7.4. ,,kochamy się..."

119 9 0
                                    

- Wrócicie? Ty i Kubuś?
Słowa Krzyśka naprawdę mnie zdziwiły, ale też niesamowicie ucieszyły. Chyba właśnie na to czekałam. Pokiwałam jedynie głową twierdząco i zbliżyłam swoje usta do jego. Tak zupełnie zapomniałam o Zalewskim i chociażby o tym, że jest w mieszkaniu. Już prawie mieliśmy się pocałować z Krzyśkiem, gdy nagle z łazienki wyszedł Filip... w samym ręczniku. Nie ukrywam, byłam zła, chociaż sama już nie wiem czy na niego, czy po prostu na siebie.
- Co on tu robi? - rzucił dość złowrogim tonem Zalewski.
- Mogę spytać o to samo... - westchnął Zapała. Widziałam, że jest dość zdziwiony, bo w końcu był pewien, że Filip nie żyje.
- Kochanie, powiedz mu - rzekł Zalewski, podchodząc do mnie. Złapał mnie za biodra i przysunął do siebie. To już było jednoznaczne dla Krzyśka, który nawet nic nie odpowiedział i po prostu wyszedł z mieszkania. Zrobiło mi się niesamowicie przykro.
- Co się dzieje, Zuza?
- Nic się nie dzieje - powiedziałam, zamykając drzwi.
- Na pewno?
- Tak. Będę się szykować i pojadę do pracy. Zawieziesz Kubusia do szkoły?
- Zawiozę - uśmiechnął się i mnie pocałował. Miałam mętlik w głowie.
Pośpiesznie się ogarnęłam, nawet nie zjadłam nic na śniadanie i wyruszyłam na komendę. Wiedziałam, że czeka mnie trudny dzień, w końcu nasze relacje z Krzyśkiem po porannej sytuacji stały się jeszcze bardziej napięte, ale chyba nigdy bym się nie spodziewała, że los zechce zadrwić ze mnie aż tak.
Weszłam do budynku, omijając kuchnie i jakiekolwiek pomieszczenie, w którym mógłby znajdować się Krzysiek, poszłam prosto się przebrać. Kilkanaście minut później nie miałam już co ze sobą zrobić, więc weszłam do pokoju, w którym był już gotowy do służby Zapała.
- Cześć... - rzuciłam, spuszczając głowę. Usiadłam przy swoim biurku i zaczęłam zajmować się papierkową robotą, jednak tak po prostu nie potrafiłam znieść tej strasznej ciszy pomiędzy nami. - Krzysiek, to nie jest tak...
- Daruj sobie - przerwał mi.
- Ale...
- Byłem już u Jaskowskiej. Powiedziała mi wszystko. Wiem, że ten cały twój Filip został świadkiem koronnym.
- To nie jest mój Filip - westchnęłam. Wyczuwałam, że Zapała już całkowicie przekreślił jakiekolwiek szanse na nasz związek.
- A kto?! - spytał poważnym tonem. - Mieszka u ciebie, mówi do ciebie ,,kochanie"!
- Ja... sama już nie wiem...
- To nie ma już sensu, Zuza.
- O co ci chodzi?
- O nas, chociaż... nie ma już nawet nas - powiedział, a moje serce jakby złamało się na milion małych kawałeczków.
Chciałam coś odpowiedzieć, wytłumaczyć mu się w jakikolwiek sposób. Byłam nawet gotowa błagać go o wypaczenie, ale jak zwykle przerwał nam nie kto inny jak Jacek:
- Co wy tu jeszcze robicie? Odprawa zaczęła się już kilka minut temu.
- Już idziemy - rzuciłam szybko i w trójkę udaliśmy się do gabinetu.
- Zuza, jak się dziś czujesz? - spytał nagle dyżurny. Nie ukrywam, bardzo mnie to zdziwiło.
- Nawet okej - oczywiście okłamałam Jacka, bo po prostu nie chciałam opowiadać mu o swoich prywatnych sprawach związanych z Krzyśkiem.
Wchodząc do pomieszczenia, momentalnie mnie zamurowało i zrozumiałam, skąd te dziwne pytania dyżurnego.
Nigdy bym się już go tam nie spodziewała. Modliłam się każdego dnia, aby nigdy więcej go nie zobaczyć. To było niczym najgorszy koszmar. Usiadłam jak najdalej od niego, tak naprawdę nie chciałam nawet patrzeć w jego kierunku. Zupełnie nie słyszałam Jaskowskiej, podróżowałam gdzieś w głębi swoich dziwnych myśli. Ogarnęłam się dopiero, gdy usłyszałam swoje nazwisko.
- Czekają nas zmiany w patrolach - zaczęła. - Sierżant Zapała dziś zajmie się archiwum, natomiast podkomisarz Kowal będzie jeździć z sierżantem Niedźwieckim.
Po tych słowach coś we mnie jakby uderzyło. Podniosłam głowę, popatrzyłam na Wojtka i zobaczyłam jego głupi uśmieszek. Wszystko do mnie wróciło, szczególnie gwałt i jego uniewinnienie. Miałam wrażenie, że zarówno sąd, jak i wszyscy na komendzie byli pewni, że jestem przewrażliwiona i wymyśliłam to sobie. Nie potrafiłam nawet nic powiedzieć, nijak zaprotestować, w końcu pomysł Jaskowskiej kompletnie mi się nie podobał.
- Ja mogę jeździć dziś z sierżantem Niedźwieckim - Krzysiek od razu stanął w mojej obronie, o ile mogę to tak nazwać. Nie ukrywam, że bardzo mile mnie to zaskoczyło.
- A co na to podkomisarz Kowal? - spytała komendant.
- Ja... - westchnęłam. - Wolałabym nie jeździć z Wojtkiem.
- No dobrze - powiedziała.
Całe szczęście, Jaskowska zgodziła się, żebym tamtego dnia jeszcze pojechała na patrol z Krzyśkiem. Szczerze, to też było dla mnie czymś trudnym, ale na pewno nie aż tak, jak praca z Niedźwieckim. Chyba żadna kobieta nie chciałaby przebywać tak blisko i przez tak długi czas z mężczyzną, który ją niegdyś zgwałcił.
- Dziękuję - rzekłam, gdy jeździliśmy już z Krzyśkiem po wrocławskich ulicach.
- Ale za co?
- Stanąłeś w mojej obronie i...
- Zrobiłem to tylko dlatego, bo jesteś matką mojego dziecka - przerwał mi poważnym tonem.
- Krzysiek... - westchnęłam, kładąc swoją dłoń na jego, jednak Zapała szybko mnie odtrącił.
- Daj spokój.
Było mi strasznie przykro, chociaż doskonale wiedziałam, że to głównie moja wina. Nie powinnam dopuszczać do siebie Filipa, w końcu gdybym tego nie zrobiła może mi i Krzyśkowi udałoby się na nowo stworzyć coś pięknego. Jednak nie mogłam cofnąć czasu. Coś podpowiadało mi, że ja i Zapała już nigdy nie będziemy razem. Na samą tą myśl moje serce tak po prostu się łamało. Do tego jeszcze powrót Wojtka. To wszystko razem sprawiało, że miałam ochotę wziąć wolne na kilka dni, olać bieżące sprawy i zaszyć się w mieszkaniu, przeleżeć jak najwięcej czasu w łóżku, pod kołdrą, bo w końcu tylko tam ostatnim czasem czułam się bezpiecznie.
Reszta patrolu minęła nam w zupełnej ciszy. Nie rozmawialiśmy na prywatne tematy, z resztą na te zawodowe też już nie. Cały czas zastanawiałam się, czy szczerze pogadać z Krzyśkiem, a że nie miałam nic do stracenia, zaryzykowałam.
- Masz chwilę? - spytałam, gdy kończyliśmy wypełniać papiery.
- Co się stało? Masz jakiś problem z raportem?
- Nie, po prostu...
- Jeśli chcesz rozmawiać o nas, to... Z resztą nie ma już nawet nas.
- Nie mów tak, proszę - zaczęłam. - Nie zapominaj, że mamy dziecko, kochamy się.
- Co robimy? - Krzysiek wręcza zaśmiał się na moje słowa. Zachciało mi się aż płakać.
- Kocham cię... - westchnęłam.
Zapałą popatrzył na mnie tak poważnym wzrokiem, jak chyba jeszcze nigdy. W jego oczach nie widziałam nawet najmniejszych uczuć.
- Ale ja cię nie kocham - rzekł i tak po prostu wyszedł.
Usiadłam przy biurku i schowałam swoją twarz w ręce. Czułam się jakby Krzysiek co najmniej mnie spoliczkował, uderzył. To było okropne.

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz