72.Na krawędzi

1K 76 53
                                    

Szatynka od razu po eliksirach błyskawicznie opuściła salę lekcyjną i podążyła w stronę dormitorium.
Wyciągnęła z kieszeni złożony pergamin, który podrzucił jej Fred podczas przerwy i natychmiast dostrzegła treść, która przyprawiła ją o uśmiech.
"Przyjdź po lekcjach do wieży".

Rzuciła torbę na łóżko i pierwsze co zrobiła to wskoczyła pod prysznic, aby następnie wciągnąć wygodne ubrania.
Gdy opuściła łazienkę Lynn już odrabiała lekcje na swojej pryczy, przy okazji głaszcząc Filiusa, który wygodnie spał tuż obok.

(Lynn)-Gdzie idziesz?-spojrzała na nią przelotnie.-Będziesz przechodziła obok kuchni? Mogłabyś zajść po kilka ciastek waniliowych, gdybyś miała czas?

(Danielle)-Do bliźniaków.-mruknęła, zawiązując trampki.-Jak będę wracała to coś wykombinuję.

Po chwili opuściła pokój i podążyła po schodach, przy okazji witając się z Jacksonem, który usilnie starał się złapać swojego szczura, który zgarbnie omijał jego ręce, gdy znalazł się w ich zasięgu.
Droga przez całą szkołę minęła jej bez przeszkód, no prawie. Musiała na chwilę odciągnąć uwagę od celu podróży i upomnieć kilku chłopców, którzy nieudolnie starali się miotać przypadkowymi zaklęciami w gołębie, które próbowały odsapnąć na kamiennym parapecie.

Gdy dostała się na odpowiednie piętro na szczęście spotkała Alicję Spinnet, która powracała do Pokoju wspólnego.
Przywitała ją z szerokim uśmiechem i wpuściła do środka. 
Na wejściu spotkał ją zdziwiony wzrok kilku osób, ale to zignorowała.
Dostała się na schody, które wyglądały identycznie jak te, po których codziennie schodziła, by powitać nowy dzień, a później wchodziła, by oddać się w ramiona Morfeusza, ewentualnie nakarmić Filiusa lub odrobić lekcje.
Dotarła na drugie piętro i wyciągnęła dłoń, by złapać za klamkę, ale drzwi niespodziewanie otworzyły się, a w nich dostrzegła Angelinę Johnson, na której twarzy malowało się takie same zdziwienie jak u niej.

(Danielle)-Oh...hej.-jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.

Ścigająca zmierzyła ją wyzywającym wzrokiem, a następnie niezauważalnie skinęła głową i wyminęła ją, by zaraz zniknąć za zakrętem.
Puchonka wzruszyła ramionami, mimo, że zaskoczyła ją jej niechętna postawa, i zapukała trzy razy, po czym wkroczyła do sypialni.
Już na wejściu zapodziała jej się pod nogami zabrudzona kolba, a po dogłębnym obejrzeniu pokoju stwierdziła, że bliźniacy musieli niedawno pracować.
Wszędzie walały się sterty pogniecionych pergaminów, w kącie stał kociołek, w którym bulgotała jakaś ciecz o perłowym połysku.
Podeszła bliżej, a w nozdrza rzuciła jej się intensywną woń ziemi po deszczu, używanych ksiąg i dziwnie znajomy zapach...coś jak szampon do włosów lub...

(Fred)-Przybył nasz maluszek!-krzyknął, a jego głosowi towarzyszył bliżej niezidentyfikowany stukot.

(George)-A co ty tam wąchasz?-uśmiechnął się półgębkiem.

Obróciła się na pięcie i natychmiastowo zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła, co trzymają w rękach.
Oboje z szerokimi uśmiechami na twarzach dzierżawili metalowy kilkumetrowy łańcuch, który zbił ją z tropu.

(Danielle)-Zaraz, zaraz.-przerwała, a następnie wskazała palcem w stronę kociołka, a następnie na nich.-Czy ten łańcuch jest powiązany z tym ładnie pachnącym eliksirem?

(Fred)-A co czujesz?-odbił piłeczkę.

(Danielle)-To chyba nie jest wywar ze szczuroszczeta.-podrapała się po głowie.-I czy dowiem się w końcu do czego potrzebujecie tych łańcuchów?

(George)-Są specjalnie dla ciebie.-skwitował.

(Danielle)-Dla mnie?-powtórzyła.-To jakiś żart?

Przeciwna~George WeasleyKde žijí příběhy. Začni objevovat