3.9. porwanie?

255 14 4
                                    

Godzinę później siedzieliśmy już razem w gabinecie i wszystko było wiadome:
- Jest pani w ciąży. Gratuluję zarówno pani, jak i tacie - lekarz wskazał na Wojtka. Zapewne pomyślał, że to on jest ojcem.
- Ja... - Niedźwiecki chciał coś powiedzieć, jednak ja wolałam zaoszczędzić sobie tej dość niezręcznej sytuacji. Popatrzyłam na niego i położyłam swoją rękę na jego kolanie. Całe szczęście, zrozumiał o co chodzi. - Ja bardzo się cieszę.
Nie mogłam w to uwierzyć. Ja w ciąży? Najwyraźniej jednak mogłam mieć dzieci. To było jak wygrana na loterii, a nawet tysiąc razy lepsze. Zawsze chciałam mieć córkę albo syna, to już nieważne - byleby było zdrowe. Czekałam na dzień, w którym wezmę to maleństwo na swoje ręce.
- Zamierzasz powiedzieć Krzyśkowi? - Wojtek wyrwał mnie z rozmyślań i marzeń odnośnie macierzyństwa, a jego pytanie sprowadziło mnie na ziemię.
Sama nie wiedziałam, jak się zachować. Kochałam Krzyśka, był mi naprawdę bliską osobą i kiedyś myślałam, że w przyszłości to on może stać się moim mężem, jednak po tym, co mi powiedział - bałam się, że tylko jak darzę to tak ogromną miłością, a sam Zapała kompletnie nic do mnie nie czuje. A jeśli naprawdę tak było, to nie ucieszyłby się na wieść, że wkrótce zostanie tatą. Jednak musiałam, nie mogłam postąpić inaczej.
- Ja... - zaczęłam - chyba muszę mu powiedzieć.
- Chcesz teraz do niego pojechać? - spytał Niedźwiecki. To był dość miły i niespodziewany gest z jego strony, ale wolałam pogadać z Krzyśkiem na osobności.
- Nie - odparłam stanowczo. - Jutro to z nim załatwię.
Tak też miałam w planach. Kolejnego dnia przyjechałam ciut wcześniej na komendę, liczyłam, że zastanę tam Zapałę. Tak jednak nie było, nie pojawił się nawet na odprawie. Bałam się, że coś mogło mu się stać, ale naprawdę walczyłam z tymi myślami, nie chciałam ich do siebie dopuszczać, nie pomagały mi.
Wojtek podczas patrolu próbował wmawiać mi, że wszystko jest okej, ale miałam złe przeczucia. I niestety, sprawdziły się. W czasie przerwy, którą spędzaliśmy na komendzie zostałam wezwana do komendant Jaskowskiej w - jak to ujęła, bardzo ważnej, jak i delikatnej sprawie. Zrozumiałam od razu, że chodzi o Krzyśka.
- Coś mu się stało? Co z nim? - zadawałam pełno pytań. Po prostu sama bałam się tego, co za chwilę usłyszę.
- Zuza, usiądź.
- Nie - rzuciłam. - Niech mi pani lepiej powie, o co chodzi.
- Przeczytaj to - Jaskowska pokazała mi wiadomość z zaszyfrowanego adresu mailowego, według której to Krzysiek został porwany. Ponoć chodziło o jakieś prywatnie porachunki związane z nim. Od razu przypomniałam sobie to jego dziwne zachowanie, nocne wyjścia, nagły przypływ gotówki. Nie rozumiem, jak mógł tak bardzo narażać nie tylko mnie, ale i swoje dzieci. Ale teraz liczył się jedynie. Nie przeżyłabym, gdyby miał zginąć.
- Pani komendant, ale... - zaczęłam mówić, jednak w pewnym momencie zrobiło mi się okropnie słabo. Poczułam skurcze w podbrzuszu, prawie wpadłam w panikę, że coś może stać się mojemu maleństwu, jednak całe szczęście to dość szybko minęło.
- W porządku, Zuza? - spytała wyraźnie przejęta Jaskowska
- Tak, tak, po prostu ja... jestem w ciąży, ale teraz tylko Krzysiek się liczy.
- Nie - odparła. - Liczysz się ty i twoje dziecko, Krzysiek na pewno nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby coś wam się stało. Już teraz idź na zwolnienie. Obiecuję ci, że zrobimy wszystko i zaangażuje samych najlepszych policjantów, aby go znaleźli.
Złożyłam jeszcze zeznania. Opowiedziałam komendant o wszystkim, co wiedziałam i, co mogło chociaż trochę pomóc w odnalezieniu Krzyśka. Zapewniłam ją również, że przywiozę Tośka na przesłuchanie, bo prawdopodobnie wiedział więcej niż ja. Czekała mnie bardzo poważna i trudna rozmowa z synem Zapały. Kompletnie nie miałam pomysłu, jak mu powiedzieć, że jego ojciec został porwany. Już sam wypadek i śpiączka Emilki, były dla niego niesamowitym ciosem.
- Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony moją osobą. Przyjechałam po niego do szkoły. Bałam się, żeby nie zachciało mu się jakiś głupot.
- Tosiek, ja nie wiem, jak ci to powiedzieć... - naprawdę nie potrafiłam znaleźć słów.
- O co chodzi?!
- Twój tato... najprawdopodobniej został porwany.
- Co? - widziałam, że był zdziwiony, ale jednocześnie stał się przestraszony i nerwowy. - Co będzie ze mną? Co z Gają?
- Zajmę się wami - powiedziałam.
Nie wyobrażałam sobie innej opcji. Czułam się odpowiedzialna za dzieciaki, nawet pomimo tego, że oficjalnie nic mnie już nie łączyło z Krzyśkiem.Pojechaliśmy do domu, po drodze odebrałam Gajkę z przedszkola. Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć, bo była po prostu zbyt mała aby usłyszeć prawdę.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz