3.18. ,,nie powinniśmy się nawet przyjaźnić"

219 16 2
                                    

- Nie pamiętasz już, jak się umawialiśmy? - szepnął mi na ucho. - Powiedziałaś, że zrobisz co tylko będę chciał, a doskonale wiesz, czego ja chcę...
- Dowiedziałeś się czegoś? - zmieniłam pośpiesznie temat
- Rozmawiałem z tym Maciejem.
- Słucham?! Co robiłeś?!
Zdenerwowałam się i to naprawdę niemiłosiernie. Nie po to zdobywałam adres Macieja, by Wojtek od razu spalił całą akcję, pokazywał mu się czy co właśnie najgorsze z nim rozmawiał. Miał po prostu go poobserwować, zobaczyć co planuje, a w razie ewentualnego niebezpieczeństwa dać mi znać.
- Chciałem, żeby zostawił cię w spokoju...
- Czy ktoś mi powie, o co tutaj chodzi?! - moja mama wtrąciła się do naszej rozmowy
Szybko i w skrócie wszystko jej wyjaśniłam. Była naprawdę zszokowana.
- Widzisz, Zuzanno... Mówiłam ci! Gdyby nie ten Zapała nic by się nie działo! Tyle razy mówiłam, że...
- Mamo - przerwałam jej. - Ta sytuacja to nie wina Krzyśka.
- A czyja?! - krzyknęła na mnie z pretensjami
Całe szczęście usłyszałam dzwonek do drzwi. Tym razem była to moja siostra. Zadzwoniłam po nią, ponieważ bałam się, że może jej się coś złego stać, że Maciej i jego ludzie mogą ją zaatakować. Nie chciałam do tego dopuścić. Julka weszła do mieszkania, zarówno ona, jak i Wojtek nie byli zbyt uszczęśliwieni swoim widokiem.
- Po co on tutaj? - rzuciła wskazując na Niedźwieckiego.
- To nie jest teraz istotne - powiedziałam. - Mamy ważniejszą sprawę. Musimy zgłosić całą sprawę na policję, tak oficjalnie. Ten cały Maciej i jego ludzie są naprawdę niebezpieczni. Mogą coś zrobić wam, mamie albo mi i mojemu dziecku, do cholery!
Zdenerwowałam się, tak naprawdę. Niestety, Julka była przeciwna mojemu pomysłowi. Mama próbowała ją przekonać, ale bezskutecznie. Dopiero, gdy Wojtek zainterweniował ta zmieniła zdanie:
- Słuchaj - zwrócił się do niej. - Tu nie chodzi o jakieś pierdoły... Nie rozumiesz, że twoja siostra jest w niebezpieczeństwie! Z resztą ty też! Naprawdę chcesz skończyć jak Zapała?!
Julka popatrzyła na mnie dość wystraszonym wzrokiem. Wiedziała, że musi się zgodzić. Jakiś czas później byliśmy już na komendzie. Wszyscy złożyliśmy zeznania u komendant Jaskowskiej, która - nie ukrywam, była zarówno wystraszona, jak i usatysfakcjonowana, ponieważ otrzymała nowe informacje w sprawie pobicia Krzyśka. Tak naprawdę otrzymała potrzebne informacje na tacy.
 - Zuza, załatwię wam jakąś ochronę - powiedziała.
- Nie, nie trzeba - rzuciłam szybko. - Zajmijcie się lepiej znalezieniem Macieja i tych jego ludzi... - westchnęłam. Ta cała sytuacja niesamowicie źle wpływała na moje samopoczucie oraz, co najgorsze na moje maleństwo. Bałam się, że może coś mu się stać, a tego już bym sobie nie wybaczyła.
Wyszliśmy z gabinetu komendant. Wysłałam mamę wraz z Julką do stołówki, aby coś szybko zjadły. Nie chciały wracać do domu, mama jak zwykle panikowała. Może i nawet trochę to rozumiałam, ale nie chciałam popadać w żadną paranoję.
- Pogadamy? - zwrócił się do mnie Wojtek
- O czym? - spytałam. Całkiem serio, nie miałam najmniejszej ochoty na pogaduszki z nim. Doskonale wiedziałam, jaki temat może chcieć poruszyć. Przecież obiecałam, że zrobię wszystko, jeśli chociaż spróbuje mi pomóc w sprawie z pobiciem Krzyśka.
- Kiedy zamierzasz się odwdzięczyć? - szepnął mi na ucho
- Wojtek, nie teraz, proszę cię... Jestem w ciąży.
- I to właśnie sprawia, że mam na ciebie jeszcze większą ochotę. Ten brzuszek mnie pociąga.
- Nie, naprawdę nie chcę...
Zupełnie nie chciałam przespać się z Niedźwieckim. Po tym wszystkim co mi zrobił, ile razy mnie pobił, prawie zgwałcił... Kompletnie na mnie nie działał, a wręcz obrzydzał. Nie wyobrażałam sobie siebie z nim, razem. Te myśli sprawiały, że robiło mi się niedobrze.
Nagle Wojtek powiedział coś, czego kompletnie bym się po nim nie spodziewała:
- Żartuje, Zuzia.
- Co?! - nie wiedziałam kompletnie, o co chodzi.
- Nie skrzywdziłbym was - rzucił głaskając mój brzuszek. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Zupełnie nie miałam pojęcia, czy Niedźwiecki robi sobie ze mnie durne żarty, czy naprawdę coś zrozumiał i w końcu się chociaż trochę opanował. - Jesteś dla mnie niesamowicie ważna, Zuza... Zawsze byłaś.
I znów. Zaczęło się, Wojtek ponownie zaczął opowiadać mi o swojej wielkiej niespełnionej miłości i ogromie uczuć, które do mnie ciągle darzył. Jednak ja kompletnie nie byłam zainteresowana Niedźwieckim. Zbyt wiele razy mnie zranił. Poza tym, kochałam tylko Krzyśka, to jego dziecko nosiłam w sobie. To właśnie dla niego zrobiłabym dosłownie wszystko.
- Powiem to tylko raz i nie zamierzam się powtarzać - zaczęłam poważnym tonem. - Pomiędzy mną a tobą nigdy nic nie będzie. Zostaw mnie w końcu w spokoju, mnie i Krzyśka. Dziękuję ci bardzo za pomoc, ale wydaje mi się, że pomimo swoich szczerych chęci nie pomogłeś. Naprawdę daj mi wreszcie spokój. Znajdź sobie jakąś fajną dziewczynę... Ale traktuj ją z szacunkiem, nie tak jak traktowałeś mnie - odparłam i chciałam ruszyć już w kierunku stołówki, gdy Niedźwiecki złapał mnie za rękę.
- Zuzia... - westchnął, gładząc mnie po policzku.
- To koniec, naprawdę. Myślę, że nie powinniśmy się nawet przyjaźnić - rzuciłam i sama nawet nie wiem dlaczego, po prostu pocałowałam go w policzek.
Szybko ruszyłam na stołówkę. Tam zastałam mamę wraz z Julką, siedzące przy stole z Juliuszem. Bałam się, o jakich głupotach mogą rozmawiać.
- O! Cześć Zuza! - Poniatowski uśmiechnął się na mój widok. - A może i dwie Zuzy! Albo mały Krzysiek! Znasz już płeć?
- Nie, jeszcze nie - rzuciłam szybko. - Chcę mieć niespodziankę.
- To fajnie - odparł dość optymistycznie. - A może szukasz jakiegoś wujka chrzestnego czy kogoś? Bo ja zawsze chętny!
- Juliusz, nie. Nie szukam - westchnęłam.
- Ale akcja z tym Maciejem całym. Twoja mama taka miła, że mi już wszystko opowiedziała, ale wiesz co mnie najbardziej dziwi? Że poprosiłaś o pomoc Wojtka, a nie mnie! Przecież też jestem silny, odważny, no i oczywiście inteligentny, a z Luną przy boku to już w ogóle tworzymy duet wspaniały! Dobrze, że chłopaki pojechali ich szukać, bo wiesz Zuza, oni przecież to są niebezpieczni ludzie, mogą pojechać do szpital i chcieć coś zrobić Krzyśkowi...
Zamurowało mnie. Przecież Juliusz, chyba po raz pierwszy w swoim życiu, a przynajmniej od momentu, w którym się poznaliśmy - powiedział coś sensownego. Przez to całe zamieszanie kompletnie zapomniałam o Zapale, a Poniatowski miał ogrom racji. Krzyśkowi groziło realne niebezpieczeństwo. Maciej albo któryś z jego ludzi, na spokojnie mógł wejść do szpitala i chcieć mu coś zrobić.
Nie myśląc dużo, udałam się do Krzyśka. Zupełnie nie wiedziałam, co chcę zrobić i jak się zachować, jeśli naprawdę groziłoby mu niebezpieczeństwo. Całe szczęście, Juliusz uparł się, że wraz z Luną pojedzie ze mną do szpitala. Chwile później byliśmy już na miejscu.
- Daj mi broń - rzekłam do Poniatowskiego.
- Ale Zuza...
- Daj - rzuciłam stanowczo.
Weszliśmy do sali, a tam zobaczyłam coś, co naprawdę zmroziło mi krew. Na dodatek poczułam ogromny ból w podbrzuszu. Przeczuwałam najgorsze...

----
Wybaczcie, że znów tak późno pojawia się rozdział :( Nie miałam czasu w ciągu dnia, bo wybrałam się na wycieczkę pod studio ATM hah

Zuza KowalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz