XLVIII (Undertale)

171 7 0
                                    

Sans przychodzi do sąsiadki i zastaje ją sprzątającą mieszkanie w samym podkoszulku i krótkich spodenkach, podśpiewującą do jakiejś muzyki.
-Anonimowy

Wziął głęboki wdech, zbierając się mentalnie na zapukanie do jego sąsiadki. Mieszkają obok siebie już kilka miesięcy, to znaczy, kilka miesięcy temu ona się wprowadziła wiedząc dobrze, że jest to dzielnica typowo potworza. Zawsze zaznaczała, że nie ma dla niej znaczenia co kto ma na sobie, skoro w każdym bije to samo życie. Sansowi podobała się jej filozofia. Była miła, uczynna, pomocna. Dlatego też do niej skierował swoje kroki kiedy Papyrus posłał go po sól, a Sans był zbyt leniwy aby wybrać się po nią do sąsiedniego sklepu. Ku jego zdziwieniu jednak, kobieta miała uchylone drzwi. Zawsze je tak zostawia? Pchnął niepewnie, zawołał jej imię, lecz nic. Za to zdecydowanie ktoś krzątał się po środku. Zrobił krok do przodu, gdzieś w sobie czując się jak jakiś przestępca, bo w końcu naruszył jej terytorium. Jednak kiedy znalazł się w pokoju nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Wynoszona i brudna koszulka, rozciągnięte krótkie spodenki, słuchawki na uszach i ten tekst. Dobrze mu znany, najbardziej wiejskiej piosenki rodem z potańcówek w remizach.
Chodź chodź chodź tu na siano~
Nuciła jego sąsiadka szorując szczotą ryżowa podłogę.
Chodź a do domu znowu wrócisz rano~
Sans wahał się przez chwilę, czy nie powinien poinformować ją o swojej obecności. Jednak komizm tej sceny był tak wielki, że całkowicie zapomniał o soli, czy o tym gdzie jest. Skrzyżował ręce na żebrach i oparł się leniwie o framugę obserwując z szerokim uśmiechem na twarzy artystyczne wyczyny kobiety.
Chodź chodź chodź tu na siano!~

Gra: ŻądanieWhere stories live. Discover now