3.14. podejrzenia

227 12 6
                                    

Umówiłam się z Marcinem w pobliskim parku na spotkanie. Planowałam spokojnie z nim pogadać i wytłumaczyć, że to co zadziało się między nami było jedynie błędem. Miałam ogromną nadzieję, że zrozumie i nie będzie robił problemów.
- Ale skarbie... - zaczął. - Przecież nie wiadomo, czy Krzysiek się obudzi! Chcesz zostać młodą wdową?
- Nie mów tak, proszę - rzuciłam. Jeszcze chwilę temu byłam wręcz pewna swojej decyzji; tego, że muszę zostawić Marcina, ale jego słowa jakoś tak dziwnie na mnie działały, że sama już nic nie wiedziałam.
- Pomyśl o tym maleństwie. Jeśli Krzysiek umrze, to ono zostanie bez ojca. Daj mi się wami zaopiekować chociaż na moment.
- Dobrze - odparłam pośpiesznie.
Marcin zbliżył się do mnie i namiętnie pocałował. W sumie nie było to głupie być z nim chociaż przez jakiś czas, było mi naprawdę ciężko samej, a Marcin dawał mi chociaż trochę poczucia bezpieczeństwa. Czułam się z tym delikatnie źle, może nawet jakbym zdradzała Krzyśka, ale co jeśli on naprawdę miałby umrzeć? Zostałabym wtedy kompletnie sama z dzieckiem...
Spędziłam z Marcinem troszkę czasu i wróciłam do domu, gdzie czekała mnie naprawdę niezbyt miła niespodzianka. Drzwi były otwarte, wystraszyłam się troszkę, jednak postanowiłam wejść do mieszkania, a tam ujrzałam nikogo innego jak moją własną matkę. Znów przyjechała do mnie bez najmniejszej zapowiedzi.
- Mamo, co ty tu robisz? - spytałam wyraźnie zdziwiona, jak i zdenerwowana. Naprawdę miałam sporo problemów na głowie, więc nie potrzebowałam kolejnych.
- Dziecko moje, wujek do mnie zadzwonił, bo ty jak zwykle nie zamierzałabyś poprosić swojej własnej matki o pomoc! Nawet mi się nie pochwaliłaś, że w ciąży jesteś!
- Nie mam się czym chwalić mamo...
- Czyli dobrze myślę, że znów z tym Krzyśkiem? Dziecko, tyle razy ci mówiłam, że to nie jest odpowiedni mężczyzna dla ciebie! Ten Wojtek, z którym miałaś brać ślub to był porządny kawaler...
- Przestań, proszę cię - przerwałam jej. Wiedziałam, że jak zwykle zaczyna swoje durne gadki.
- Dlaczego nie odzywasz się do swojej siostry? - nie chciałam poruszać z mamą tego tematu. Byłam wręcz pewna, że będzie po jej stronie, tak jak było to zawsze.
- To sprawa tylko pomiędzy mną a Julką - uciekłam szybko temat. - A teraz przepraszam, pójdę się położyć.
Udałam się do swojej sypialni. Nie chciałam spać, a zadzwonić w spokoju do Marcina i uprzedzić go, że na jakiś czas musimy ograniczyć nasze wspólne spotkania, i żeby nie przychodził do mojego mieszkania bez wcześniejszej zapowiedzi. Bałam się, jak moja mama na niego zareaguje, choć chyba już wolałabym aby ewentualnie go znielubiła, niż polubiła. Nie byłam pewna, co do swoich uczuć do niego. Ciągle myślałam o Krzyśku.
- Marcin, cześć - rzuciłam, gdy odebrał telefon. - Gdzie jesteś? - słyszałam w tle bardzo dziwne odgłosy, jakby głośną muzykę i rozmowy jakiś kobiet.
- W sklepie, skarbie - rzucił, ale sama nie wiem, czy w to uwierzyłam. - A coś się stało? Po co do mnie dzwonisz? Przecież chwilę temu się widzieliśmy...
- Nie, już nic. Nieważne, nie przeszkadzaj sobie - powiedziałam i rozłączyłam się. Zaczęłam trochę się niepokoić, ale zrozumiałam, że chyba jednak nie ma czym. Może byłam lekko przewrażliwiona.
Aby dłużej nie myśleć oraz nie popadać w paranoję, poszłam spać. Ciągle śnił mi się Krzysiek. Tak niesamowicie za nim tęskniłam, ale bałam się, że już nigdy więcej nie usłyszę chociażby jego głosu.
Sama nie wiem, ile trwała ta moja ,,drzemka", ale gdy się obudziłam było już ciemno. Popatrzyłam na telefon, który wskazywał godzinę osiemnastą. Miałam też sporo nieodebranych połączeń i nieprzeczytanych wiadomości od Marcina. Jakoś nie zamierzałam tego dnia się z nim kontaktować. Chciałam to wszystko sobie przemyśleć.
Wstałam z łóżka i udałam się do salonu. Miałam nadzieję, że mama nie będzie już więcej poruszać dla mnie niewygodnych i ciężkich tematów. Jednak wchodząc do pokoju, zobaczyłam Marcina. Kompletnie nie miałam pojęcia, co tu robi.
- Coś się stało? - spytałam
- Zuzanno, - zaczęła moja matka - dlaczego się nie chwaliłaś, że spotykasz się z takim przystojnym mężczyzną?
- Marcin, co ty tu robisz?
- Tak nagle się rozłączyłaś. Potem nie odbierałaś telefonu... Martwiłem się o was - rzucił, a następnie podszedł do mnie i przytulił. Nie chciałam robić scen przy mamie. Cały czas myślałam o tych dziwnych dźwiękach, które słyszałam podczas naszej rozmowy. Jakby jakiś głos w głowie podpowiadał mi, że nie mogę tego zbagatelizować od tak. Jakbym musiała to sprawdzić... Ale zupełnie nie miałam pomysłu jak?
Spędziliśmy resztę wieczoru razem. Zjedliśmy kolację, pogadaliśmy. Moja mama oczywiście, musiała go o wszystko wypytać, ale prawda była taka, że ja bardzo mało wiedziałam o Marcinie. Zdawałam sobie sprawę tylko z tego, gdzie mieszka i gdzie pracuje. Nic więcej.
- Jest już późno - przerwałam nagle tą niezwykle krępującą konwersacje. - Marcin pewnie śpieszy się do domu, musi iść jutro do pracy.
- Skarbie, mam już sobie iść? Wyganiasz mnie? - zaśmiał się
- Tak będzie lepiej - powiedziałam szybko.
- Zuzanna miała na myśli tylko to, że zapewne źle się czuje. Nikt nie chce tu pana wyganiać. -moja mama jak zwykle musiała dodać coś od siebie. Zawsze tak było. To nie moje zdanie się liczyło, a wszystkich innych. - Może przyjdzie pan jutro na kolację? Zaproszę też moją drugą córkę... W końcu pan już jest prawie naszą rodziną.
Miałam dość mamy i tego, co mówiła. Marcin - naszą rodziną? Od kiedy? Przecież chyba byłam z nim tylko dlatego, aby nie myśleć cały czas o Krzyśku. Już bliższą i większą rodziną dla mnie był właśnie Zapała wraz z jego cudownymi dzieciakami.
- W takim razie, do jutra. Dobrej nocy życzę, pięknym paniom - rzucił Marcin wychodząc.
- Mamo, co ty zrobiłaś?! - krzyknęłam. Czułam się kompletnie bezsilna. - Nie chcę widzieć się więcej ani z Marcinem, ani z Julką! I wiesz co? Z tobą też! - odparłam. Doskonale wiedziałam, że ją to zaboli, ale kompletnie wtedy nad sobą nie panowałam. - Wychodzę do szpitala... do Krzyśka.
- Ale Zuzanno! - usłyszałam wychodząc.
Chciałam jednak pobyć chwilę z dala od tego wszystkiego. Wiedziałam, że będzie to możliwe właśnie w szpitalu. Na dodatek wtedy byłam blisko Zapały, więc pół godziny później znajdowałam się już na sali, w której leżał. Siedziałam na krześle obok i ściskałam Krzyśka mocno za rękę. Wiedziałam, że czuje każdy mój dotyk.
- Kochanie, gdybyś tylko wiedział, jak wszystko się skomplikowało... Mama znów zwaliła mi się na głowę, na dodatek chcę abym pogodziła się z Julką. Choć coś pozytywnego też się zadziało, Emilka w końcu się obudziła, wyszła ze szpitala. Gdybyś tylko widział radość dzieciaków. Tosiek z Gajką byli wniebowzięci... - pogładziłam Krzyśka po policzku. - Wystarczy teraz, że ty wyzdrowiejesz i będzie już wszystko dobrze. Wychowamy razem nasze maleństwo... - rozpłakałam się. Nie potrafiłam tłumić w sobie tego ogromu uczuć. Przerastały mnie, tak po prostu.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz