2.7. zmiana

346 10 0
                                    

- Szefowo, możemy pogadać? - westchnął - Dobra, nie będę szefować... Zuza, proszę. Wiem, że to mogło wyglądać nie tak, że pomyślałaś coś o mnie i o Emilce, do tego jeszcze Wojtek...
Nie chciałam już więcej go słuchać, przerwałam mu i go pocałowałam.
- No właśnie o to mi chodziło - rzucił Krzysiek. Następnie podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. Zdziwiłam się, nie miałam pojęcia, co planuje. - Choć do mnie - szepnął.
Posadził mnie na biurku i zaczął delikatnie całować po szyi. Ściągnął moją marynarkę, a następnie bluzkę. Nie myśleliśmy racjonalnie, nie braliśmy pod uwagę konsekwencji tego, co właśnie robimy. Wtedy dla mnie tylko Krzysiek. Było mi niesamowicie dobrze, tak dobrze jak jeszcze nigdy. Gdy już skończyliśmy, usiedliśmy wtuleni w siebie.
- Co my właśnie zrobiliśmy - rzuciłam. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że przez takie zachowanie mogę chociażby stracić pracę.
- Nie wiem, ale podobało mi się to - na jego słowa uśmiechnęłam się. Czułam, że przy Krzyśku nic mi nie grozi.
Kolejnego dnia mogliśmy już odczuć konsekwencje swojego zachowania. Gdy tylko weszłam na komendę, Jacek od razu powiedział, że Jaskowska chce mnie widzieć i jest bardzo zdenerwowana. Doskonale wiedziałam, dlaczego.
Weszłam do gabinetu komendant, Krzysiek już tam był.
- Jeśli mam być z wami szczera - zaczęła Jaskowska - to nawet nie wiem co powiedzieć. Ja doskonale rozumiem, że jesteście młodzi, zakochani, ale proszę was. To jest komenda! - krzyknęła widocznie zdenerwowana - Wiecie, że powinnam was zawiesić? A może i po prostu wyrzucić z pracy?
- Pani komendant, - rzekł Zapała - to był jedynie mój pomysł, Zuza nie miała z nim nic wspólnego. Jeśli ktoś ma ponieść jakiekolwiek konsekwencje, to tylko ja.
- To bardzo urocze z twojej strony, Krzysiek, ale musicie oboje ponieść konseknwencje! Cieszcie się, że brakuje mi policjantów na patrolach. Nie zawieszę was, ale mam  nadzieję, że zrozumiałe jest to, że muszę was rozdzielić, jednak jeśli taka sytuacja się powtórzy to nie będę mieć żadnych oporów! Sierżancie Zapała, na dziś ma pan wolne. Podkomisarz Kowal, proszę iść się przebrać , pani nowy partner czeka już przy radiowozie - po słowach Jaskowskiej wyszliśmy z jej gabinetu.
Krzysiek chciał mnie przytulić, jednak odrzuciłam go. Byłam zła, choć nie mogłam go winić.  Oboje daliśmy ponieść się emocją.
Poszłam się przebrać, a następnie udałam się na parking. Moim nowym partnerem był sierżant Niedźwiecki.
- Zuzia, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będziemy razem jeździć - rzucił Wojtek, gdy wsiadaliśmy do radiowozu.
- Ja prowadzę - powiedziałam i odebrałam mu kluczyki. W tym patrolu ja rządziłam i to ja wyznaczałam zasady.
- Jak chcesz, ale jesteś chyba zła, że rozdzielili cię z Zapałą?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Musisz teraz jeździć ze mną, a nie ze swoim ukochanym...
- Co? - przerwałam mu
- Widziałem kiedyś, jak się z nim całowałaś pod moim blokiem. No chyba, że coś się zmieniło.
Nie odpowiedziałam Wojtkowi, nie był on osobą, z którą chciałam poruszać prywatne tematy. Całe szczęście dość niezręczną ciszę przerwał dyżurny, miał dla nas pierwsze tego dnia wezwanie.
- 00 dla 06, wyjechaliście już?
- Nie, Jacku. Dopiero wyjeżdzamy, a co się stało? - spytałam
- To jedźcie szybko na ulicę Różaną 52.
- A co tam się dzieje?
- Nie wiem do końca. Kobieta w średnim wieku zadzwoniła spanikowana, że musimy jej koniecznie pomóc. Jedźcie to sprawdzić.
- Dobrze, będziemy za jakieś dziesięć minut. Bez odbioru.
Po krótkiej chwili byliśmy już na miejscu. Jednak nie spodziewaliśmy się zobaczyć tam właśnie tego. Przy ulicy Różanej 52 stał dom jednorodzinny, cały w płomieniach. Obok niego dość sporo osób, zapewne sąsiedzi z okolicy.
- Kto z państwa wezwał policję? - rzuciłam
- O Boże, policje?! Musiałam pomylić numery - odpowiedziała jedna z kobiet.
- Czyli rozumiem, że straży pożarnej nikt nie wzywał?
- Nie, nie. Pomyliłam się, naprawdę panią przepraszam.
- Cholera. Jacek straż pożarna na już, adres z interwencji! - krzyknęłam do radio.
Nie mogliśmy nic zrobić, nie mieliśmy specjalistycznego sprzętu by ugasić pożar. Jedyne co mogliśmy to próbować uspokoić ludzi.
- Co tu się dzieje? - zobaczyliśmy nagle starszego mężczyznę biegnącego w stronę domu. - Moja wnuczka tam jest! Ona ma dopiero trzy latka.
Popatrzyliśmy na siebie z Wojtkiem. Oboje nas po prostu zamurowało, a ja poczułam się bezsilna. Nie mogliśmy pomóc tej dziewczynce, cały dom płonął. Nagle Niedźwiecki powiedział coś, czego po nim kompletnie bym się nie spodziewała.
- Zuzia, wchodzę w tam - rzekł. Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, gdy Wojtek pobiegł już do domu by uratować małą dziewczynkę. Wiedziałam, że to ogromne ryzyko. Zaczęłam się o niego po prostu martwić.
Mijały sekundy, a może i minuty, a Wojtek nie wychodził. Miałam złe przeczucia. Jednak gdy już prawie straciłam wiarę, Niedźwiecki wyszedł z dzieckiem na rękach. Radość starszego pana była nie do opisania. Od razu zabrał do siebie swoją wnuczkę, a ja w przypływie emocji przytuliłam Wojtka. Cieszyłam się ogromnie, bo wiedziałam, że to mogło skończyć się tragicznie.
Po chwili straż przyjechała, ugasiła pożar, a Wojtek stał się dla wszystkich bohaterem. Gdy sytuacja została już opanowana my wróciliśmy na komendę i zostaliśmy wezwani do Jaskowskiej, całe szczęście nie wyglądała, jakby pamiętała o porannej sytuacji.
- Jestem dumna, że mam takich policjantów - powiedziała. - Dziadek tej uratowanej dziewczynki sam do mnie zadzwonił i prosił aby wam serdecznie podziękować. Ja również wam gratuluję, a w szczególności tobie, Wojtku.
- To jest nasz wspólny sukces - rzucił Niedźwiecki. - Zarówno mój, jak i Zuzy - uśmiechnął się.
- Powinniście odpocząć - odparła komendant. - Na dziś macie wolne.
To był koniec pracy dla mnie. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, przez to jak rano oschle potraktowałam Krzyśka. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i pojechać do niego.
Przebrałam się w cywilne ciuchy, wsiadłam w samochód i kilka minut później byłam już przy jego drzwiach. Zapukałam, a Zapała po chwili mi otworzył.
- Zuza, - rzucił wyraźnie zdziwiony - nie powinnaś być w pracy?
- Powinnam, ale Jaskowska zwolniła nas wcześniej - odpowiedziałam wchodząc do mieszkania. - Nie uwierzysz jaką mieliśmy akcję, zaraz ci opowiem. Ale jestem strasznie głodna, zrobimy jakiś obiad? - spytałam idąc do kuchni, a tam...

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz