1
                                    

Od dość przełomowego momentu, czyli mojego niedoszłego poślubienia Wojtka minęły dwa miesiące. Sama dziwiłam się, bo przez ten czas wszystko jakby zaczęło na nowo się układać, może to za sprawą tej odrobiny magii, którą dawała miłość Krzyśka. Wydawało się, że Niedźwiecki zaakceptował moją decyzję. Nie mieliśmy żadnego kontaktu poza pracą, jednak mnie to nie przeszkadzało. Jeśli mowa o moich osobistych problemach, to zakończył się proces mojego ojczyma - dostał zasłużony wyrok. Natomiast moja siostra Julka na całe szczęście otrzymała jedynie karę w zawieszeniu, sąd wziął pod uwagę chociażby jej młody wiek czy niekaralność. Odetchnęłam z ulgą. Zawsze czułam się za nią trochę odpowiedzialna. Julka jednak nie potrafiła tego zrozumieć, ciągle miała do mnie sporo żalu. To ja zajęłam się jej sprawą i to ja pojechałam, by ją aresztować. Zrobiłam to tylko dla jej dobra, miałam nadzieję, że kiedyś zda sobie z tego sprawę.
Kolejną sprawą, która mnie bardzo cieszyła było to, że w końcu Tosiek mnie zaakceptował. Przez ten krótki czas, dojrzał na tyle aby zrozumieć, że na prawdę nie życzę mu źle i nie zamierzam go skrzywdzić. Nie ukrywam, dość się zdziwiłam, kiedy to pewnego dnia przeprowadziliśmy szczerą rozmowę i po prostu przeprosił mnie za wszystko.
Wszystko to składało się na moją radość, poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa. Kochałam Krzyśka całym sercem, jednak doskonale wszyscy wiemy, że w życiu nigdy nie może być zbyt idealnie...
- Tosiek - rzuciłam szybko. - Musimy już iść.
- Zaraz przyjdę, pożegnam się tylko z mamą.
- Poczekam w samochodzie - powiedziałam wychodząc ze szpitalnej sali. Zapomniałabym dodać. Niedługo po moim nieudanym ślubie z Wojtkiem, Emilka miała wypadek samochodowy. Nie mam pojęcia, co dokładnie się zadziało, ale była w fatalnym stanie. Lekarze dawali minimalne szanse na przeżycie. Tośka bardzo to poruszyło. Codziennie odwiedzał Emilkę w szpitalu, choć sam wiedział, że może nie być najlepiej.
- Ona umrze, tak? - spytał, gdy wracaliśmy do mieszkania. Aby odciążyć choć trochę Krzyśka w opiece nad dziećmi, zamieszkaliśmy razem u niego. Nie wiedziałam kompletnie co odpowiedzieć na to pytanie. Sama straciłam już jakąkolwiek nadzieję, ale nie mogłam pokazać tego Tośkowi.
- Nie - odparłam pośpiesznie. - Emilka ma dla kogo żyć, ma ciebie, ma Gaję... Obudzi się, na pewno.
- Przyznaj się, że nawet ty w to nie wierzysz. Mama umrze i tyle... - krzyknął, wychodząc z samochodu. Tosiek był już na tyle duży, że po prostu rozumiał wiele rzeczy. Okłamywanie go nie było proste.
Wzięłam kilka głębokich oddechów - mnie też było naprawdę ciężko i udałam się do mieszkania.
- Cześć Zuza - przywitał mnie Krzysiek. Podeszłam do niego i mocno się przytuliłam. - Kotek, - zaczął - coś się stało? Pokłóciliście się z Tośkiem?
Popatrzyłam na Zapałę smutnym wzrokiem i po chwili ciszy odparłam:
- Spytał mnie, czy Emilka umrze...
- I co mu powiedziałaś? - spytał, gładząc mnie po policzku
- A co mogłam? - westchnęłam - Powiedziałam, że wszystko będzie dobrze.
Krzysiek nic nie odpowiedział. Spojrzał mi w oczy, a następnie po prostu pocałował.
- Dziękuję, Zuza - rzekł.
- Za co?
- Za wszystko... Kocham cię, bardzo - odparł.
- Ja ciebie - rzuciłam, a musnęłam jego usta. - Zapomniałam ci powiedzieć, Julka dzwoniła. Spytała, czy może przyjść do nas na jakiś obiad czy coś, poznała nowego, nie zliczę już z resztą, którego chłopaka - zaśmiałam się - i chce go mi przedstawić. Może w końcu uda nam się pogodzić... - westchnęłam.
- Jeśli chce się spotkać, to jesteście już na dobrej drodze - Krzysiek uśmiechnął się. Kochałam jego uśmiech całą sobą. - Wezmę dzieciaki jutro do mamy i zjecie sobie w spokoju w trójkę.
- Zjesz z nami - rzekłam.
Krzysiek nic nie odpowiedział, po prostu mnie pocałował. Czułam się z nim jak w bajce, nie wiedziałam niestety, że to może dość szybko się zmienić.
Kolejnego dnia, w niedzielę - tak jak wcześniej się umówiliśmy Zapała odwiózł Tośka i Gajkę do babci, a ja przygotowywałam obiad na przyjście Julki i jej nowego chłopaka. Miałam nadzieję, że tym razem znalazła sobie kogoś normalnego oraz odpowiedniego dla niej.
- Krzysiek, to ty? - krzyknęłam na dźwięk otwieranych się drzwi.
- A kto inny? - zaśmiał się podchodząc do mnie. Złapał mnie od tyłu i zaczął całować w szyję.
- Przestań... - westchnęłam, mimo tego, że nie ukrywam pragnęłam Krzyśka. - Julka zaraz przyjdzie.
- Zuza... - Zapale przerwał dzwonek do drzwi.
- Nie mówiłam? - zaśmiałam się i poszłam je otworzyć. Po prostu mnie zamurowało.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz