4.11. szok?

204 13 0
                                    

Weszliśmy do środka, pozornie nic nie wyglądało na jakiekolwiek włamanie, ale pomimo, że zachowaliśmy wszelkie środki ostrożności, daliśmy się zrobić jak małe dzieci. Tak zupełnie nagle, zobaczyłam wysokiego mężczyznę w kominiarce, ubranego całego na czarno, nie zdązżłam nawet wymierzyć broni w jego kierunku. Padł strzał, a ja cała zamarłam. Zobaczyłam tylko, jak Zapała upada na podłogę.
- Krzysiek! - krzyknęłam i natychmiastowo do niego podbiegłam.
Dostał pocisk w brzuch, naprawdę bałam się, że może się to skończyć po prostu tragicznie. Wtedy też uświadomiłam sobie, jak Zapała jest dla mnie ważny.
- Biegnij za nim - westchnął słabym głosem.- Nie, nie. Nie zostawię cię... - rzuciłam i pogładziłam go po policzku. Szybko wyjęłam radio i wezwałam pomoc. - 06 do 00, Jacku, potrzebuję karetki na już!
Dyżurny powiedział, że pomoc przyjedzie jak najszybciej, jednak to kompletnie mnie nie uspokoiło. Wiedziałam, że jeśli Zapale cokolwiek się stanie, ja tego nie przeżyję. Krwi było coraz więcej, a z każdą sekundą Krzyśkowi oddychało się ciężej. Miałam najgorsze przeczucia. Uciskałam jego ranę, a serce jakby łamało mi się na pół. Zaczęłam płakać.
- Kotuś - rzekł Zapała. - Będzie dobrze, obiecuję ci... Nie zostawię ciebie, ani naszego syna, tak?
- Kocham cię, bardzo - powiedziała, a głos cały mi drżał. Modliłam się, aby nic mu się nie stało.
Na całe szczęście, karetka przyjechała w miarę szybko. Zabrali Krzyśka, a ja niezwłocznie poinformowałam Jaskowską o całej akcji i powiedziałam, że tego dnia na pewno nie wrócę już na służbę. Od razu pojechałam do szpitala, gdzie naprawdę mi ulżyło - Zapale nic niesamowicie poważnego się nie przytrafiło.
- Jak się czujesz? - spytałam wchodząc na jego salę.
- Już dobrze - westchnął. Natychmiast usiadłam koło jego łóżka, a ten mocno złapał mnie za rękę. - Nie martw się...
- Jesteś dla mnie najważniejszy.
Po moich słowach, po prostu nie mogłam się powstrzymać i delikatnie musnęłam jego usta. Już nie obchodziło mnie to, że oficjalnie nie byliśmy razem, przecież to właśnie Krzysiek był moim całym światem. Szybko doszliśmy do porozumienia, że chcemy znów być razem i stworzyć wszystko na nowo. Wiedziałam, że nasz synek niesamowicie ucieszy się na tą wiadomość, bo od kilku dni cały czas, pytał mnie, kiedy tata w końcu wróci do domu.
Chciałam zająć się Krzyśkiem, bo jeszcze przez jakiś czas miał zostać w szpitalu, a widziałam, że był wyraźnie osłabiony, ale niestety komendant Jaskowska nie zgodziła się na mój urlop, miała ogromnie braki w kadrach, więc rozumiałam jej decyzję.
Nazajutrz znów poprosiłam swoją siostrę o pomoc w opiece nad Kubą, na szczęście przyjęła tą propozycję, więc w miarę spokojna wyruszyłam do pracy. Jaskowska miała przydzielić mi nowego partnera na czas nieobecności Krzyśka w pracy. Liczyłam, że może będzie to Bachleda, okazało się jednak inaczej.
- Zuzia - usłyszałam wchodząc do pokoju. - Cieszysz się, że będziemy razem jeździć?
- Przestań, Wojtek - westchnęłam.
Niedźwiecki na szczęście darował już sobie zbędne komentarze i mogę śmiało powiedzieć, że o dziwo, pierwsza połowa patrolu zleciała nam w naprawdę miłej atmosferze. Sama nawet siebie zdziwiłam, gdy zgodziłam się spędzić przerwę właśnie z Wojtkiem. Byliśmy zbyt daleko od komendy, więc zupełnie nie opłacało nam się wracać na komendę, dlatego też Niedźwiecki zaprosił mnie do jednej z dobrze znanych nam knajpek. Wzięliśmy obiad na wynos i zaczęliśmy jeść w samochodzie. Nie ukrywam, że wolałam spożyć ten posiłek na miejscu, ale Wojtek poprosił mnie o moment szczerej rozmowy, a według niego tylko w aucie była idealna na to cisza.
- Coś się stało? - spytałam wyraźnie zaciekawiona.
- Wiem, że pewnie nie raz już to mówiłem, ale teraz naprawdę mówię to z serca... Przepraszam, przepraszam za wszystko - rzekł i złapał mnie za ręce. - Wiem, że nigdy nie będzie razem, a może nawet nie będziemy przyjaciółmi, ale chcę tylko, żebyś mi wybaczyła... O nic więcej nie proszę.
- Wojtek - rzuciłam. Szczerze, kompletnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Błagam cię...
- Okej - powiedziałam szybko. - Wybaczę ci, Wojtek, ale sobie nie myśl... Robię to tylko dlatego, żeby nasze stosunki w pracy układały się w miarę w porządku, ale trzymaj się z dala od Krzyśka i naszego syna.
- Oczywiście, Zuzia - uśmiechnął się do mnie. Mimowolnie odwzajemniłam to. Miałam ogromną nadzieję, że Niedźwiecki chociaż tym razem mówi prawdę.
Minęło kilka dni, moja praca z Wojtkiem układała się aż zadziwiająco dobrze. Będąc całkowicie szczera, mogę powiedzieć, że naprawdę mnie to cieszyło i liczyłam, że ten w głowie już sobie wszystko poukładał. Stał się wręcz idealnym partnerem, a ja przez moment nawet pomyślałam, że mogłabym mu wybaczyć od tak to, co niegdyś mi zrobił i tak po prostu byśmy się zaprzyjaźnili.
Tego dnia, Krzysiek w końcu miał wyjść ze szpitala. Poczułam ogromną ulgę, że nic poważnego mu nie jest. Zapała uparł się, że teraz to on będzie zajmował się Kubusiem, aby nie męczyć już mojej siostry. Wiedziałam, że z Krzyśkiem nie ma co się kłócić, więc śmiało się zgodziłam na jego pomysł.
Po zakończonej pracy od razu pojechałam do szpitala, aby odebrać Zapałę. Julka zajmowała się naszym synkiem, więc nie musiałam za bardzo się śpieszyć, dlatego też postanowiłam, że pojedziemy jeszcze z Zapałą na szybkie zakupy.
- Na pewno, dobrze się czujesz? - ciągle wypytywałam Krzyśka o to samo, ale naprawdę niesamowicie się martwiłam.
- Kotek, wszystko jest okej - powiedział, a następnie nasze usta zbliżyły się do siebie i dość delikatnie się pocałowaliśmy.
- To dobrze - westchnęłam. - Skoczymy jeszcze do sklepu w drodze do domu, okej?
- Może najpierw zostawmy wszystkie moje rzeczy w domu, a potem pojedziemy na zakupy? - spytał, a ja od razu się zgodziłam.
Zupełnie zapomniałam, aby poinformować Julkę o naszym szybszym powrocie do domu. Dlatego też jakieś dwie godziny przez zaplanowanym wróceniem do domu, byliśmy już wraz z Krzyśkiem w środku naszego mieszkania, a tam przeżyłam kompletny już szok.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz