2.22. ,,chcę tylko twojego szczęścia"

259 12 0
                                    

Kiedy skończyła się przerwa, wróciliśmy na patrol. Było mi naprawdę przykro, Wojtek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że rozprawa nie będzie łatwa i bardzo chciałabym, aby mi towarzyszył. Krzysiek chyba zauważył w jak fatalnym nastroju jestem.
- Zuza, - zaczął - wszystko w porządku?
- Nie - rzuciłam szybko. Potrzebowałam się komuś wygadać. - Nie dość, że ta sprawa z Julką to... Dowiedziałam się, że w piątek ma odbyć się rozprawa i chciałam by Wojtek pojechał ze mną, ale ma cały dzień kawalerski.
- Woli iść na kawalerski niż pomóc kobiecie, która za chwile stanie się jego żoną? - spytał wyraźnie zdziwiony, jak i podenerwowany Zapała. - Ja z tobą pójdę.
- Jak kto?
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Przyjaciele sobie pomagają - uśmiechnął się. Nie ukrywam, wolałabym aby Krzysiek był dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem, to on mógłby być moim mężem, nie Wojtek...
- Tak - powiedziałam. - Dziękuję. O dwunastej u mnie, w piątek?
- Przyjadę po ciebie - rzucił, ściskając moją dłoń. Zaczęłam poważnie zastanawiać się, czy ten ślub ma jakikolwiek sens. Nie kochałam Niedźwieckiego, na pewno nie darzyłam go aż tak ogromnym uczuciem, które pałałam do Krzyśka. Znów miałam mętlik.
Czas do rozprawy minął niesamowicie szybko. W końcu nadszedł piątek, jednak ja w głowie miałam w głównie swój jutrzejszy ślub z Wojtkiem. Było już za późno aby go odwołać. Przeanalizowałam sobie wszystko na spokojnie, nie mogłam nic więcej zrobić, Niedźwiecki miał stać się moim mężem i koniec. Pragnęłam w końcu zaakceptować to, że Zapała to jedynie mój przyjaciel, lecz nie było to najłatwiejsze.
Musiałam na chwilę odrzucić od siebie myśli dotyczące mojego życia uczuciowego i skupić się na rozprawie. Chciałam by ten drań dostał najwyższą karę, należało mu się za wszystko, co mi zrobił, za to ile razy mnie skrzywdził. Cieszyłam się, że nie będę tego dnia sama. Miałam jednak mały żal do Wojtka, że wybrał imprezę kawalerską, ale co mogłam z tym zrobić? Nic. A nie zamierzałam się z nim kłócić, wszyscy wiemy dlaczego...
- Wszedłem, bo było otwarte - usłyszałam nagle. To był Krzysiek. Przez ten cały natłok myśli, nie zauważyłam nawet, że jest już po dwunastej. Mieliśmy godzinę do rozprawy.
- Krzysiek, - westchnęłam - mogę być z tobą szczera?
- Oczywiście, coś się stało?
- Boję się... Tak po prostu.
- Rozprawy czy ślubu? - spytał. Prawda była taka, że chyba bardziej niż jutrzejszej uroczystości bałam się tego, co ma nadejść dziś. Miałam złe przeczucia. Miewałam już sny, w których mój ojczym nie dostaje żadnej kary, wychodzi na wolność i znów mnie atakuje, a ja jestem bezbronna.
- Rozprawy... - westchnęłam
- Ale dlaczego? Wszystko będzie w porządku, Zuza.
- A co jeśli sąd go uniewinni? Jeśli mi nie uwierzy? Nie zdajesz sobie sprawy, jaki on bywa przekonywujący...
- Spokojnie - powiedział, a następnie mocno mnie przytulił. Wtedy potrzebowałam tego, jak jeszcze nigdy. - Poniesie zasłużoną karę, obiecuję ci.
Niestety, Krzysiek się mylił. Sąd nie wydał ostatecznego wyroku w sprawie, z powodu braku wystarczających materiałów dowodowych, co jednocześnie było równy z tym, że mój ojczym do czasu następnej sprawy będzie ciągle w areszcie, a nie więzieniu - tam było jego miejsce.
- Dziękuję, Krzysiek - rzuciłam, gdy wraz z Zapałą wychodziliśmy z sądu.
- Nie ma za co, naprawdę. Od tego są przyjaciele. Dasz się zaprosić na jakiś obiad?
- Teraz? - spytałam - Nie... Prosiłam cię, abyś nie komplikował tego co jest między nami. Jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc, ale jutro mam ślub i chcę się na tym skupić.
- Rozumiem - powiedział, a w jego głosie można było wyczuć spory smutek. Nie ukrywam, bardzo chciałam iść gdzieś z Zapałą, gdziekolwiek. Byle z nim. Wiedziałam jednak, że na dnie serca ciągle go kochałam, a nawet wspólny obiad mógłby umocnić moje uczucie.
- Jeszcze raz ci dziękuję, ale będę już uciekać - rzuciłam szybko. - Przyjdziesz na ślub?
Krzysiek popatrzył na mnie zmieszanym wzorkiem. Po chwili ciszy, powiedział:
- Zuza, wiesz dobrze, że chcę tylko twojego szczęścia. Jeśli masz być naprawdę szczęśliwa z Wojtkiem, to bądź... Ale chyba nie przyjdę, nie będę wam tego psuł.
- Przecież nie popsujesz...
- Wolę nie, ale niech to będzie twój dzień, szefowo - odparł, pocałował mnie w policzek i po prostu odszedł.
Odszedł nie tylko z tamtego miejsca, ale jakby odszedł z mojego życia, z mojego serca, pomimo tego, że ja w cale tego nie chciałam. Przez chwilę myślałam, czy za nim pobiec i powiedzieć, co czuję. Szybko jednak się opamiętałam. Chciałam wyłączyć się na moment, wyciszyłam telefon i pośpiesznie pojechałam do mieszkania.
Tam posprzątałam, zrobiłam szybki obiad i zaczęłam oglądać przypadkowe programy telewizyjne, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to Wojtek. Może impreza już mu się znudziła albo po prostu był już tak pijany, że jego kumple postanowili odstawić go do domu. Myliłam się. Otworzyłam drzwi i zamurowało mnie.
- Za kogo ty mnie masz?! - to był mój ojczym. Zupełnie nie wiem, jakim cudem udało mu się wyjść z aresztu. Wparował do mojego mieszkania, a następnie krzycząc przycisnął mnie do ściany.
- Co ty tu robisz? - powiedziałam słabym i wystraszonym głosem
- Zamknij się! - spoliczkował mnie. Zaczął mnie dotykać, wszędzie. Brzydziłam się go niesamowicie. Rozerwał mi koszulkę. Bałam się, że może stać się to o czym myślałam. - Chodź do mnie! - odparł, naprawdę był po prostu obrzydliwy. Myślałam, że to już koniec, gdy nagle...

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz