4.2. mieszkanie

247 15 5
                                    

- Zuza, Zuza - usłyszałam nagle. Otworzyłam swoje oczy i ujrzałam błysk światła. - Cichutko - to był Krzysiek. Delikatnie odwróciłam głowę, zobaczyłam go siedzącego na krześle obok szpitalnego łóżka, na którym leżałam.
Wszystko mi się przypomniało. Nasza rozmowa oraz późniejszy wypadek, ale w tamtym momencie liczyło się dla mnie tylko jedno.
- Gdzie jest Kubuś? - spytałam. Okropnie bałam się, co mogę usłyszeć. Modliłam się, żeby mojemu dziecku tylko nic nie było.
- Spokojnie, wszystko w porządku z nim. Zawiozłem go do Emilki... - westchnął. - Nikt inny nie przyszedł mi na myśl.
Uspokoiłam się, naprawdę.
- A z tobą?
- Też dobrze - uśmiechnął się do mnie. - Ty chyba najbardziej oberwałaś. Nawet nie wiesz jak się martwiłem, ale jak się czujesz?
- W porządku - rzuciłam szybko i wstałam z łóżka, co dość zadziwiło Krzyśka. Brakowało mi sił i tak całkiem serio nie czułam się zupełnie w porządku, ale chciałam być już jak najbliżej swojego synka.
- Kotek, gdzie ty idziesz?
- Wypisuję się - odparłam.
- Ja nie wiem, czy...
- To jest dobry pomysł - rzekłam i szybko udałam się do lekarza, który dość niechętnie, ale w końcu wręczył mi wypis ze szpitala.
Chwilę później byliśmy już w samochodzie. Widziałam, że Krzysiek jest nieco podenerwowany tym, że podjęłam decyzję na własną rękę. Zapewne po prostu trochę się bał i nie chciał, aby mi się cokolwiek stało.
- Kotek... - westchnął, gładząc mnie po policzku.
- Pomijając wszystkie twoje pytania, to czuję się dobrze, nie kręci mi się w głowie i chyba za moment nie umrę - zaśmiałam się. - Jedźmy już do Kubusia, tak strasznie się za nim stęskniłam.
Zapała nic nie odpowiedział, jedynie się do mnie uśmiechnął, a kilkanaście minut później byliśmy już w mieszkaniu Emilki. Tam zobaczyłam Tośka. Sama już nie wiedziałam, czy nasze spotkanie na stacji benzynowej naprawdę się wydarzyło czy może był to tylko jakiś sen. Po chwili jednak wszystko zrozumiałam - Tosiek na mój widok po prostu wyszedł z domu, trzaskając przy tym drzwiami. Emilka co prawda przeprosiła mnie za niego, ale czułam się niesamowicie głupio. Całe szczęście, szybko zabraliśmy Kubusia i udaliśmy się do naszego mieszkania. Miałam tylko nadzieję, że moja siostra - tak jak się umawialiśmy, zdążyła już się wyprowadzić.
Weszłam z małym na górę, a Zapała miał zająć się wnoszeniem naszych walizek. Ja natomiast otworzyłam drzwi i ujrzałam coś, czego zupełnie bym się nie spodziewała.
- A ty tu co? - kompletnie nie wiem, co Niedźwiecki robił w moim domu.
- Mieszkam - zaśmiał się głupio. - Cześć mały, jestem Wojtek - zwrócił się mojego dziecka.
- Zostaw go - powiedziałam stanowczo. - Mógłbyś się ubrać - Niedźwiecki paradował po mieszkaniu jedynie w ręczniku, który nie ukrywam, wyglądał jakby miał mu zaraz spaść.
- Spokojnie, mała - westchnął.
- Zamknij się - powiedziałam stanowczo. - Gdzie Julka? Mieliście się wyprowadzić...
- Właśnie to robimy - Wojtek całe szczęście spuścił nieco z tonu. - Pojechała zawieść do mnie nasze rzeczy, ja też się będę zaraz zbierał, ale jakbyś kiedyś chciała spędzić miło i przyjemnie czas ze mną to...
- Daruj sobie - przerwałam mu.
- Może od razu chcesz zrzucić ze mnie ten ręcznik? - zaśmiał się
Zdenerwowałam się niemiłosiernie. Niedźwiecki znów zaczął swoje durne gadki, pomimo tego, że był z moją siostrą - jeśli dobrze zrozumiałam, to on i tak po raz kolejny mnie podrywał. Oczywiście, kompletnie mi się to nie podobało. Dla mnie liczył się tylko Krzysiek oraz nas synek, to oni byli moim całym światem.
- Co on tu robi? - usłyszałam nagle. Do mieszkania wszedł Zapała, a ja przeczuwałam najgorsze, ale wiedziałam, że nie mogę dopuścić do kłótni pomiędzy tą dwójką.
- No kogo moje oczy widzą - Wojtek nagle zrobił się agresywny. Podszedł do Krzyśka i popatrzył mu w oczy, jakby właśnie rzucał mu jakieś wyzwanie.
- Wynoś się stąd! - krzyknął. Widziałam, że w Zapale wszystko się już gotuje. Ciągle pamiętał, jak Niedźwiecki niegdyś mnie skrzywdził.
- A jak nie wyjdę? - odparł arogancko
- Uspokójcie się - powiedziałam. - Nie przy dziecku.
Na szczęście, panowie wzięli kilka głębokich oddechów i moment później Wojtka nie było już w naszym mieszkaniu. Ze względu na późną godzinę, zegar wskazywał kilka minut po dwudziestej, zrobiłam Kubusiowi kolację, a następnie położyłam go spać. Korzystając z chwili spokoju, postanowiłam rozpakować jakieś talerze oraz kubki, co prawda nie było tego za dużo, jednak chciałam mieć to już z głowy.
- Daj spokój z tym - usłyszałam nagle. Krzysiek podszedł do mnie i mocno objął od tyłu.
- Przestań - westchnęłam.
Zapała odwrócił mnie do siebie, a następnie popatrzył głęboko w oczy. Tak niesamowicie kochałam to jego spojrzenie, przenikało mnie ono na wylot. Krzysiek był moim jedynym, wymarzonym mężczyzną, byłam zrobić dosłownie wszystko dla niego.
- Kotek - rzucił, gładząc mnie po policzku. - Kocham cię bardzo. Ciebie i małego.
- Ja was też - powiedziałam, a potem pocałowaliśmy się tak namiętnie.
Nasze pocałunki przeradzały się w coraz to bardziej łapczywe, a wręcz nachalne. Pragnęliśmy siebie oboje tak jak chyba jeszcze nigdy dotychczas. Tylko przy Krzyśku czułam się w pełni bezpieczna. Wiedziałam, że nie pozwoli aby ani mnie, ani naszemu dziecku stała się jakakolwiek krzywda.
Zapała najpierw posadził mnie na blacie. Jeździł swoimi rękami po moim ciele, jego wargi dotykały moich, a potem zaczął schodzić nimi coraz to niżej. Ściągnęłam szybko z niego koszulkę i zaczęłam całować po szyi. Krzysiek położył mnie na kanapie, rozpiął już moje spodnie, gdy nagle...

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz