7.1. świadek koronny

119 11 1
                                    

Wysiadając z samochodu, zabrałam tylko jedną walizkę z naszymi najpotrzebniejszymi rzeczami i weszliśmy na górę. Chyba nigdy bym się nie spodziewała zobaczyć właśnie go pod moimi drzwiami. Myślałam, że śnię. To było wręcz niemożliwe, przecież Filip miał śmiertelny wypadek.
- Cześć, Zuza - rzucił na mój widok. Stanęłam sparaliżowana i popatrzyłam na niego zdziwionym, jak i wystraszonym wzrokiem. - Tęskniłem za tobą... - westchnął podchodząc do mnie, jednak ja dość szybko się odsunęłam.
- Przecież ty nie...
- Żyję, żyję, kochanie - przerwał mi.
- To mi się śni, tak? - spytałam. Sama już się pogubiłam.
- Nie... Wytłumaczę ci wszystko.
- Okej, ale wejdźmy do środka. Kubuś już jest zmęczony - odparłam.
Mój syn od razu poszedł spać, całe szczęście momentalnie zasnął, a ja postanowiłam, że muszę wszystko wyjaśnić z Zalewskim. Ten poczuł się jak u siebie w moim mieszkaniu i przygotował kanapki oraz herbatę, zapalił nawet świeczki w salonie.
- Pomyślałem, że może jesteś głodna.
- No jestem - uśmiechnęłam się, siadając koło Filipa.
- W końcu zjem romantyczną kolację z moją piękną żoną - rzucił i chciał mnie tak po prostu pocałować, ale ja się od niego odsunęłam.
- Żoną?
- Cały czas nią jesteś, kochanie.
Filip miał chyba rację, chociaż tak szczerze sama po prostu już się pogubiłam i nawet nie wiedziałam, czy coś nas łączy, czy jednak jest inaczej. Tak naprawdę modliłam się, aby nie mieć już nigdy więcej z nim cokolwiek wspólnego.
- Wytłumacz mi lepiej, o co tu chodzi - zmieniłam pośpiesznie temat. - Wiem o twoim handlu narkotykami...
- To nie jest tak, jak myślisz.
- A jak?! - krzyknęłam zdenerwowana, jednak szybko się uspokoiłam. Nie chciałam obudzić Kubusia.
- To Marcel się tym zajmował... ja tylko czasem pomagałem - westchnął, zerkając na mnie. Zauważyłam, że było mu naprawdę głupio, a może po prostu tak dobrze udawał.
- Ale o co chodziło z tą śmiercią?
- Zostałem świadkiem koronnym, Zuza. Ta śmierć to jedna wielka fikcja - rzekł, a mi wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Przecież syn Zalewskiego i jego wspólnicy podczas, gdy mnie porwali, cały czas mówili, że Filip żyje. - Zrobiłem to dla ciebie, Kubusia...
- Zrobiłeś to tylko dla siebie. Zostawiłeś mnie samą z Kubą i miałeś całkowicie gdzieś, co się z nami stanie. Nie obchodziło cię to, czy będziemy mieli gdzie mieszkać, za co żyć.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz. Kochanie moje, jesteś przecież taką mądra, zaradna...
- Zamknij się już - przerwałam mu stanowczo.
- Mam do ciebie prośbę, Zuza. Pozwól mi tu zostać, chociaż na kilka dni, ja naprawdę nie mam gdzie teraz iść - odparł, a ja już nie wiedziałam, co powinnam zrobić.
Prawda była taka, że poczułam się niesamowicie zagubiona. Chyba nigdy bym się nie spodziewała, że Zalewski żyje. Po jego rzekomej śmierci naprawdę za nim tęskniłam, brakowało mi go, w końcu spędziliśmy razem troszkę pięknych chwil, ale w swojej głowie miałam też te okropne momenty. Filip nieraz potrafił krzyknąć, a nawet podnieść na mnie rękę, ale to wszystko wtedy przerastała jakaś dziwna złość do Krzyśka i chęć zrobienia mu tego, co on mnie - zdradzenia go, jednak miałam w sobie pewnego rodzaju blokadę.
- Okej... ale tylko na kilka dni - rzuciłam. Modliłam się, abym nie pożałowała swojej decyzji.
Zjedliśmy w ciszy z Zalewskim kolację, wypiliśmy herbatę i z racji, iż dochodziła już trzecia w nocy postanowiłam, że to idealna godzina, aby pójść spać. Czułam się naprawdę źle, zarówno fizycznie, wszystko mnie bolało, jak i psychicznie.
- Idziesz już...
- Tak - przerwałam mu. - Dobranoc - powiedziałam i ruszyłam w stronę swojej sypialni, w której spał już Kubuś, jednak Filip od razu mnie zatrzymał.
- Nie będziesz spać ze mną? - spytał. Szczerze mówiąc, to nawet nie przeszło mi przez myśl.
- Nie - rzekłam stanowczo i po prostu weszłam do sypialni, zamykając ze sobą drzwi. Nie chciałam kontynuować tej rozmowy.
Położyłam się obok Kubusia i wzięłam telefon do ręki, w oczy natychmiast rzuciło mi się sporo nieodebranych połączeń od Krzyśka. Zbyt dużo nie myśląc, pośpiesznie oddzwoniłam.
- Zuza, gdzie wy jesteście? - rzucił Zapała.
- U mnie w mieszkaniu...
- Ale dlaczego?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Ja i Kuba... już nie będziemy ci przeszkadzać - powiedziałam z wielkim bólem, w końcu niesamowicie mocno kochałam Krzyśka.
- Nie rozumiem, Kotek. Przepraszam, że musiałem jechać do pracy, ale Beata mnie poprosiła i nie mogłem...
- Wiesz co? - przerwałam mu. - Muszę już kończyć. Zadzwonię jutro czy coś... - rzekłam i szybko się rozłączyłam.
Byłam tak wykończona, że automatycznie zasnęłam. To mnie już trochę przerosło, porwanie, gwałt, zdrada Krzyśka, a potem ten powrót Filipa, przecież byłam pewna, że nie żyje, że nigdy więcej do nie zobaczę. Wiedziałam, że nie ważne, co złego będzie się dziać pomiędzy mną a Zapałą, będę musiała zrobić wszystko, aby nasz synek tego nie odczuł.
Obudziłam się rano i od razu popatrzyłam na zegarek, który wskazywał już kilka minut po godzinie dziewiątej, co oznaczało, że zarówno ja, jak i mój synek zaspaliśmy i spóźniliśmy się do pracy i szkoły.
Szybko zdziwiłam się, bo Kubusia nie było koło mnie. Pomyślałam, że jest może w łazience czy gdzieś, więc pośpiesznie wstałam z łóżka, ubrałam się i wyszłam z pokoju, jednak mojego dziecka nigdzie nie było. Dosłownie wbiegłam do salonu, a tam zobaczyłam jedynie Zalewskiego popijającego kawę.
- No dzień dobry, kochanie - uśmiechnął się.
- Gdzie jest mój syn? - spytałam zdenerwowana. Miałam w sobie jakieś złe obawy. Bałam się, że Filip mógł mu coś zrobić.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz