LV (Undertale)

168 9 1
                                    

Frisk wreszcie wyznaje Sansowi miłośc. Ma być romantycznie :3
-Gastly Secret


-Kocham cię! - krzyknęła Frisk, jej policzki płonęły, czuła, że zaraz się rozpłacze, mocno zaciskała pięści, zamknęła oczy aby nic nie widzieć, bo tak łatwiej. - Kocham cię.... - powtórzyła ciszej - Od... odkąd pamiętam. Odkąd byłam dzieckiem, zawsze przy mnie byłeś... - głos się jej łamał, drżała cała - Nie! Nic nie mów. J-ja powiem to co chcę... A-a potem zmożesz zrobić z tymi uczuciami co zechcesz - czuła się taka mała, taka słaba, taka ... bezbronna. Otwierała się właśnie, wszystkie swoje skryte emocje jakie tłamsiła latami właśnie wyszły na wierzch. Nie patrzyła na otoczenie, ani na to co się dzieje dookoła. Warunki są zbędne, jeżeli w grę wchodzą prawdziwe uczucia. Serce łomotało jak szalone - Z początku myślałam... że jak wujka, że... że jak rodzinę ... póki... - nie wiedziała co mówić, ale czuła, że musi - Strasznie trudno było mi przyznać przed samą sobą, że moja miłość nie jest tylko jak do wujka, że kocham cię tak jak kobieta kocha mężczyznę. Chcę.. chcę stworzyć z tobą coś więcej.. j-jeżeli tylko chcesz - wzięła głębszy oddech, otworzyła oczy i popatrzyła przed siebie - Czy... czy mnie zechcesz, Sans?
Cisza. Stała przed lustrem, szykowała się mentalnie na powiedzenie tego wszystkiego szkieletowi, dzisiaj, właściwie to zaraz miał wrócić z pracy. Przygryzła wargę, otarła kilka łez z policzków jakie zdążyły jej umknąć. Ktoś kiedyś napisał, że kobieta pięknieje podczas płaczu. Frisk nie wiedziała, czy jest w tym cokolwiek z prawdy.
W końcu drzwi się otworzyły, nabrała powietrze w płuca. Raz kozie śmierć. Pomyślała i wyszła z pokoju. Zb iegła po schodach, na dole dostrzegła potwora rozglądającego sie po mieszkaniu. Kiedy ją dostrzegł, uśmiechnął się
-cześć - zaczął - chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
-Kocham cię! - krzyknęła zapominając zupełnie o reszcie przygotowanej wypowiedzi, czas zwolnił. Sekundy oczekiwania na jego reakcje stały się minutami. Słyszała własne serce dudniące jej w uszach.
-o rany... ja ciebie też - przebiło się przez hałas, on.. on odwzajemnia jej uczucie - tak właściwie to się cieszę, że to powiedziałaś - mówił dalej patrząc na bok, rumienił się, tak słodko rumienił się na niebiesko - to rozwiązuje wiele problemów. - ej, zaraz, co?
-Jakich problemów?
-cóż, właśnie chciałem ci powiedzieć, że ... - chrząknął - cóż, jakby to powiedzieć... nie chcę być już twoim wujkiem - O rany, ona śni - od przyszłego tygodnia możesz mówić do mnie tato. - pustka, tak można określić zarówno serce jak i umysł dziewczyny. Dopiero teraz dostrzegła Toriel wychylającą się zza drzwi, uśmiechniętą od ucha do ucha.
-Moje dziecko - zaczęła. Frisk jeszcze nigdy nie nienawidziła tak jej głosu, jak w tym momencie - Czy to nie wspaniale? Będziesz miała nowego tatusia!
Frisk zaczęła żałować, że nie przeszła Genocide kiedy miała ku temu okazję.

Gra: ŻądanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz