CXLII (Undertale)

164 6 0
                                    

  Uniwersum bara!underfell. Królowi udało się zebrać dusze potrzebne do przejścia przez barierę. Postacie znacznie przewyższając rasę ludzką, biorą masy ludzi za swych niewolników.
Ukrywamy się przed potworami, póki nie znajduje nas Sans w wiadomym celu. W jakiś sposób spodobałyśmy się mu w jakiś sposób i ukrywa nas przed potworami.  

-Sansy Skeleton

Biegłaś przed siebie choć nie czułaś już nóg. Dawno temu wyczerpałaś limit łez na całe życie. To jakiś koszmar. Masz nadzieję. Niedługo obudzisz się w swoim domu i ciepłym łóżku, pójdziesz do rodziców, opowiesz im co przeżyłaś, co widziałaś, czego doświadczyłaś... A to wszystko będzie tylko i wyłącznie jednym, wielkim koszmarem. Powoli traciłaś wizję. Nie wiesz nawet kiedy dokładnie upadłaś twarzą w kamienistą, zimną ziemię. Było ślisko, padał deszcz. Jakoś niedawno, bo nadal było błoto. Próbowałaś wstać, lecz Ci się to nie udawało. Zignorowałaś ból w kolanie, chyba się zraniłaś. Pełzłaś więc dalej, przed siebie, byle się nie zatrzymywać, byle uciec. Ale dokąd? Najdalej stąd jak się da. Do innego życia w którym nie będzie tych potworów...

Znalazł ją w lesie, nieprzytomną, wycieńczoną, na skraju życia i śmierci. W pierwszej chwili chciał ją zostawić, iść dalej. Albo wyciągnąć komórkę i dać cynk psom, że znalazł kolejnego człowieka z którego można byłoby zrobić całkiem dobry użytek, albo jeżeli by zdechła to coś użytecznego stworzyć z jej ciała. Zwłaszcza, że Alphys nie narzekała i przyjmowała wszystko to co dotyczyło ludzi z biologicznego punktu widzenia. Nic by się nie zmarnowało. Szturchnął ją nogą. Zero reakcji. Może trup? Pochylił się i odgarnął włosy z jej twarzy...

Obudziłaś się w ciemnym pomieszczeniu na twardym szpitalnym łóżku, okryta ciężką, sztywną kołdrą. Na niewielkiej szafce obok wezgłowia leżał talerz z zimnymi już frytkami. Rzuciłaś się na nie i musisz przyznać, że choć były obiektywnie rzecz ujmując paskudne, to jednak w zaistniałych okolicznościach okazały się dla Ciebie zbawienne. Biorąc kilka kolejnych do buzi zaczęłaś się rozglądać na boki. W przyciemnionym pomieszczeniu nic nie widziałaś. Nawet to, gdzie są ściany. Jedynym światłem okazało się to, co prześwitywało przez okienko w drzwiach. Gdzieś tam była elektryczność i ciepło i życie. Nadal trzymając talerz z posiłkiem wysunęłaś obolałe nogi spod kołdry i szybko zorientowałaś się, że to był błąd. Jedna z nich, czego wcześniej nie zauważyłaś, była przywiązana do ściany. Na szyi miałaś plastikową obrożę. Byłaś naga, co prawda umyta, zaś Twoje rany zabandażowane i zapewne odkażone, to jednak perspektywa tego, że ktoś Cię widział nagą i dotykał, kiedy byłaś nieprzytomna napawała Cię lękiem. Nie dlatego, że nie wiedziałaś gdzie jesteś, ale właśnie dlatego, że miałaś tę świadomość. Zostałaś złapana. Frytki były teraz trudne do połknięcia, zaczęłaś szybciej oddychać. Szarpnęłaś nogą, nic. Zero reakcji. Więzy nie puściły. I nawet po dłuższym czasie mocowania się z nimi, nic się w ich strukturze nie zmieniło. Złapali Cię.

-Spokojnie kochanie - usłyszałaś głos w pokoju. Odwróciłaś powoli pełen przerażenia wzrok. Z ciemności wyłoniły się dwa czerwone ślepia i szereg zębów, jeden z nich połyskiwał na złoto. - bądź grzeczną dziewczynką i nie szarp się bo pootwierasz sobie rany - słyszałaś go i miałaś świadomość tego co mówił, jednak tak jakby Twój mózg nie analizował jego słów. Zamiast się uspokoić, zaczęłaś krzyczeć. Po kilku sekundach stwór znalazł się obok Ciebie i mocno ścisnął za gardło tak, że straciłaś oddech. Próbowałaś się wyrwać, lecz ten nie puszczał. Był znacznie od Ciebie silniejszy, lepiej zbudowany i większy. Podniosłaś wzrok aby spojrzeć na twarz swojego oprawcy. Kościotrup. Oh! Teraz byś mogła drzeć się tak głośno, aż zdarłabyś gardło. Jednak nie mogłaś. Powoli traciłaś oddech. Potwór puścił Cię dopiero wtedy kiedy zaczynało robić Ci się ciemno przed oczami. Kasłałaś dławiąc się resztkami śliny. - Na twoim miejscu byłbym cicho, laleczko - zaśmiał się gardłowo i usiadł na skraju posłania. Podsunęłaś się pod ścianę tak, aby nie dotykać go w ogóle. Ten był Twoim zachowaniem zupełnie niewzruszony. - Bardzo bym nie chciał, aby inni wiedzieli, że tutaj jesteś - warknął przenosząc na Ciebie czerwone źrenice - no i nie szarp się bo tylko pootwierasz rany. - milczał potem przez chwilę. W Twoich uszach dudniło Ci serce - Jak dojdziesz do siebie to pogadamy inaczej - jego koścista dłoń przesunęła się po Twojej łydce - Ale póki co, odpoczywaj i zdrowiej. No i nie rób niczego głupiego. Wrócę do ciebie niedługo. - mówiąc to wstał i wyparował. 

Gra: Żądanieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن