44.Garbate szczęście

1.1K 74 9
                                    

Po kolejnej nieudanej próbie dostania się do Zakazanego lasu chłopcy z wyrazem zawodu na twarzach maszerowali przez ośnieżone Błonia w stronę zamku.

Lata leciały, a oni nadal z zawcięciem próbowali chociaż na kilka chwil dostać się do mrocznej puszczy, ale zawsze ich plany zostały pokrzyżowane przez gajowego.

(Fred)-Następnym razem polecimy na miotłach.-rzekł nabierając w ręce garstkę śniegu.

(George)-Nawet gdybyśmy spróbowali to prędzej czy później dopadli by nas demento...-okrągła śnieżka trafiła idealnie w jego czerwony nos.-Pożałujesz!-wycedził otrzepując twarz.

W błyskawicznym tempie wskoczył na rozbawionego brata, powalając go na ziemię.
Podwórze wypełnił śmiech, który towarzyszył im podczas braterskiej przepychanki.
Chłopcy jak to chłopcy mieli w zwyczaju prowokować drobne bójki w formie żartu tylko po to, by się rozerwać.
Bliźniacy nie byli wyjątkiem, a można by było rzec, że u nich zdarzało się to nad wyraz często, lecz rzadko kończyło się to poważniejszą kłótnią.

George unieruchomił nadgarstki brata pieczętując swoją wygraną, gdy nagle w oddali dostrzegł błysk.
Zmrużył oczy, a następnie ignorując pytające spojrzenia drugiego Weasleya ruszył w stronę obiektu.

Im był bliżej, tym kształt stawał się wyraźniejszy.
Po chwili dołączył do niego Fred, który jeszcze nie zdawał się dostrzec tego co on.

(Fred)-Zobaczyłeś nagiego Percy'ego braciszku?-sarknął.

Chłopak schylił się i natychmiast rozpoznał przedmiot ukrywający się w białym puchu.
Delikatnie go podniósł, a w oczy natychmiast rzuciło mu się wdzięczne "P" na żółto-czarnym tle.

(Fred)-Kto na Merlina zgubił odznakę?-mruknął.

...

Nerwowo stąpała po pokoju.
Podejrzewała, że gdyby pochodziła tak jeszcze z godzinę wydrążyła by dziurę i wpadła do Pokoju wspólnego Ślizgonów.

Od wczoraj nie dostała wiadomości od mamy.
Zmartwienie i strach wypełniało jej serce.
Nie chodziło tutaj o głupie pozwolenie na wyjścia do Hogsmeade.
Pragnęła chociaż najmniejszego znaku, który upewnił by ją, że u Dorothy jest wszystko w porządku.
Być może dramatyzowała.
Może miała dużo pracy na głowie.
W końcu w Ministerstwie panował teraz niemały harmider spowodowany ucieczką Blacka z Azkabanu.
Jednak miała złe przeczucie.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos zamykanych drzwi.
Przeniosła zmęczone spojrzenie w stronę wejścia, a w jej oczy rzuciła się szczupła sylwetka Allison.
Na jej twarzy malowała się troska.
Uniosła kąciki w górę i podeszła do przyjaciółki mierząc ją wzrokiem.

Od kilku tygodni Scamander wyglądała na osłabioną, ale dzisiaj przeszła wszystko.
Zgarbiona sylwetka, roztrzepane włosy, blada skóra i cienie pod oczami sygnalizowały jej, że zadziało się coś niedobrego.
Nigdy nie widziała jej w takim stanie.
W jednej chwili chciała ją zatrzymać w pokoju i nie wypuszczać dopóki nie puści pary z ust.
Od pewnego czasu starała się do niej dotrzeć, dyskretnymi pytaniami próbowała wyciągnąć co jej leży na sercu, ale była uparta jak osioł.
Gdyby nie miała jej czegoś do przekazania prawdopodobnie, by tak postąpiła.

(Allison)-Rolf chciałby z tobą porozmawiać.-pogłaskała ją po ramieniu.-Jeżeli nie czujesz się na siłach...

(Danielle)-Wszystko w porządku Allie.-posłała jej nieszczery uśmiech.-Jak wrócę to porozmawiamy.-
Zabrała z pufy bluzę, a następnie opuściła pomieszczenie.

Brat czekał na nią przy kominku.
Był prawie pewien, że dziewczyna poraz kolejny zignoruje jego prośbę i nie stawi się na spotkaniu, ale tym razem przeżył niemałe zaskoczenie.
Gdy miał wycofać się do dormitorium usłyszał ciche kroki, a sekundę później zza filaru wyłoniła się ona.
Uśmiech, który na chwilę zagościł na jego twarzy natychmiast zniknął,gdy dokładnie się jej przyjrzał.
Zbyt dobrze znał swoją siostrę, by nie zauważyć, że coś jest nie tak.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now