2.16. zaręczyny?

305 13 1
                                    

Dni na komendzie w mojej nowej roli zlatywały po sobie dość szybko. Praca pochłaniała całą mnie, a naprawdę nie było jej mało. Komendant Jaskowska zostawiła po sobie sporo do zrobienia. Cieszyłam się, bo gdy zajmowałam się chociażby wypełnianiem zaległych raportów nie miałam czasu myśleć o Krzyśku.
Siedziałam w swoim gabinecie, przeglądając dokumenty, gdy nagle wparował - bo inaczej nie da się tego nazwać, wyraźnie zdenerwowany Niedźwiecki.
- Co się stało? - spytałam - Mógłbyś następnym razem zapukać?
- Mnie pytasz co się stało?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - rzekłam podchodząc do niego, Wojtek dość gwałtownie złapał mnie za ramię. - Uspokój się.
- Jestem spokojny! - krzyknął na mnie - Zdradzasz mnie z Zapałą! Przyznaj się!
- Wojtek... - westchnęłam.
- Sypiasz z nim, tak?!
- Brałeś znowu? - rzuciłam, choć doskonale wiedziałam jaka jest odpowiedź. Tylko po narkotykach Niedźwiecki zachowywał się tak agresywnie i wręcz niedorzecznie. Patrzył na mnie ze wzrokiem, jakby naprawdę chciał mi coś zrobić, a może i zabić. Potem stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Wojtek po prostu rzucił mną o ścianę. Nie miałam siły nic zrobić, nijak się obronić.
Niestety, w tym nieodpowiednim momencie wszedł Jacek.
- Pani komendant, mam dokumenty, które miałem... - dyżurny na widok mnie prawie leżącej pod ścianą nie dokończył. - Jezu, Maryjo i wszyscy święci, co tu się stało? - spytał - On pani coś zrobił? - wskazał na Wojtka
- Nie - rzekłam szybko. Nie chciałam by na komendzie pojawiły się jakiekolwiek plotki o tym, że Wojtek mnie bije. Miałam nadzieję, że to się nie powtórzy. - Po prostu źle się poczułam i chyba zasłabłam.
- Na pewno? Wszystko dobrze?
- Tak, Jacku. Zostaw dokumenty na biurku, dziękuję ci.
Po wypełnieniu mojego polecenia zarówno dyżurny, jak i Wojtek, który powiedział, że dokończymy sobie jeszcze tą rozmowę wyszli. Czułam się fatalnie, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Myślałam tylko o zachowaniu Niedźwieckiego, nie mogłam pojąć, dlaczego znów zaczął brać narkotyki. Zastanawiałam się, czy wyciągnąć względem jego jakieś konsekwencje, jak się zachować. Musiałam pamiętać, że nie jest to jedynie mój podwładny, ale też mój chłopak. Czułam się trochę zagubiona.
Resztę dnia przesiedziałam w swoim gabinecie i dosłownie gapiłam się w sufit rozmyślając. Gdy tylko wybiła godzina dziewiętnasta, udałam się do domu. Chciałam zamknąć się w mieszkaniu i nie musieć z nikim rozmawiać, udając przy tym, że wszystko jest w porządku.
Siedziałam na kanapie, a w telewizji leciała jakaś komedia romantyczna. Ja natomiast czułam się zdruzgotana, nie wiedziałam, jak postąpić z Wojtkiem. Nie sądziłam jednak, że będę musiała podjąć tą decyzję tak szybko.
Usłyszałam pukanie do drzwi, wstałam i poszłam je otworzyć. To był Niedźwiecki.
- Co tu robisz? - spytałam. Nie ukrywam, poczułam się naprawdę przerażona.
- A co? Myślałaś, że Zapała przyjdzie? - po jego słowach chciałam zamknąć drzwi, Wojtek jednak był silniejszy i sam wszedł do mojego mieszkania
- Wyjdź! - powiedziałam wystraszonym głosem
- Kochanie, - zaczął Wojtek podchodząc do mnie - przepraszam cię. Zuzia, ja cię naprawdę kocham.
- Nie mogę być z kimś, kto mnie bije... - westchnęłam. - Znowu bierzesz narkotyki.
- Bo gdy nie jesteś ze mną, to czuję się nikim. Jesteś mi potrzebna do życia, Zuzia. Kocham cię. Nie uderzę cię nigdy więcej, nie popchnę, nawet na ciebie nie krzyknę. Jesteś dla mnie wszystkim...
- Wojtek, ja nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens...
- Popatrz, - przerwał mi, a następnie wyjął z kieszeni małe pudełeczko. - Już dawno chciałem ci to dać - Niedźwiecki je otworzył, a tam był pierścionek, pierścionek zaręczynowy. Wojtek uklęknął przede mną i rzekł - Zuzia, bądź już ze mną na zawsze. Wyjdziesz za mnie?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Z jednej strony ciągle w głowie miałam Krzyśka, nasze wspólne chwile, ciągle czułam jego dotyk, jego pocałunki, jednak z drugiej byłam pewna, że pomiędzy mną a Zapałą nie wydarzy się nic więcej. Nie chciałam być sama, potrzebowałam kogoś. Nie wiem, ile było szczerości w mojej decyzji, ale zgodziłam się. Wojtek był po prostu wniebowzięty.
Pierścionek, który od niego dostałam był niesamowicie piękny. Nie chciałam jednak nosić go w pracy, by uniknąć plotek podwładnych o moim życiu prywatnym, lecz Wojtek nalegał bym go wszędzie nosiła i zawsze o nim pamiętała, a ja nie zamierzałam się z nim kłócić.
Dzień po zaręczynach siedziałam w swoim gabinecie, poprawiając nieudolnie wypełnione raporty, gdy nagle odwiedził mnie Juliusz.
- Dzień dobry, pani komendant - wszedł z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy już mówiłam, że czasem zazdroszczę mu tego wiecznego optymizmu?
- Witam sierżancie, coś się stało?
- Nie, nie, ja tylko... - rzucił podchodząc do mojego biurka. - A to co? - spytał wskazując na pierścionek - Czy pani komendant się zaręczyła?
- Jak widzisz - uśmiechnęłam się.
- No to ja gratuluję! Dobrze, że Krzysiek w końcu chce mieć panią tylko dla siebie. Pani taka piękna, to każdy by chciał mieć taką żonę, ale Krzysiek to dobry mąż będzie. Widać, że zakochani jesteście w sobie... taka aura dobra, miłosna się wytwarza, gdy jesteście razem.
- Ale... - przerwałam mu - to od sierżanta Niedźwieckiego. Ja nie jestem z Krzyśkiem... - powiedziałam, lecz w moim głosie odczuć można spory smutek.
- A to przepraszam, pani komendant. Ja myślałem, że pani... i Krzysiek... coś razem, ale nieważne. Ja już będę leciał - odparł szybko.
- Nie masz żadnej sprawy do mnie? Po co przyszedłeś?
- Chciałem zobaczyć tylko, co u pani, ale będę szedł, mamy z pani wujkiem mnóstwo pracy - rzekł kierując się do drzwi. - Ale proszę pogratulować ode mnie Krzyśkowi... znaczy temu, no Wojtkowi!
Słowa Poniatowskiego bardzo mnie dotknęły. Romantyczna aura pomiędzy mną a Zapałą? Sama nie wiedziałam, ile w tym było prawdy. Nie wiedziałam też już kompletnie co i do kogo czuję, chyba się w tym wszystkim pogubiłam. Z jednej strony był Krzysiek, którego naprawdę kochałam, jednak sądziłam, iż moje odczucia są jednostronne. Zaś z drugiej Wojtek, on coś do mnie czuł, ale czy chciałam kogoś takiego jak on za męża? Sama już nic nie wiedziałam.
Po pracy byłam umówiona z Wojtkiem. Zadecydowaliśmy wspólnie, że przeprowadzi się do mnie. Miałam większe mieszkanie, mogliśmy spędzać razem wieczory, a na dodatek chciałam mieć go na oku, by znów nie zrobił nic głupiego.
Około godziny dwudziestej zaczęliśmy zanosić jego rzeczy z samochodu do mieszkania, co mnie trochę zdziwiło, było ich naprawdę sporo. Zajęło to dość dużo czasu, skończyliśmy chwilę przed północą.
- Mam nadzieję, że nie chcesz dzisiaj tego rozpakowywać - zaśmiałam się.
- Nie mam już siły, ale mam lepszy pomysł, co możemy robić - powiedział podchodząc do mnie.
- Spać? Mam ci przypominać, że jutro o dziewiątej rozpoczyna się odprawa?
- Pani komendant, - zaczął, a jego ręce jeździły po moim ciele - chodź do mnie...
- Nie chcę - próbowałam mu się wyrwać, ale Wojtek był silniejszy. - Zmęczyłam się tym noszeniem, nie mam siły naprawdę.
- Jesteś moją narzeczoną czy nie?!
- Jestem, ale...
- Ale co?! Ale ciągle myślisz o Zapale?! - Niedźwiecki zaczął robić się coraz bardziej agresywny, wiedziałam doskonale jaki jest tego powód, znów brał. - Jesteś moja, do cholery! - krzyknął.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz