43.Nadzieja

1K 69 2
                                    

(Prof.Sprout)-Danielle!

Mimo szkolnego gwaru udało jej się dosłyszeć swoje imię.
Odwróciła się na pięcie prawie nokautując łokciem pierwszorocznego, którego uprzednio przeprosiła, zanim ruszyła w stronę opiekunki.

Profesor Sprout stojąca na środku korytarza odziana w pomarańczową szatę z oliwkowym beretem na głowie przypominała Danielle najprawdziwszą dynię.
Zmierzyła ją troskliwym wzrokiem, opierając pulchne dłonie o biodra.

(Danielle)-Coś nie tak pani profesor?-zapytała.

Niepokój ścisnął jej serce. Bała się, że kobieta zauważyła brak jej odznaki, a nie chciała znowu wyprowadzać jej z równowagi.

(Prof.Sprout)-Znalazłaś formularz?-uniosła dłoń pokazując jej zwój pergaminu pozwalający na wyjścia do wioski.

Puchonka pomachała głową ze zrezygnowaniem.
Cały wczorajszy wieczór spędziła na przeszukiwaniu dormitorium.
Sprawdziła każdy kąt, nawet poprosiła współlokatorki o sprawdzenie czy, któraś z nich nie wzięła papieru za zwykły pergamin i schowała do torby, ale na marne.
Najprawdopodobniej zostawiła go w pokoju, a przez amok związany z pakowaniem wypadło jej to z głowy.

(Danielle)-Bardzo mi przykro pani profesor.-mruknęła.-Niestety zostawiłam go w domu. Ostatecznie mogę napisać do mamy. Być może zdąży mi go przesłać do soboty.

Poczuła iskierkę nadziei, która poprawiła jej humor. Dlaczego od razu nie wpadła na ten pomysł?

(Prof.Sprout)-Mam nadzieję. Mogłabyś wieczorem odwiedzić mój gabinet? Pragnę z tobą porozmawiać.

(Danielle)-Oczywiście.-w jej głosie pojawiła się nuta zdziwienia.

Zauważyła, że profesorka od kilku dni coraz częściej zawieszała oko na jej osobie, ale myślała, że to zwykły przypadek.
Wcześniej trafiała do gabinetu tylko po to by dostać szlaban. Jej prośba zdziwiła ją, ponieważ od trzech miesięcy nie zawiodła jej w takim stopniu jak robiła to w przeszłym czasie.

...

Wbiegła do klasy robiąc niemały szum.
Dzwonek ogłaszający rozpoczęcie OPCM rozbrzmiał, gdy ona była na drugim końcu szkoły.
Miała nadzieję, że profesor Lupin nie odejmie jej punktów, ale poraz kolejny się zawiodła.

Na wejściu nie dostrzegła wychudzonej sylwetki mężczyzny, a złowrogie spojrzenie mistrza eliksirów.
Jego oczy, czarne niczym bezkresna otchłań zmierzyły jej pogarbioną sylwetkę.

(Danielle)-Przepraszam za spóźnienie.-mruknęła, nadal stojąc w miejscu.

(Prof.Snape)-Lekcja trwa od piętnastu minut panno Scamander.-syknął.-Odejmuję ci piętnaście punktów.

Z ust Puchonów wyrwały się zawiedzone jęki co spowodowało kwaśny uśmiech na ustach nietoperza.

(Prof.Snape)-Za zakłócenie lekcji odejmuję kolejne pięć. Siadaj.-rozkazał.

Zajęła miejsce w jedynej pustej ławce w sali, która znajdowała się na przeciwko biurka profesora.
Jej twarz wykrzywił grymas, gdy zasiadła na przeciwko.
Nie mogła wymarzyć sobie lepszego miejsca na tę okazję.

(Prof.Snape)-Z tego co słyszałem od innych klas, profesor Lupin nie lubi was przemęczać. Ze mną będzie inaczej.-wlepił jadowite spojrzenie w Puchonkę.-Wszyscy otworzą książki na stronie dwieście pięćdziesiątej siódmej. Przeczytacie temat o zaklęciu Fumos. Na następną lekcję chcę zobaczyć dwie rolki pergaminu na temat przydatności tego zaklęcia. Zaczynajcie.-prychnął.

Do końca lekcji nikt nie odważył się pisnąć słowem. Spędzili godzinę w milczeniu, czytając o zaklęciu, które wyczarowuje zasłonę dymną.
W pierwszej chwili Scamander skojarzyła to z granatami dymnymi z mugolskich filmów akcji, które kiedyś pokazał jej Jacob.
Odważni bohaterowie chcąc zyskać na czasie w walce z siłami zła używali owych "gadżetów".
Nie do końca rozumiała technologii obronnej, ale ich podziwiała.
W tym świecie trzeba było sobie radzić na wszelkie sposoby.

...

Późnym popołudniem udała się do biblioteki, by zabrać się za prace domowe i napisać list do rodzicielki.

Od ostatniego czasu ich kontakt był rzadszy. W jednym momencie poczuła ogromne poczucie winy.
Odkąd wyjechała do szkoły zaniedbała swój kontakt z mamą, a wszystko było wyłącznie jej winą.
Była przez cały czas skupiona wyłącznie na sobie, a cierpieli za to jej bliscy.

Gdy wzięła pióro do ręki nie wiedziała co ma dalej uczynić.
Miała tak wiele w głowie, a nie potrafiła tego przelać na kartkę.
Przez kilka minut głupio wpatrywała się w pergamin, a gdy udało jej się wyskrobać tylko kilka nędznych słów z prośbą o dostarczenie formularzu, poddała się.
Perspektywa wyjaśnienia tego przez korespondencję pisemną sprawiła, że poczuła się jak zwykły smarkacz.
Wyjazd uczniów na ferie zimowe miał się odbyć za za dwa i pół tygodnia.
Rozwiąże tę sprawę z mamą twarzą w twarz.
Chce chociaż raz wykazać się dojrzałością.

Po zmuszeniu się do odrobienia zadań mimo roztargnienia, które ją opanowało wybrała się do sowiarni.
Kilkuminutowy pobyt w tym miejscu był wyzwaniem dla kogokolwiek odzianego w zwykły mundurek zważając na chłodną pogodę, która przybyła wraz z końcem listopada.

Zanim wysłała list pomyślała jeszcze kilka razy, czy to na pewno dobry pomysł. Nie chciała urazić jej uczuć bezdusznym listem, w którym leżał tylko jej interes, ale po tym jak kilka razy zatrzymała ptaka, który usiłował wyruszyć oraz po kilku dziobnięciach dała za wygraną.

Jej kolejnym celem był gabinet zielarki.
Dzisiejszego ranka obiecała jej, że wpadnie, a obietnic nie miała w zwyczaju łamać, więc ignorując burczenie brzucha udała się w dalszą drogę.

Ku zdziwieniu wielu uczniów biuro Pomony Sprout nie znajdowało się w zamku tak jak reszty personelu szkoły, ale w jednej z cieplarni.
Scamander była tam tak częstym gościem, że znała je jak własną kieszeń.

Zapukała, a po kilku sekundach usłyszała głośne "Proszę". Po otworzeniu drzwi jej przemarźnięte ciało otulił ciepły powiew z kominka.
Pomieszczenie było dużej wielkości.
Ściany gabinetu mieniły się oliwkowym kolorem, a niemal na każdej półce czaiły się najdziwniejsze kwiaty jakie kiedykolwiek można było zobaczyć.
Na drugim końcu pokoju znajdowało się wielkie dębowe biurko zawalone stertami papierów.
W rogu stała mała biblioteczka z grubymi księgami, które tylko czekały aż ktoś pozna ich tajemnice.
Natomiast z lewej strony znajdowało się wejście najprawdopodobniej do części sypialnianej.

Kobieta z uśmiechem powitała zielonooką, a ona nie pozostała jej dłużną.
Machnięciem ręki zaprosiła ją na krzesło, na przeciwko biurka, a następnie machnięciem różdżki sprawiła, że obok pojawił się imbryk i dwie filiżanki wypełnione gorącym płynem.
Oh na Merlina! Nie da się opisać wdzięczności szatynki za tą gościnność.

(Prof.Sprout)-Jak się czujesz Danielle?-zapytała zatroskanym głosem.-Dzisiaj wyglądałaś na przejętą.

Zapiekły ją policzki.
Ufała swojej opiekunce jak nikomu innemu z nauczycieli, ale nie wiedziała czy chce się dzielić tą sprawą.
Niektóre walki trzeba stoczyć samemu.

(Danielle)-Wszystko w porządku. Po prostu jestem przytłoczona narastającymi obowiązkami.-częściowo skłamała.

Dlaczego częściowo?
Nowe obowiązki, które przyszły z tym rokiem były ciut problematyczne, ale zaczęła się uczyć dzielić czas pomiędzy przyjemnościami, a zobowiązaniami.

(Prof.Sprout)-Podejrzewam, że kadencja prefekta jest dla ciebie nowym doświadczeniem, ale pragnę cię pochwalić, bo dobrze wypełniasz swoje zadania.-przerwała, by upić łyk herbaty.-Lecz od pewnego czasu zaczęłam cię obserwować i sprawiasz wrażenie zmartwionej.

(Danielle)-Zapewniam panią, że...

(Prof.Sprout)-Od bardzo dawna pracuję z uczniami i sama kiedyś traktowałam te mury jak drugi dom. Gdy zaczynamy dorastać wszystko zdaje się o wiele trudniejsze i mamy wrażenie, że nikt nas nie rozumie, ale ja, inni nauczyciele, przyjaciele czy rodzina jesteśmy tutaj, by pomóc. Chcę żebyś wiedziała, że w razie czego jestem. Możesz mi powiedzieć o wszystkim, a ja postaram się pomóc w rozwiązaniu tego problemu.

Chwilowa ulga, która wypełniła umysł dziewczyny zadziałała kojąco.
Profesor Sprout była jak druga matka.

Ogarnęło ją poczucie winy.
Zawodziła ją tak często, a ona i tak wystawia jej rękę z pomocą.
Przez bardzo długi czas nie potrafiła tego docenić.

Zadziwiającym zjawiskiem jest to, że najzwyklejsza rozmowa może zdziałać tak wiele.
Jest w tym tak mało magii, a tak wiele skuteczności.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now