2.20. stara rola

294 13 7
                                    

- Ślub? Już teraz? Zuzia, to dobry pomysł - powiedział, a następnie pocałował mnie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się, jednak był to nieszczery uśmiech. W głębi siebie toczyłam ogromną i ciężką walkę, kochałam Krzyśka. Nie potrafiłam od tak o nim zapomnieć. Może i los nie chciał bym zapomniała.
Kolejnego dnia weszłam na komendę, od razu dowiedziałam się od Emilki, że Jaskowska wróciła do pracy i chce mnie widzieć. Mam nadzieję, że nieświadomie nie zrobiłam nic złego.
- Pani komendant, - zaczęłam wchodząc do gabinetu - już pani wróciła?
- Jak widzisz. Dzwoniłam, ale nie odbierałaś.
- Musiałam mieć wyłączony telefon. Sama nie wiem... Ale rozumiem, że pani już przejmuje swoje obowiązki, a ja mam wrócić na patrol, tak?
- Dokładnie tak - odparła.
Byłam naprawdę zła, zarówno na siebie, jak i na Jaskowską. Nie chciałam wracać do swojej starej roli i znów jeździć na patrole, nie miałam teraz do tego głowy. Urlopu również nie chciałam brać, wtedy musiałabym spędzić sporo czasu z Julką.
- Mam już dziś wrócić? - spytałam
- Dobrze by było. Zapewne zdążyłaś zauważyć, że brakuje nam policjantów. Idź się przebrać i wróć do mnie - powiedziała Jaskowska, a ja wykonałam jej polecenie.
Kilkanaście minut później wróciłam do jej gabinetu i ujrzałam swojego nowego partnera. Odetchnęłam z ulgą, idąc do komendant modliłam się by nie był to Krzysiek, nie chciałam spędzać z nim więcej czasu, próbowałam o nim zapomnieć, a to nie ułatwiłoby całej sytuacji. Na szczęście, moim nowym partnerem okazał się Miłosz. Po wysłuchaniu poleceń Jaskowskiej, wyruszyliśmy na patrol.
- Nie wiesz nawet jak się cieszę, że razem jeździmy - odparłam, gdy jeździliśmy patrolując wrocławskie ulice, na których tego dnia nie działo się nic specjalnego.
- Zuza, no wiesz, ja też się bardzo z tego cieszę, ale chyba nic nie wiesz?
- A co mam wiedzieć? - spytałam
- Jaskowska pewnie zapomniała ci powiedzieć, że my jeździmy razem tylko dziś. Od jutra masz jeździć z Krzyśkiem... - zamurowało mnie i jeśli mam być szczera, to kompletnie nawet nie pamiętam, co Miłosz mówił potem. Wszystko się skomplikowało w jednej chwili.
- 06 dla 00 - z rozmyśleń wyrwał mnie dyżurny.
- Zgłaszam - rzuciłam szybko. Nie uśmiechało mi się jechać na jakąkolwiek interwencje, po słowach Górala po prostu nie miałam do tego głowy.
- Jedźcie na ulicę Mazurską 62, tam jest duży sklep spożywczy. Ekspedientka zadzwoniła i twierdzi, że ktoś zostawił małe dziecko w środku. Musicie to sprawdzić.
- Dobrze, jedziemy już. Bez odbioru - powiedziałam, a chwilę później byliśmy już na miejscu.
Weszliśmy do sklepu, po krótkiej rozmowie z kasjerką wiedzieliśmy już wszystko. Ja udałam zająć się małą, około czteroletnią dziewczynką, a Miłosz miał poszukać jej rodziców czy potencjalnych świadków. Zupełnie nie rozumiałam jak można było zostawić gdziekolwiek takie maleństwo. Za każdym razem, gdy interwencja dotyczyła dziecka, odczuwałam ją dwa razy mocniej. W końcu ponad rok temu prawie zostałam matką...
- Cześć, ja jestem Zuza - rzuciłam podchodząc do dziecka. - A ty jak masz na imię?
- Wątpię, że pani coś powie. Mnie nie chciała - westchnęła kasjerka. Bałam się, że dziewczynka wystraszyła się całej sytuacji i zamknęła się w sobie, jednak nagle usłyszałam:
- Kasia - rzekła.
- Bardzo ładnie - uśmiechnęłam się do niej. - A powiesz mi, gdzie jest twoja mama? Twoi rodzice?
Dziewczynka jednak nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo do pomieszczenia wszedł Miłosz z dość młodą kobietą.
- Mama! - Kasia krzyknęła wyraźnie uszczęśliwiona
- Pani jest matką, tak? - spytałam
- Jak widać...-
 A przepraszam, że spytam, ale pani jest pełnoletnia? - zwróciłam się do dziewczyny
- Mam dziewiętnaście lat, w czymś problem? - to zupełnie tyle, co Julka. Czyli nie tylko moja siostra była tak nieodpowiedzialna.
Nie ukrywam, zachowanie tej młodej kobiety było dość aroganckie. Po krótkiej rozmowie okazało się, że mama Kasi po prostu udała się do łazienki, a dziewczynka miała na nią poczekać. Ta jednak postanowiła, że pójdzie pooglądać zabawki i po prostu się zgubiła. Sprawdziliśmy monitoring i potwierdziliśmy, że mówi ona prawdę, a następnie postanowiliśmy odebrać przerwę.
Niecałe półgodziny później siedzieliśmy na komendzie na stołówce, jednak ja nie miałam ochoty nic jeść. Zadowoliłam się jedynie kawą.
- Zuza, - zaczął Miłosz - a ty co nie jesz?
- Nie wiem... Jakoś nie chcę. Ty jesteś pewien, że to jest świeże? - spytałam wskazując na jego danie - Śmierdzi niemiłosiernie...
- Co ty? Przecież ładnie pachnie i smakowicie wygląda! A może... - zawahał się - może ty w ciąży znowu jesteś? Pamiętasz rok temu? Też uważałaś, że wszystko co jem śmierdzi...
- Miłosz, - przerwałam mu - nie jestem w ciąży. Ja nie mogę już mieć dzieci.
- Przepraszam - rzucił. Widziałam, że był wyraźnie speszony. - Zuza, bo my nawet nie mieliśmy chwili, aby pogadać. Jak ty się czujesz po tym wszystkim?
- Jak myślisz? - popatrzyłam na Miłosza. Ciężko było mi opowiadać o tym, jak straciłam dziecko. Dziecko Krzyśka, które było konsekwencją naszego romansu. - Poczekam na ciebie w radiowozie - odparłam szybko. Nie miałam ochoty na zwierzenia.
Druga połowa pracy zleciała nam dość szybko i całe szczęście nim się obejrzałam, mogłam wrócić już do domu. Przekraczając próg mieszkania zobaczyłam Julkę wraz z Wojtkiem. Moja siostra była cała pobita, a ja miałam najgorsze myśli, bałam się, że to Niedźwiecki ją pobił.
- Co tu się dzieje? - spytałam - Zrobiłeś jej coś?
- Co? Dlaczego Wojtuś miałby mnie pobić? Siostra, uspokój się - zwróciła się do mnie.
- Kto ci to zrobił?
- Nieważne - westchnęła, wstając z kanapy. - Nie każdy musi być taki idealny jak ty, siostrzyczko.
- Julka, ale jeśli ktoś cię pobił to...
- To co? - przerwała mi - Mam to zgłosić na policję, tak? I co zrobicie? Jak zwykle nic - odparła, a następnie wyszła z mieszkania.
- Uprzedzając twoje pytania, kochanie... - zaczął Wojtek - nie wiem, co jej się stało. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Rozmawiałem z Białachem, podpytał tego swojego znajomego księdza i wiesz co? - uśmiechnął się
- Co? - rzuciłam szybko. Bałam się co za chwilę usłyszę.
- Możemy pobrać się już w sobotę - na słowa Niedźwieckiego po prostu mnie zamurowało.
- W sobotę? Przecież to za kilka dni, nie mam sukienki, nie mamy tortu...
- Zajmę się wszystkim i już za chwilę będziesz oficjalnie moją żoną - rzekł, po czym mnie pocałował.
Miałam wrażenie, że cała sytuacja mnie przerosła. Ślub już teraz? I to z Wojtkiem? Z mężczyzną, którego chyba w ogóle nie kochałam? Poczułam się zupełnie pusta, jakbym odrzuciła od siebie natłok emocji, które tak długo skrywałam. Nie chciałam nic czuć ani o niczym myśleć.
Wiedziałam, że nieważne czy będę żoną Wojtka czy jakiegokolwiek innego mężczyzny, ja zawsze będę myśleć tylko o Krzyśku. To on nauczył mnie wszystkiego, nauczył mnie czym jest prawdziwa miłość, tylko go kochałam. Od pierwszego momentu z nim czułam, że coś między nami będzie. Na ciele ciągle miałam jego dotyk, jego pocałunki.
Zgubiłam się we własnych uczuciach i naprawdę żałowałam, że kiedykolwiek zaczynałam coś z Niedźwieckim.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz