5.2. kolacja

167 11 2
                                    

Obudziły mnie promienie słońca, otworzyłam oczy i zupełnie nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Leżałam na kanapie w jakimś pokoju, prawdopodobnie było to mieszkanie w jednej z kamienic w centrum. Nie byłam tam nigdy wcześniej. Miałam złe przeczucia, dopiero po chwili zauważyłam, że mam w ręce wbity wenflon. Automatycznie przypomniało mi się, że poprzedniej nocy byłam w samochodzie z Zalewskim. Bałam się, że to nie był normalny lekarz, a jakiś psychol, który chce mnie skrzywdzić.
- Filip! - krzyknęłam.
- Co się dzieje? - spytał, wchodząc do pomieszczenia.
- Wypuść mnie natychmiast albo oskarżę cię o porwanie, a może i molestowanie seksualne.
Byłam po prostu przerażona. Nie wiedziałam nawet dokładnie, gdzie się znajduję czy jakie zamiary ma wobec mnie Zalewski.
- Spokojnie. Nie wlewam w ciebie żadnej trucizny, to są elektrolity - zaśmiał się. - Widziałem, jak słabo wyglądasz... Nie chciałem, żebyś mi zemdlała.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć?
- Zuza - zaczął, siadając koło mnie. - Nie skrzywdziłem cię i tego nie zrobię. Jeśli chcesz to mogę to od ciebie teraz odłączyć i pójdziesz do siebie.
Nawet mu uwierzyłam, ale nagle przypomniałam sobie o jednej rzeczy.
- Miałeś mnie odwieźć do domu, nie do...
- Zasnęłaś w samochodzie - przerwał mi. - Nie podałaś adresu, więc nie wiedziałem, gdzie mam jechać - Zalewski miał rację. Może to ja zbyt gwałtowanie zareagowałam, ale naprawdę, niesamowicie wystraszyła mnie ta sytuacja. - Zuza... - rzucił, a następnie objął mnie mocno swoim ramieniem. - Nie skrzywdzę cię.
Nie wiem, co Zalewski sobie myślał, ale najbardziej przerażał mnie fakt, że jego bliskość zaczęła mi się naprawdę podobać. Pomimo tego, że kompletnie go nie znałam, wydawał się być osobą godną zaufania, ale w tamtym momencie, nie mogłam pozwolić sobie na jakąkolwiek słabość.
- Przestań - odparłam szybko, wstając z kanapy. - Wyciągnij mi to z ręki i pójdę do domu.
Zalewski nic nie odpowiedział. Zrobił to, o co go prosiłam.
- Nie chciałem...
- Filip, - przerwałam mu - ja nie mam teraz czasu, ani nawet chęci na romans z tobą - rzuciłam, a następnie wyszłam z jego mieszkania.
W tamtym momencie, nie potrafiłam nawet zrozumieć sama siebie. Zalewski wydawał się być cudownym mężczyzną, ale ja chyba ciągle nie poradziłam sobie z wydarzeniami z przeszłości. Gwałt, ciąża, a potem poronienie, na dodatek Krzysiek w areszcie, nawet ani razu go tam nie odwiedziłam. Po prostu nie potrafiłam. Zawsze sądziłam, że Zapała jest miłością mojego życia, ale po tym, co zrobił, nie byłam nawet pewna, czy chcę z nim być. Romans z Filipem by to wszystko jedynie skomplikował.
Szybko pojechałam do swojego mieszkania, wzięłam prysznic, przebrałam się i udałam się prosto do szpitala. Chciałam być, jak najbliżej Kubusia, bo w tamtym momencie, tylko on się liczył.
Znowu spędziłam przy nim calutki dzień. Naprawdę wierzyłam, że kiedyś w końcu się obudzi i będzie przy mnie, ale chyba powoli zaczynałam tracić tą nadzieję.
- Dobry wieczór - usłyszałam nagle. Odwróciłam się i zobaczyłam lekarza, który zajmował się moim synkiem. Nie był on jednak sam, a z Filipem. - Doktorze Zalewski, mówię panu, że naprawdę robimy, co w naszej mocy, aby chłopiec przeżył - rzekł, a Filip zaczął posługiwać się jakimiś niezrozumiałymi dla mnie terminami, jednak na nic. - Nie przydzielę panu chłopca - odparł wychodząc.
- Co ty robisz? - spytałam go wyraźnie zdenerwowana.
- Chciałem tylko pomóc.
- Możesz w końcu nie mieszać się w moje życie?! Nie rozumiem, o co ci chodzi i czego ode mnie chcesz, ale odczep się w końcu! - krzyknęłam, a potem tak po prostu się rozpłakałam. Chyba właśnie wszystko we mnie pękło. Zalewski przytulił mnie niesamowicie mocno, a ja nawet nie wiem, ile czasu spędziłam wtulając się w jego ciepłe ramiona. - Przepraszam cię - westchnęłam.
- Nie masz za co, naprawdę.
- Filip, mówiłeś, że Kuba ma szanse, żeby przeżyć...
- Bo tak jest - przerwał mi. - Pójdziemy może coś zjeść i wszystko ci opowiem, okej? Przyda ci się jakaś kolacja, bo jeszcze mi tu zemdlejesz. Chyba, że znów chcesz kroplówkę? - zaśmiał się.
- Kolacja wystarczy - uśmiechnęłam się.
- U mnie?
- Ja...
- O tej godzinie już raczej mało co otwarte - rzekł.
Zalewski miał rację, zegarek wskazywał dwudziestą drugą, więc wszystkie restauracje były zamknięte, dlatego też po upływie niecałych trzydziestu minut byliśmy już w jego mieszkaniu.
Filip szybko ugotował makaron, zrobił sos i moment później, już jedliśmy, popijając przy tym wino. Kolacja minęła nam w zupełnej ciszy, bałam się, że z każdym jego słowem, po prostu moje uczucie do Zalewskiego będzie rosnąć. Chyba tego nie chciałam.
- Było pyszne - rzuciłam. - Powinnam się zbierać.
- Poczekaj chwilkę, nawet nie porozmawialiśmy o twoim synu.
- No tak
- Chodź - westchnął. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Tak po prostu podeszłam do Filipa i usiadłam mu na kolanach, ten zaczął gładzić mnie po policzku. - Dla Kubusia jest tylko jedna nadzieja.
- Jaka? - spytałam.
- To eksperymentalna terapia, ale nie jest jeszcze dostępna w Polsce. Szanse, żeby wszystko było z nim okej, żeby się w ogóle wybudził, a potem funkcjonował w miarę normalnie są jednak naprawdę spore.
- Miałabym z nim gdzieś wyjechać? Gdzie?
- Do Norwegii - powiedział, zupełnie sobie tego nie wyobrażałam, ale byłam pewna, że zrobię wszystko, by moje dziecko było zdrowe. - Z Kubą i...
- I?- Ze mną
Filip jeździł swoją dłonią po mojej nodze, po moim udzie. Doskonale wiedziałam, że mu się podobam, ale jakby nie patrzeć w ogóle się nie znaliśmy.
- Miałabym rzucić wszystko i z tobą wyjechać?
- Tak - westchnął. - Zajmę się wszystkim, zapłacę za samolot, taki specjalny dla Kuby. Mam tam apartament, zamieszkasz ze mną... Mój przyjaciel ma tam swoją klinikę, zajmuje się ciężkimi przypadkami, ja mam się wkrótce stać współwłaścicielem, więc będziecie mieć najlepszą opiekę.
- Filip, to wszystko brzmi wręcz absurdalnie - zaczęłam. - Ale... dlaczego ty chcesz mi tak pomóc?
Zalewski popatrzył na mnie, a ja chyba zatopiłam się w jego spojrzeniu.
- Zakochałem się w tobie - rzekł.
- Co? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Zakochałem... Od momentu, gdy cię pierwszy raz zobaczyłem.
- Filip - westchnęłam, gładząc go po policzku.
Zalewski tak nagle, po prostu mnie pocałował. Nic już nie powiedziałam, dałam mu się ponieść. Spędziliśmy razem noc. Rano czekał mnie niesamowicie ciężki dzień, dzień procesu Krzyśka.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz