CXXX (Undertale) *

335 13 1
                                    

  I ten duży Sans Bara czy jak to się tam nazywało! (dzisiaj czytałam o tym AU)
BDSM, sans x czytelnik, czy mogą być tentacle? Jeżeli tak to poproszę, a jak nie to nie. Jesteśmy po ślubie z Sansem i próbujemy zajść z nim w ciążę, lecz się nigdy nie udaje. Tym razem tak się nakłada, że nasz cykl i jego chcica są w tym samym czasie. :D

-Anonimowy  

Środek lata. Mimo to pogoda była przyjemna. Nie za ciepło i nie za zimno. Słońce świeci, ptaszki śpiewają. Czego chcieć więcej od życia? Tego dnia postanowiłaś wybrać się na spacer ze swoim mężem. Jesteście po ślubie już dobre ho ho, początkowo musieliście sprostać opinii publicznej, zwłaszcza, że no nie czarujmy się. Potwory z UF nie były za bardzo... pogodne i przyjazne. Zaś nastawienie niektórych ludzi sprawiało, że idee miłosierdzia i wybaczania oraz dobroci jakie próbował w nie zaszczepić Frisk, w zetknięciu z rzeczywistością upadały. Tobie jednak udało się związać z Redem.

Trzymając się za ręce szliście powoli wąskimi alejkami parku. Mówiłaś o czymś mało istotnym, jak co planujesz zrobić na obiad albo o czym rozmawiałaś z sąsiadką. On cierpliwie Cię słyszał... właśnie, bo czułaś, że Cię nie słucha. Jego myśli były wyraźnie skupione na czymś innym.

-Ej - warknęłaś w końcu mocniej ściskając jego rękę. Popatrzył na Ciebie jakby wyciągnięty ze snu.

-Co?

-Możesz powiedzieć o czym ostatnio mówiłam?

-O tym fikusie sąsiadki, że chcesz wziąć zaszczepkę - mruknął wyraźnie znudzony. Ah, dobra, faktycznie, mówiłaś o tym.... ale zaraz jak wyszliście z mieszkania. Oznacza to, że od tego momentu w ogóle Cię nie słuchał. Milczałaś i patrzyłaś przed siebie. Po co się produkować? - Mów coś - warknął w końcu.

-Ale mnie nie słuchasz.

-Mów coś - powtórzy zerkając na Ciebie

-Po co

-Mów że coś, cokolwiek, no nie wiem, mów... Obojętne... mów - Ok, coś jest naprawdę nie tak

-Red... zaczynam się ciebie bać...

-I słusznie - westchnął i usiadł na pobliskiej wolnej ławce. Poczekał, aż do niego dołączysz. Miał spuszczoną głowę, bardzo się pocił - Wiesz, że jestem w trakcie przechodzenia .... - zatrzymał się, nigdy nie wiedział jakiego właściwego słowa na to użyć. Cóż, faktycznie, uprzedzał tydzień temu, że może się to wydarzyć. - ... czy ty masz w ogóle pojęcie co mi robisz? - zerknął na Ciebie swoimi czerwonymi ślepiami. Przeszedł Cię dreszcz. Był jak dzika bestia, która właśnie upatrzyła swoją ofiarę. - Nie dość, że... to pierwszy dzień mojego ... to jeszcze ty....

-Co ja? - zmarszczyłaś brwi

-Ty... - wyprostował się, usłyszałaś jak strzyknęło mu coś w kręgosłupie. Warknął przeciągle przechylając się w Twoją stronę - ... wiesz że jajeczkujesz?

-Jaje..co? - pisnęłaś. Dobra. To jest śmieszne. To jest kurwa śmieszne. - Masz na myśli... owulację? Tak? - mruknął w odpowiedzi szczerząc ostre kły. Zmarszczyłaś brwi. Twój okres nie był jakiś za bardzo regularny, szczerze powiedziawszy, ale.. o... oh... - A skąd to niby możesz wiedzieć? - zerknęłaś na niego, czułaś jak cała się rumienisz. Naprawdę musicie mówić o tym w parku? Pełnym ludzi? Nie dość, że jesteście dziwną parą, nie czarujmy się. To jeszcze TO.

-Czuję... cały dzień pachniesz... inaczej...

-Myję się.

-Nie tak... Inaczej... smaczniej... Wychodzę z siebie aby cię nie przelecieć tutaj, na oczach tych wszystkich ludzi, aby wiedzieli że jesteś moja - Po tych słowach oraz fakcie, że objął Cię jedną ręką w talii i przyciągnął do siebie, nie dbając o spojrzenia innych osób uzmysłowił Ci bardzo ważny fakt. Pora stąd iść. Naprawdę. To nie Twoja wina, oczywiście. To biologia i tyle. Nic wielkiego. Lecz masz przy sobie napalonego kościotrupa, który ma gdzieś co przystoi, a co nie. Tak. Wyrwałaś się z jego objęć, co nie było łatwym zadaniem i chwytając go za rękę zaczęłaś ciągnąć w stronę domu. 

Jednak... nagle zdałaś sobie sprawę z tego, że nie jesteś w miejscu w którym byłaś chwilę temu. Odwróciłaś się za siebie, by popatrzeć na potwora. Zaparł się nogami i nie byłaś w stanie go przesunąć nawet o milimetr. Drań was teleportował. Cóż, rozejrzałaś się. Jesteście w środku jakiegoś lasu? Zdecydowanie otaczają was wysokie krzaki i drzewa. Trawa jest soczyście zielona. Słychać w oddali śmiech dzieci... DZIECI?! Zaraz, poznajesz to miejsce. Nadal jesteście w parku, choć innej jego części. Ta była przeznaczona dla matek ze swoim potomstwem. Gdzieś dalej bawiły się niewinne szkraby. Bardzo chciałaś mieć swojego. Nie, nie tylko to. Bardzo chciałaś urodzić JEGO dziecko. Niestety o taką hybrydę było naprawdę ciężko.

-Po co nas tutaj przyprowadziłeś? - rzuciłaś w jego stronę niemalże wrogo. Uśmiechnął się cwanie i chwycił Cię za ramiona rzucając na najbliższe drzewo. Oczywiście, zabolało, a jakże inaczej. Ufałaś mu całym sercem i wiedziałaś, że bez względu na pozory nie wyrządzi Ci żadnej większej krzywdy. Nie oznaczało to jednak tego, że nie bałaś się go czasami. Jak w tej chwili. Ubrany jedynie w czerwony podkoszulek i czarne spodnie zbliżał się do Ciebie powoli rozkładając ręce na bok. Osunęłaś się na ziemię palce wbijając w korę drzewa za Tobą. Jakby miało Cię ono ochronić przed czymkolwiek co właśnie Sans ma zamiar Ci zrobić.

-Laleczko... - chwycił Cię za czubek głowy i rozsunął rozporek spodni. Na czubku jego sterczącego kutasa już było odrobinę nasienia. - ... bądź grzeczną dziewczynką i weź tatusia do buzi - ... ale że jak, tutaj? Nie no, on sobie chyba kpi. Popatrzyłaś na niego wyraźnie mu się sprzeciwiając. Cmokną w dezaprobacie i zatkał Ci nos. Poczekał, aż zaczerpniesz powietrze przez usta, a kiedy je rozchyliłaś po prostu sam w Ciebie wszedł. W całości i dogłębnie. Nie byłaś na niego w żaden sposób przygotowana dlatego musiałaś walczyć z odruchami wymiotnymi. Poczekał, aż się przyzwyczaisz, łaskawie, nim zaczął rżnąć Cię w usta. Mruczał cicho, chwyciłaś go za biodra by mieć chociaż iluzję kontroli. - Ooo właśnie tak maleńka - nie zwracał zupełnie uwagi na otoczenie. Choć masz wrażenie, że był naprawdę cicho w porównaniu do tego co potrafił zrobić. - Nie myśl, że pójdzie tak łatwo - pstryknął palcami. Jego dwie czerwone macki bezbłędnie trafiły między Twoje nogi. Jedną odgarnął materiał majtek, czubek drugiej przystawił w okolice Twojej łechtaczki. Przeszył Cię dreszcz, aż się wzdrygnęłaś. Wiedział, że robi to co lubisz i że tak naprawdę Ci to nie przeszkadza. Wbrew wszystkiemu, bacznie obserwował mimikę Twojej twarzy. Oparł się rękami o drzewo przy którym klęczałaś, pozwoliłaś aby jedna z macek weszła w Ciebie. Nie za głęboko, o nie. Chciał Cię pobudzić, a nie zaspokoić. Miałaś być na niego gotowa.

Jego członek był większy niż normalnie, lecz to żadna nowość. Zawsze się tak dzieje kiedy ma swoją ruję. 

Dopiero po chwili uznał, że jesteś już na niego gotowa. Wilgotna, spragniona i ciepła. Tak posłuszna, tak wdzięczna za wszystko co Ci ofiarował. Uwielbiał Cię taką. Pojawiło się więcej macek, jedna oplotła obie Twoje ręce i uniosła je do góry uniemożliwiając poruszanie nimi. Dwie pozostałe owinęły się dookoła nóg. Dwie inne zabezpieczyły talię. Dźwignął Cię nimi jakbyś była piórkiem dokładnie na wysokość swojego sterczącego i mokrego od Twojej śliny drąga.

-Dziecino - chwycił Twoją twarz jedną ręką i zmusił byś na niego spojrzała - mam zamiar wypełnić Cię swoją spermą, rozumiesz? - ale nie czekał na Twoją reakcję - Chcę abyś urodziła mojego szczeniaka - wyszczerzył się szeroko i przystawił kutasa do Twojego wejścia, które z wytęsknieniem czekało na jego natarcie - Zacznij już się zastanawiać nad jakimś imieniem - wymruczał do Twojego ucha i wbił się w Ciebie. Twój krzyk stłumiły jego usta. Nie skupiał się za bardzo na pocałunku, po prostu nie chciał, abyś była za głośna. Piłował Cię. Jak zaczął drżeć, a jego ruchy przestały być stabilne, wiedziałaś, że niedługo dojdzie. Nie chciał pozostawić Cię niespełnioną, o nie. Co z niego byłby za mężczyzna, gdyby jego kobieta była niezadowolona? Nie przerywając ruchów wolną ręką drażnił Twój magiczny guziczek. Czując, że dłużej sam nie wytrzyma, zatrzymał się w Tobie, lecz nie przerwał, póki nie poczuł jak zaciskasz się na nim. Jak przeszyły Cię skurcze mruknął zadowolony, pchnął gwałtowniej i żarliwie całował.

Po wszystkim, jak oboje leżeliście pod drzewem głośno dysząc odezwał się w Twoją stronę.

-To.. wymyśliłaś jakieś fajne imię?

Gra: Żądanieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن