105

541 42 0
                                    

Natychmiast wyczuła zimną trawę łaskoczącą skórę jej dłoni. Poderwała się do góry i zamrugała kilka razy, a jej oczom ukazała się posiadłość jej dziadków.

Jeszcze z mroczkami przed oczami podniosła się do pionu i potarła czoło z nadzieją, że uda jej się odgonić zawroty głowy. Jakimś cudem udało jej się zdać egzamin na teleportację, ale nadal była w tym wyjątkowo słaba.

Bez pukania złapała za klamkę i wkroczyła do środka. Było cicho, najprawdopodobniej mieszkańcy posiadłości gdzieś wyszli.

Niedbale zsunęła z nóg trampki i odrzuciła całą brudną od kurzu kurtkę na bok. Jej pierwszym celem stała się kuchnia. Zaparzyła sobie świeżej kawy, by otrzeźwić umysł i nabrać trochę energii po czym wyszła na ganek.

- O kurwa. - urwało jej się, gdy dostrzegła jak bliżej niezidentyfikowana tromba koloru fioletowego wystawała z walizki porzuconej pod ścianą.

Odłożyła kubek i podreptała bliżej, aby wepchnąć ją z powrotem do środka. Nie wiedziała co to za stworzenie, ale wizja ganiania go przez cały dzień, nie zachęcała jej w żadnym stopniu.

- Dziadku coś próbuje ci uciec! - zawołała, pochylając się nad krawędzią.

- Danielle? Och dobrze, dziękuję. Alfredzie, już rozmawialiśmy na temat uciekania. - jego umoralniający ton wprawił ją w chwilowe rozbawienie.

Postanowiła mu nie przeszkadzać, więc rozsiadła się w fotelu i zaczęła popijać gorący płyn. W przeciągu pół godziny Newt opuścił swoje królestwo i dołączył do niej.

Był wyraźnie zmęczony. Cały czas dyszał jakby przebiegł maraton, jego czoło uciekało potem, a ubrania w niektórych miejscach były postrzępione.

- Widzę, że nie tylko ja dzisiaj miałam sporo na głowie. - skwitowała, wskazując palcem na jego dziurę na kolanie. - Jesteś cały?

- Tak... tak. Chyba tak. - wymamrotał, otrzepując spodnie. - Nie wiedziałem, że wpadniesz, stokrotko. Jesteś głodna?

- Ja też tego nie planowałam i nie dziękuję, dziadku. Jestem tu w innej sprawie. - powiedziała tajemniczym głosem.

Staruszek zamrugał kilka razy. Spodziewając się dłuższej pogawędki wygodniej rozsiadł się na drugim fotelu i skrzyżował dłonie na klatce piersiowej.

- A więc słucham.

Szatynka wzięła głęboki oddech i jeszcze raz zmaterializowała sobie w głowie wszystkie zdarzenia, które miały miejsce podczas ostatniej godziny. Wszystko z pozoru wydawało się normalne. Kupiła garnki, walczyła z kilkoma Śmierciożercami, a na koniec dowiedziała się czegoś o swojej matce. To właśnie o tym chciała porozmawiać.

- Byłam na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. - zaczęła. Mężczyzna otworzył szerzej oczy z zaciekawieniem, ale nic nie powiedział. - Kupiłam zastawę kuchenną, później znokautowałam nią jednego Śmierciożercę, ale to mały szczegół.

- Znowu cię ścigają? - uniósł brew.

- Tym razem to ja ścigałam ich. - powiedziała pół żartem pół serio. - Miałam z nimi wcześniej do czynienia, a chciałam wyrównać rachunki.

- To głupie, że sama narażasz się na niebezpieczeństwo. Nie po to organizowaliśmy z zakonem taki plan, żebyś była bezpieczna.

Natychmiast przewróciła oczami, a mięsień na jej żuchwie zadrgał z frustracji, ale postanowiła trzymać swoją złość w ryzach.

- Dałam sobie radę z całą trójką...

- TRÓJKĄ?! - natychmiast rzuciła mu znaczące spojrzenie. - No dobrze już będę cichutko.

Przeciwna~George WeasleyOnde as histórias ganham vida. Descobre agora