104

537 46 1
                                    

Noc po wydarzeniach poprzedniego dnia była dla Scamander ciężkim przeżyciem. Pierwsze kilka godzin kręciła się w łóżku z boku na bok, modląc się, żeby u jej wrót zawitał sen - do tej pory dziwi się jakim cudem nie obudziła Ezekiela, który kilka razy o mało nie wylądował przez nią na podłodze. Później postanowiła się poddać i spędziła czas na spacerze na pobliskim polu, dopóki nie zaczęło świtać.

Oczywiście, że mogła tej nocy spać niczym aniołek. Miała specjalny eliksir, który przepisał jej Uzdrowiciel w Ugandzie. Miala jeszcze pokaźny zapas w teczce, ale w ostatnim czasie ograniczyła dawkowanie jego na własną rękę. Zawsze po zażyciu czuła się ospała, wyprana z wszelkich uczuć.

Przez te wszystkie godziny myślała o bezpieczeństwie reszty Weasleyów i gości, którzy zebrali się na weselu. Z jednej strony miała świadomość, że są bezpieczni, bo ta rodzina wyszła z niejednego dołka, ale nadal miała obawy.

Jednak jedna osoba szczególnie zajmowała jej myśli. George Weasley, o którym pragnęła zapomnieć zaprzątał jej głowę w takim stopniu, że zaczynała się samej sobie dziwić. Spojrzenie jego czekoladowych tęczówek cały czas świdrowało jej w głowie. Martwiła się o niego, cholernie się martwiła i nic nie mogła z tym zrobić.

Z przemyśleń wyrwało ją głośne chrząknięcie starej czarownicy, która sprzedawała różnorakie produkty na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Staruszka rzuciła na nią okiem z pomiędzy siwych, zakołtunionych włosów, a jej twarz wykrzywił krzywy uśmieszek.

- Co taka młoda panienka robi w takim miejscu? - wychrypiała.

- Spaceruje. - Danielle rzuciła wymijająco. Nie miała czasu na pogawędki.

- Przebrzydła dziewucha... Nie chce pani zakupić czegoś od biednej staruszki? Najwyższa jakość. - powiedziała, zapraszając ją gestem do siebie.

Zielonooka westchnęła cicho, ale postanowiła rzucić okiem na asortyment starszej kobiety.

Na pożółkłym płótnie poukładane zostały sterty starych rondli i kociołków pokrytych pożartych przez rdzę lub pokrytych sadzą. Stalowe kubki, które jak domyśliła się Scamander kobieta mogła zawinąć z jakiejś karczmy, ponieważ tam najczęściej widywano taką zastawę. Krótko mówiąc nikt, by nie spróbował zjeść z czegoś takiego, a co dopiero coś ugotować.

- Niech pani coś kupi. - ponagliła. - Nie przelewa się takim czarownicom jak ja. Widzi pani, sama skóra i kości. W domu czeka na mnie chory mąż. Jak nie ja, to kto go wykarmi?

Danielle nie miała pojęcia czy wszystkie słowa staruszki są bujdą, ale postanowiła pomóc. Wbrew pozorom nie wszyscy w jej świecie byli wysoko postawionymi pracownikami Ministerstwa Magii, którzy pozwalali sobie na wszystko. Sama nadal nie miała żadnej posady, a spadek po matce nie będzie wieczny, dlatego szkoliła się na uzdrowiciela.

- Wezmę wszystko. - powiedziała, wyciągając z sakiewki kilkanaście złotych monet.

Skręciła w zapyziałą uliczkę, która na szczęście była całkowicie opustoszała. Jedynym dźwiękiem było brzęczenie zastawy kuchennej, w materiałowej torbie, którą dzierżyła w dłoni. Jeszcze nie miała pomysłu co z tym zrobi, ale Zeke miał łeb do takich rzeczy, więc pewnie na coś wpadnie.

Dotarła do opuszczonej kamiennicy. Cały budynek na oko miał trzy piętra i był najbardziej przerażającą budowlą w sąsiedztwie. Szyby w oknach były powybijane, a drzwi wejściowe wypadały z zawiasów.

Nieznacznie się skrzywiła i wzięła głęboki oddech po czym wkroczyła do środka. Podążyła krętymi schodami na samą górę i co chwila przeklinała kurz, który spadał jej na głowę. Kilka razy w oczy rzuciła jej się garstka ogromnych pająków, których odnóża wykręcały się w każdą stronę, a widok ten przyprawiał ją o mdłości.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now