3.15. ,,wiem, kto pobił Krzyśka... "

228 12 4
                                    

Sama nawet nie wiem ile siedziałam przy Krzyśku. Chciałam być jak najbliżej, sam jego widok tak niesamowicie mnie uspokajał. Marzyłam o tym, aby w końcu się obudził, żebyśmy mogli być już razem, ale w głowie ciągle miałam Marcina. Chyba go nie kochałam i wiedziałam, że będę musiała zakończyć ten romans raz na zawsze, nie dając się na jakie durne gadki. Teraz jedyne co się liczyło to, aby Krzysiek wreszcie się obudził.
- Kocham cię bardzo, wiesz - powiedziałam, pocałowałam go w czoło i wyszłam. Nie chciałam się też przemęczać, w końcu byłam w ciąży. Mojemu maleństwu nic nie mogło się stać.
Popatrzyłam na telefon. Wskazywał kilka minut po drugiej. Wróciłam pośpiesznie do domu, otworzyłam drzwi. Modliłam się, aby moja matka spała. Nie miałam siły na jakiekolwiek kłótnie czy kolejne wysłuchiwanie, że przy Krzyśku zniszczę sobie życie już do końca.
- Zuzanno! - usłyszałam już na wejściu - Gdzie ty znowu się podziewałaś?
- Daj sobie spokój, proszę... Byłam u Krzyśka. Idę spać - chciałam uciąć tą rozmowę, ale nagle usłyszałam:
- Zaprosiłam na obiad Julię...
- Mamo - rzuciłam. Nie chciałam widzieć się z moją młodszą siostrą, przecież to przez nią pokłóciłam się z Zapałą. Cały czas miałam jej to trochę za złe.
- Marcina też zaprosiłam.
Po jej słowach po prostu zamknęłam się w swojej sypialni. Nie dość, że sprowadza mi na głowę Julkę, to jeszcze Marcina, z którym chciałam zerwać. Naprawdę? Gorzej już chyba być nie mogło.
Czułam się wtedy niesamowicie samotna. Jedyna osoba, na którą mogłam zawsze liczyć prawie umarła. Nie chciałam pozwolić, aby Krzyśkowi coś się stało. Chyba tylko on był dla mnie prawdziwą rodziną, nawet pomimo tego wszystkiego, co się między nami zadziało. Tych jego dziwnych wyjść, naszych kłótni - tylko on się liczył.
Nadszedł kolejny dzień i właśnie miał się odbyć ten nieszczęsny obiad. Po nim chciałam od razu zerwać z Marcinem. Nie mogłam postąpić inaczej, okłamywałabym sama siebie, że go kocham, że chcę z nim być. Pragnęłam jedynie Krzyśka, to on był miłością mojego życia.
Dochodziła druga po południu. Przygotowywałam obiad, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć. Okazało się, że była to moja siostra.
- Cześć - rzuciła podchodząc do mnie. Widziałam, że jest wyraźnie zmieszana, z resztą też nie do końca wiedziałam, jak mam się zachować. - Pomóc ci?
- Daruj sobie... - westchnęłam.
- Nie odzywaj się tak do własnej siostry! - tą dość krępującą rozmowę przerwała nam mama. Jak zwykle musiała wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze. - Nie tak was wychowałam! Od zawsze się tylko kłóciłyście i kłóciłyście. Czy wy choć raz możecie...
Całe szczęście nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, dobrze myślałam - był to Marcin. Julka na jego widok jakby oniemiała, cała zbladła. On też jakoś dziwnie na nią popatrzył, a ja zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi i skąd ta dwójka może się znać.
- Wy się... - zaczęłam.
- Nie - odparł stanowczo Marcin. Przy tym też niesamowicie się zdenerwował. To było coś dziwnego, jakby czuł jakąś wyższość nad Julką. Musiałam to jak najszybciej wyjaśnić.
- Wyglądacie, jakbyście się znali - rzekłam.
- Zuzanno, skończ już ten temat - przerwała mi mama. - Możesz chociaż raz odpuścić? Nie komplikować wszystkiego? Spędźmy ten czas w miłej rodzinnej atmosferze, bo mam nadzieję, że pan Marcin już niedługo wejdzie do naszej rodziny... W końcu będziecie mieć razem dziecko.
Moja matka przesadziła. Już sama nie wiem, czy zrobiła to specjalnie, czy po prostu się pomyliła, ale nie mogłam dopuścić do tego by tak nagle wymazała Zapałę, przekreśliła go, jakby kompletnie nigdy nie istniał.
- Nie - powiedziałam. - Ja i Marcin nie będziemy nigdy rodziną. Chcę ci tylko przypomnieć mamo, że to dziecko Krzyśka i to z nim chcę być. To koniec - rzuciłam do swojego już byłego chłopaka, a ten jak gdyby nigdy nic po prostu wyszedł z mieszkania.
- Zawsze wszystko potrafisz popsuć! - krzyknęła moja mama - Na co mi taka córka jak ty!
Zamurowało mnie. Zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować, ale niestety nie był to pierwszy raz, kiedy matka tak do mnie mówiła. Zabolało mnie to niesamowicie, a nagle poczułam okropne skurcze w podbrzuszu. Z braku sił osunęłam się na podłogę. Okropnie się wystraszyłam, że coś złego dzieje się z moim maleństwem. Gdybym po raz kolejny już straciła dziecko, nie przeżyłabym tego.
- Chodź, pojedziemy do szpitala - Julka zwróciła się do mnie. Nie miałam siły, żeby się z nią kłócić. Liczył się tylko mój dzidziuś.
- Jadę z wami - odparła mama.
- Nie jedziesz - moja siostra rzuciła, gdy wychodziłyśmy.
Kilkanaście minut później byłam już w szpitalu. Badał mnie lekarz. Na szczęście okazało się, że nic poważnego się nie dzieje. Te bóle i skurcze były jedynie spowodowane przez zbyt duży stres, który ostatnim czasem nieodłącznie mi towarzyszył. Postanowił, że zostanę dobę na obserwacje. Julka uparła się, że chociaż przez chwilę ze mną zostanie. Wiedziałam, że to idealna okazja, aby poruszyć temat, który dręczył mnie od dzisiejszego obiadu:
- Skąd znasz Marcina?
- Nieważne... - westchnęła. Czułam, że coś jest na rzeczy.
- Powiedz mi.
- Daj spokój - rzuciła. - Krzysiek też chciał za dużo wiedzieć i skończył jak skończył.
- Co? - kompletnie nie spodziewałabym się usłyszeć właśnie tego. - Masz coś wspólnego z pobiciem Krzyśka? Z jego porwaniem?
Moja siostra nic nie odpowiedziała. Spuściła jedynie wzrok, a po jej policzkach poleciały łzy.
- Wiem, kto pobił Krzyśka... - odparła po chwili cichym głosem.

--------
Wybaczcie tą dość późną godzinę ;( Ale za to wstawię też rozdział jutro! 

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz