3.22. poród?

334 15 1
                                    

Krzysiek najwyraźniej postanowił przejąć inicjatywę. Nasze nosy stykały się ze sobą, usta były tak blisko. Już prawie się pocałowaliśmy, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Otworzę - rzuciłam szybko i udałam się w stronę przedpokoju.
Za drzwiami zobaczyłam osobę, której kompletnie bym się nie spodziewała - moją matkę.
- Wiedziałam, że tutaj cię znajdę! - krzyknęła na mój widok i sama sobie wparowała do mieszkania
- Mamo, nie mam siły na kłótnie...
- Ja nie chcę cię z tobą kłócić! - rzekła. Niestety, ale do naszej rozmowy dołączył Krzysiek. Mama na jego widok prawie się zagotowała. - Jeszcze on! Zuzanno, tyle razy ci mówiłam, że sobie przy nim życie zmarnujesz!
- Dzień dobry, pani - zwrócił się do mojej matki.- Nie wiem, czy taki dobry... Co znowu wymyślisz, żeby moja córka kolejny raz poroniła?! Przez ciebie?!
Zapała popatrzył na mnie niesamowicie zdezorientowanym wzrokiem, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.
- Wyjdź, proszę - powiedziałam i całe szczęście, moja mama posłuchała się mnie.
Nastała cisza. Zapewne zarówno ja, jak i sam Zapała nie wiedzieliśmy co powiedzieć, a może nawet jak wiedzieliśmy to po prostu się baliśmy. Widziałam w oczach Krzyśka, że jest niesamowicie ciekawy całej sytuacji, ale boi się, że jedno nieprzemyślane słowo może mnie zranić.
- Zuza - zaczął po chwili. Podszedł do mnie i objął w tali. - To...
- Tak, to prawda - przerwałam mu.
Nie chciałam tłumić tego w sobie. Mimo tego, że Krzysiek przecież przeżył już to niegdyś ze mną, znów musiałam poruszyć ten niezwykle trudny dla mnie temat. Strata dziecka nie należała do najłatwiejszych, ale była to już tylko przeszłość. Teraz liczyło się moje maleństwo - każdego dnia modliłam się, aby nic złego nam się nie przytrafiło. Nie mogłam się już doczekać, aż wezmę to kruszynkę na swoje ręce i będzie już na zawsze przy mnie.
- Przykro mi - westchnął, a następnie pogładził mnie po policzku. - Zuza, zupełnie nie wiedziałem... Przepraszam.
- Przestań, to nie twoja wina.
- Moja! Zupełnie nie rozumiem, dlaczego wtedy pozwoliłem ci tam pójść! Dlaczego tak cię naraziłem!
- Krzysiek, chodziło wtedy o twojego syna...
- Obiecuję, - zaczął - obiecuję, że zrobię wszystko, aby już nic więcej ci się nie stało. Tobie i naszemu dziecku.
- Nawet nie wiesz, jak się bałam. Myślałam, że nigdy już się nie wybudzisz - powiedziałam.
Zapała uśmiechnął się do mnie, a następnie pogładził po policzku. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, naprawdę miałam ochotę go pocałować. Staliśmy tak moment w kompletnej ciszy, zupełnie jak dwójka nastolatków, którzy oboje się nie wiedzą, czy mogą wykonać ten pierwszy ruch. Postanowiłam się w końcu się odważyć. Byłam już tak blisko jego ust, gdy nagle - tak zupełnie niespodziewanie, Krzysiek po prostu odwrócił głowę. To kompletnie mnie zdezorientowało. Czyżby Zapała nic już do mnie nie czuł? Może byłam dla niego tylko przyjaciółką czy przyszłą matką jego dziecka? Zupełnie już nie wiedziałam.
- Krzysiek... - westchnęłam. Nie miałam pojęcia, jak się zachować.
- Wiesz co? - odparł odsuwając się ode mnie - Tosiek i Gaja chcieli, żebym ich odwiedził... To może wpadnę teraz do nich?
- Jasne - rzuciłam szybko. Nie ukrywam, było mi trochę przykro. Miałam wielką nadzieję, że uda nam się spędzić wieczór tylko we dwójkę. Naprawdę niesamowicie się za nim stęskniłam, ale nie chciałam przesadzać i niepotrzebnie się denerwować. W końcu dla Krzyśka liczyłam się nie tylko ja, ale też jego dzieciaki.
- Będę się zbierał.
- Pojechać z tobą?
- Nie, nie powinnaś się przemęczać - Zapała pocałował mnie szybko w policzek i po prostu wyszedł.
Zostałam sama, no może nie tak sama, bo pod sercem nosiłam swoje ukochane już maleństwo. Miałam jakieś dziwne przeczucia, jakby - pomimo zapewnień Krzyśka o tym, że chce być ze mną i naszym dzieckiem, jednak czuł zupełnie coś innego. Okropnie bałam się, że może chcieć wrócić do tego, co ostatnie pamięta, czyli do swojej byłej już żony. Co by wtedy było ze mną? Straciłabym go na zawsze? Nie mogłam do tego dopuścić.
Pośpiesznie ubrałam się, zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu. Krzysiek zdążył już odjechać. Nie myślałam zbyt racjonalnie, naprawdę targały mną przeróżne uczucia. Wiedziałam, że Zapała najprawdopodobniej spotka się ze swoimi dziećmi u Emilki, dlatego też ruszyłam w kierunku jej mieszkania. Kilkanaście minut później byłam już na miejscu. Siedziałam jakiś czas w samochodzie, zupełnie nie wiedziałam, czy dobrze postępuję, czy w oczach Krzyśka, Emilki i ich dzieci nie wyjdę po prostu na zwykłą histeryczkę, na dodatek niesamowicie zazdrosną, ale - jeśli mam być całkiem szczera, to miałam jakieś dziwne przeczucie wewnątrz siebie, że powinnam wejść na górę i zobaczyć, czy pomiędzy Zapałą a Drawską nie rodzi się coś na nowo, przecież to właśnie ją Krzysiek pamiętał jako swoją ostatnią partnerkę, nie mnie. Okropnie mnie to bolało.
Szybko znalazłam się już przed drzwiami do mieszkania. Zapukałam, a moment później otworzył mi Tosiek.
- Cześć - rzuciłam.
- A co ty tu robisz? - spytał wyraźnie zdziwiony. - Tato dopiero przed chwilą przyszedł.
- Wiem, ale... - zawahał się. - Mogę po prostu wejść?
Tosiek całe szczęście od razu się zgodził. Powiedział mi też, że jego rodzice znajdują się właśnie w kuchni. Udałam się tam i mimo tego, że naprawdę nie chciałam podsłuchiwać to usłyszałam fragment ich rozmowy, który bardzo mnie zabolał.
- Naprawdę nie pamiętasz zupełnie nic? - Emilka zwróciła się do Krzyśka
- Sam już nie wiem... - westchnął. - Może po prostu nie chcę pamiętać.
- Ale jak kto?
- To wszystko już mnie przerasta. Wiesz, jakie to dziwne uczucie spać z Zuzą, gdy pamiętam ją jedynie jako swoją szefową?! Nawet nie wiem, jak mi z nią było! Co do niej czułem! Czy w ogóle ją kochałem...
Nie chciałam już dalej temu się przysłuchiwać. Wybiegłam szybko z mieszkania. Czułam się okropnie, jakbym zupełnie nic nie znaczyła dla Krzyśka, może i tak właśnie było. Prędko pojechałam do siebie, nie miałam na nic siły. Po prostu usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Byłam pewna, że właśnie straciłam miłość swojego życia już na zawsze.
- Zuza - usłyszałam nagle. To był Krzysiek, który wchodził właśnie do mieszkania. - Słyszałaś, co mówiłem Emilce? - spytał podchodząc do mnie
- Tak... - westchnęłam smutnym głosem.
- Dobrze wiesz, że...
- Daruj sobie - przerwałam mu. - Może powinieneś wrócić do swojej prawdziwej rodziny. Do Emilki, dzieciaków.
- Nie mów tak, proszę. To nie jest moja wina, że nic nie pamiętam - Krzysiek miał sporo racji. Zrobiło mi się naprawdę głupio. Kompletnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Udałam się, więc do kuchni. - Zuza... - Zapała poszedł jednak za mną.
- Ja nie wiem, czy to ma jeszcze jakikolwiek sens - powiedziałam stanowczo, pomimo tego, że naprawdę okropnie mnie to zabolało.
Krzysiek popatrzył mi głęboko w oczy i tak nagle, jak gdyby nigdy nic mnie pocałował. Całkiem serio, poczułam się jakbym naprawdę była właśnie w niebie. Sama nie wiem, ile trwał ten pocałunek. To było dla mnie coś tak niesamowitego oraz pięknego, jak jeszcze nigdy. Moment później odkleiliśmy się od siebie i Krzysiek gładząc mnie po policzku rzekł:
- Kotek...
- Kotek? - zdziwiłam się, bo przecież Zapała zwracał się tak do mnie, gdy byliśmy razem.
- To niesamowite - zaczął. - Jakbym... tak nagle sobie wszystko przypomniał. 
- Żartujesz? - odparłam, jednak modliłam się by tak nie było
- Nie żartuje - po jego słowach naprawdę mi ulżyło. - Moja kochana Zuza.
Znowu się pocałowaliśmy, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Byłam tak niesamowicie uszczęśliwiona tym, że Krzysiek w końcu wszystko pamięta. Byłoby wręcz idealnie, gdybym nagle nie poczuła okropnych skurczów w podbrzuszu. Odkleiłam się pośpiesznie od Zapały, a ten dość zmartwiony rzekł:
- Co się dzieje?
- Krzysiek... ja chyba rodzę - powiedziałam.
Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale przeczucie podpowiadało mi, że właśnie tak się dzieje. Całe szczęście, Zapała zachował zimną krew i nie popadł w histerię tak jak ja. Szybko zaprowadził mnie do samochodu i wyruszyliśmy w stronę najbliższego szpitala. Bolało mnie niemiłosiernie, ale Krzysiek cały czas mnie uspokajał. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby nie on.
Kilkanaście minut później leżałam już w szpitalnej sali, a obok mnie była położna wraz z Zapałą, który ciągle do mnie powtarzał:
- Spokojnie, Zuza. Jesteś silna, już zaraz nasze maleństwo będzie na świecie.
Tak naprawdę, nawet zbytnio go nie słuchałam. Niestety, ale skupiałam się głównie na tym ogromnym bólu, który mi towarzyszył, jednak wiedziałam, że warto - dla swojego dzidziusia przecież zrobiłabym wszystko.
Minęły jakieś cztery godziny. Z każdą chwilą, czułam się coraz gorzej. Zapała wraz z położną próbowali mnie uspakajać, jednak na marne.
- Krzysiek, ja nie dam rady - westchnęłam. Było mi okropnie słabo.
Ten popatrzył na położną, która po momencie zastanowienia się rzuciła:
- Spytam lekarza o zgodę na cesarskie cięcie - po tym wyszła z sali, a ja popadałam w coraz to większą panikę.
- A co jeśli coś się złego stanie naszemu dziecku? - wymamrotałam przez łzy. Doskonale widziałam, że Krzysiek też okropnie się martwi, jednak stara mi się tego nie pokazywać.
- Będzie dobrze, Zuza. Kocham cię mocno - odparł i pocałował mnie w czoło.
W tym momencie do sali wróciła położna z informacją, że jest zgoda na wykonanie cesarskiego cięcia. Bałam się tak jak jeszcze nigdy. W drodze do sali podjęłam tą niesamowicie istotną decyzję.
- Krzysiek, ratuj maleństwo, nie mnie.
- Co ty mówisz? - spytał zdziwiony
- Mam złe przeczucia... Gdybyś musiał podjąć decyzję, ratuj nasze dziecko.
Wjechałam na blok operacyjny. Zapała nie mógł już dalej mi towarzyszyć. Czułam, że to mój koniec, ale zrobiłam już tyle w swoim życiu, a co najważniejsze - prawie już urodziłam dziecko.

-----
Jak myślicie, Zuza urodzi? A jeśli tak - to chłopca czy dziewczynkę? :)

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz