106

500 40 7
                                    

Minęło kilka dni podczas, których Danielle miała stanowczo zbyt dużo czasu na przemyślenia. Już w czerwcu skończyła szkołę, a pracy jeszcze nie znalazła. Praca była kolejnym zmartwieniem. Utrzymywała się na części majątku po matce, którego zaczynało jej powoli brakować, a podświadomość jak część tych pieniędzy mogła trafić do skarba, również nie podnosiła jej na duchu.

Nie rozmawiała o ostatnich wydarzeniach z nikim. Ani z Zeke'm, ani z przyjaciółmi, a co dopiero z Newtem, który kilka razy zjawił się w domu, ale ona wtedy przebywała zupełnie dalej niż ktoś mógłby zgadnąć.

Potrzebowała ciszy, samotności. Pewnego ranka spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechała do Londynu, w którym zatrzymała się w jednym z podmiejskich hosteli. Carl został z Ezekielem, a ona w tym czasie tułała się po mieście bez celu, szukając natchnienia. Szukając natchnienia na to jak dociągnąć wszystkie sprawy do końca i zacząć normalnie żyć.

Wybiła godzina piętnasta, a ona przełożyła kolejną kartkę egzemplarza o historii magii. Potrzebowała znaleźć, więcej informacji, i więcej dowodów na temat przeszłości Śmierciożerców. Uczyła się o tym latami, miała z nimi do czynienia, ale chciała poznać każdy najdrobniejszy szczegół o ich działalności. Musiała dowiedzieć się co sprawiło, że Dorothy dołączyła do tego zgrupowania. Miała potrzebę ją zrozumieć chociaż wiele do rozumienia tutaj nie było. Jej rodzicielka popełniła błąd, a błędy popełniają miliardy osób. Mordowała ludzi pod rozkazem czarnoksiężnika - ona również przyczyniła się do śmierci kilku osób, lecz dla własnej obrony. Mimo tak krytycznej sytuacji chciała ją usprawiedliwić, stawiając ją pod pryzmatem bycia idealną matką, a jednak było to cięższe niż sądziła.

- Nie mam więcej czasu! - warknęła, zarzucając opasłą księgę ze stolika. - Nie mam więcej czasu się zastanawiać. Muszę działać.

Nagle do jej uszu doszło pukanie do drzwi. Opcji mogło być tysiące - pokojówka, kierownik zaalarmowany hałasem, banda czarnoksiężników, która ma ją wykończyć. Jednak zerwała się z krzesła i przyjęła obronną pozycję, podążając w stronę wejścia na paluszkach.

W głowie miała pełno scenariuszy w jaki sposób może zaatakować swojego napastnika, ale wtedy rozbrzmiał głos.

- Danielle? Tu Fred.

Uniosła brwi, a oczy wyszły jej z orbit. Delikatnie przekręciła klucz, a następnie złapała za klamkę i otworzyła drzwi, nadal zachowując czujność.

- Jednak źle zatarłam ślady. - mruknęła pod nosem na widok płomiennowłosego.

Weasley nie czekając na zaproszenie przekroczył próg, zerkając na otoczenie. Jego elegancka postać wyglądała komicznie na tle zakurzonego pokoju, zawalonego śmieciami i zgniecionymi pergaminami.

- Nieźle się urządziłaś. - przemówił. - Ty też nie najlepiej wyglądasz.

Odruchowo zerknęła w stronę lustra i musiała przyznać mu rację. Jeden wielki kołtun na głowie, usta brudne od atramentu, poplamiona piżama od wczorajszej kolacji i podkrążone oczy mówiły za siebie.

- Twój ptak również odchodzi od zmysłów. Próbuje cię znaleźć, wczoraj przelatywał nad Norą.

- Carl? - zapytała, a w sercu coś ją zabolało. - Czy wszyscy są bezpieczni?

Musiała się upewnić. Chciała to usłyszeć właśnie od niego.

- Wszyscy są w jednym kawałku. Harry, Ron i Hermiona zniknęli, ale poradzą sobie. Powinienem zapytać jak ty się trzymasz, maluchu? - spojrzał na nią z troską w oczach, przysiadając na krześle.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now