36.Zgrzyt

1.3K 78 6
                                    

Wieczorna pogoda nie sprzyjała reprezentacji podczas treningu.
Puchoni cudem zdobyli pozwolenie na dzisiejszy trening od profesor Sprout.

Wiatr hulał na wszystkie strony miotając zziębniętymi nastolatkami, a deszcz utrudniał widzenie.
Dementorzy czający się za trybunami nie ułatwiali sprawy czego przykładem był Anthony, który chcąc odbić tłuczek trafił w ramię Heidi, ponieważ bardziej zwracał uwagę na zakapturzone istoty niż gdzie celuje.

Każdy z zawodników miał wyjątkowo posępny humor spowodowany dzisiejszą aurą co skutkowało wielokrotnymi spięciami.
Jednym ze spięć było to, gdy kochany kapitan drużyny postanowił skarcić Danielle za to, że nie skupia się na grze.
Oczywiście była głową w chmurach, ponieważ myślała o tym czy ostatnim razem nie potraktowała zbyt ostro drugiego Scamandera.

(Danielle)-Niestety nie jestem tak idealna jak pan, panie Diggory, że nawet nawałnica jest dla mnie jak bułka z masłem.-prychnęła celując kaflem prosto w obręcz.

Niewątpliwie trafiła w czuły punkt przyjaciela. Nie da się ukryć, że jest przystojny, ma dobre oceny i dobrze się zachowuje, ale mimo mylnej reputacji, że był istnym Apollo stąpającym po ziemi, nie czuł się tak dobrze ze sobą.
Był samokrytyczny wobec siebie i znał swoje granice co czyniło go innym i rozchwytywanym. Jednym z tych czynników, które doprowadziły do przyjaźni obojga Puchonów było to, że Danielle widziała w nim normalnego człowieka, z wadami i zaletami i traktowała go na takim samym poziomie jak innych.

Po piętnastu minutach gry nawet Cedrik dał za wygraną i wysłał zawodników do szatni.
Scamander jako pierwsza opuściła szatnię z zawrotną szybkością, z myślą o ciepłym łóżku, ponieważ kolację sobie darowała.

Wkroczyła do zamku i na końcu korytarza dostrzegła Steve'a, który zaczął zmierzać w jej stronę.

(Steve)-Hej, Danielle...-zaczął, a następnie zmierzył wzrokiem mokrą niczym szczur towarzyszkę z opadającymi powiekami.

(Danielle)-Hej. Coś nie tak?-mruknęła.

(Steve)-W gruncie rzeczy to nie, ale chciałbym zapytać czy...-przerwał, a następnie wlepił spojrzenie w miejsce za jej plecami.

Obróciła się na pięcie i dostrzegła Diggory'ego w podobnym stanie.
Z zaciętą minął obserwował ich dwojga, a następnie ruszył w stronę schodów.

(Danielle)-To co chciałeś?-zapytała, a gdy wróciła do poprzedniej pozycji to Hawka już nie było.

Wzruszyła ramionami i powolnym krokiem podążyła w stronę Pokoju wspólnego.

....

Następnego ranka wkraczając do sali Puchonka dostrzegła trójkę Gryffonów siedzących samotnie przy stole.
Pewnym krokiem podążyła w ich stronę, jeszcze raz upewniając się, że nie ma tam żadnego z bliźniaków, a następnie przysiadła się kiwając głową na powitanie.

(Danielle)-Jak wrażenia po tygodniu w trzeciej klasie?-zagadnęła.-Co się dzieje Harry?

Dostrzegła Pottera, który bez emocji grzebał łyżką w misce z owsianką.

(Ron)-Dzisiaj zaczynamy Wróżbiarstwem.-prychnął, a następnie wydał siebie odgłos na wzór odruchu wymiotnego.

(Danielle)-Jak zgaduję profesor Trelawney przepowiedziała komuś z was tragiczną śmierć?-parsknęła śmiechem, a następnie upiła łyk soku dyniowego.

Harry uniósł głowę z nadzieją w oczach poraz pierwszy od jej przyjścia i otworzył usta.

(Danielle)-Jak masz umrzeć podczas tego roku szkolnego?-poprzedziła jego pytanie.-Spadniesz z wieży czy utopisz się w jeziorze?

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now