64.Żar

1K 70 19
                                    

Maraton wstępnie miał trwać do piątku, ale postanowiłam wstawiać rozdziały codziennie na tak długo, na ile będę w stanie.

Wyplątała się z jego nóg i wstała.
Okręciła się wokół własnej osi i dostrzegła, że są na jakimś wrzosowisku spowitym mgłą.
Ruszyli przed siebie i dostrzegli parę czarodziejów, po których grymasach na twarzy dało się wyczytać, że nie byli zbyt zadowoleni swoją pracą.
Pan Weasley zamienił z nimi kilka słów, by dowiedzieć się o polu campingowym oraz reszcie formalności, a następnie ruszyli przed siebie.
Po jakiś dwudziestu minutach znikąd wyłonił się kamienny domek, a obok niego znajdowała się brama, która oddzielała ich od pola. Scamander natychmiast dostrzegła tysiące namiotów, które czekały na swoich właścicieli. Niestety albo stety (dla bliźniaków) nadszedł czas pożegnania z Diggorymi, gdy ich opuścili, podeszli do domku, z którego wyłonił się mężczyzna w średnim wieku. Mimo początkowych trudności z walutą mugoli, Arturowi udało się dokonać transakcji i już po kilku chwilach zmierzali w stronę ich miejsca, które jak dobrze usłyszała, znajdowało się na skraju lasu.

Wspinali się po zboczu, między rzędami wielu namiotów. Były różnorakie, niektórzy czarodzieje na prawdę wzięli do serca to, że trzeba zamaskować wszelakie objawy magii na czas pobytu na mugolskim terenie, natomiast inni, jak wspomniał pan Weasley "nie mogli się oprzeć pokusie zrobienia wrażenia na innych". Ich namioty wyglądały jak pałace z bajek, a   raz nawet wydawało jej się, że nieopodal dostrzegła trzy pawie.
Doszli do skraju lasu na szczycie wzgórza. Było tam puste miejsce z tabliczką "Weezly".
Od razu zabrali się do pracy...znaczy Danielle, Hermiona i Harry zabrali się do pracy. Głównie Danielle, bo reszta nigdy nie była na campingu i ona jako jedyna wiedziała jak rozłożyć namioty. W trakcie uradowany Artur krążył naokoło i zadawał jej masę pytań o najmniejszy ruch, ale w końcu udało im się wznieść dwa podniszczone dwuosobowe schrony.
Wszystko było cacy poza jednym: gdy pojawią się Bill, Charlie i Percy to będzie ich razem jedenaścioro, a namioty są stanowczo za małe. Hermiona rzuciła jej wymowne spojrzenie, chyba też do tego doszła.

(Artur)-Będzie nam trochę ciasno.-zawołał.-ale chyba się pomieścimy. Właźcie i sami zobaczycie.

Danielle jako pierwsza wkroczyła do namiotu, i gdy obejrzała się po całej konstrukcji, szczęka opadła jej ze zdumienia.
Wnętrze przypominało trzypokojowe mieszkanie, z łazienką i kuchnią.
Następnie wkroczyli do namiotu dziewczynek, który był nieco mniejszy oraz pachniał o niebo lepiej.
Szatynka natychmiast zajęła łóżko polowe, najbardziej oddalone od wejścia, a potem ruszyła pozbierać drewno w towarzystwie reszty Weasleyów.

Pochylała się po ekstremalnie długą gałąź, gdy wyczuła jak coś walnęło ją w plecy. Spojrzała przez ramię i dostrzegła wyszczerzonego Freda z drewnianą bronią w ręce.

(Fred)-Walcz ze mną rycerzu!-krzyknął unosząc badyl.-Walcz inaczej zginiesz!

(Danielle)-Wyzwanie przyjęte!-odparła, a następnie złapała za gałąź i obróciła się na pięcie.-Lepiej uciekaj Freddie, bo inaczej wsadzę ci ten kijek w cztery litery.-zagroziła, a następnie zaśmiała się szyderczo.

Chłopak zrobił pierwszy krok u uniósł broń, ale ona ją odbiła, a po upływie kilku sekund ponowiła cios i dostał prosto w tył. Z jego ust wyrwał się syk, ale nie chciał się poddawać. Zaczął wywijać patykiem we wszystkie strony, co nieźle ogłupiło Puchonkę, a na koniec jednym porządnym machnięciem wytrącił jej gałąź z ręki.

(Fred)-Wygrana!-krzyknął, a następnie podniósł ręce i zaczął udawać, że skandują mu tłumy ludzi. Zielonooka wykorzystała chwilę, gdy się obrócił i wskoczyła mu na plecy, powalając go poraz drugi tego dnia.-Nie ma tak! Oszukujesz!

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now