101

752 59 59
                                    

Ostatnie dni na Grimmauld Place 12 były niezwykle energiczne. Wszyscy wzięli się do ozdabiania kwatery, która w końcu stała się całkiem przytulna. Kolorowe lampki, łańcuchy, kokardy i skromna choinka w salonie dodawały uroku mieszkaniu.
Później wszyscy odwiedzili pana Weasleya, który z dnia na dzień powracał do zdrowia.
Myślcie, że nie może być już lepiej? Mylicie się. Przez to, że Danielle zrezygnowała z wyjazdu do dziadków oni postanowili przyjechać do niej. Święta spędzili w fantastycznych nastrojach, a tak liczne rodzinne grono nie ostudzało tego piękna.

Ale po głębokim namyśle mogło się wydawać, że jest zbyt kolorowo.

Właśnie to trapiło Danielle Scamander.
Była noc, a ona poraz kolejny obróciła się na drugi bok, by znaleźć wygodną pozycję do spania. Nie miała na co narzekać. Łóżko było wygodne, a obok miała naprawdę przystojnego jegomościa, który trzymał ją w ciepłym uścisku.
Jednak cały czas jej głowę zaprzątało dziwne przeczucie, że nadchodzi coś złego. Coś w rodzaju kobiecej intuicji dawało jej sygnały.

W ostatnich dniach wszystko się nadzwyczaj dobrze układało. Niektórzy ludzie nawet, by nie zauważyli, że coś się zmieniło, ale z szatynką było inaczej. Należała do osób, które trzymały się stanowiska, że szczęście jest ulotne, a w jej przypadku było to jak najbardziej dosadnym określeniem.

Westchnęła ciężko, przeczuwając, że tej nocy raczej nie zmruży oka. Zrzuciła z siebie ciężką dłoń rudzielca, który mruknął coś pod nosem i podniosła się do pozycji siedzącej. Następnie naciągnęła na gołe ramiona szlafrok i podeszła do drzwi z zamiarem wyjścia do kuchni, gdy nagle usłyszała kroki.

Były głośne, schody skrzypiały, a ktoś kto właśnie znajdował się za ścianą nie bardzo przejmował się tym, że może kogoś obudzić.
Zaczekała jeszcze momencik, a gdy już była pewna, że za jej drzwiami nikogo nie ma, cichutko je uchyliła.

Wychyliła się i rzuciła spojrzenie na dół, a widok, który zastała trochę ją zdziwił.

- Rolf? Co ty robisz? - szepnęła, widząc jak nakłada na nogi trapery. - Gdzie ty idziesz do cholery?

Brat ją kompletnie zignorował, i gdy przywdział resztę odzieży, ruszył w stronę wyjścia.

Jak najszybciej podreptała za nim i w biegu nałożyła na siebie płaszcz i pierwsze lepsze buty, które po rozmiarze musiały należeć, do któregoś z panów.
Otworzyła drzwi i niemal od razu dostrzegła Rolfa, który niczym zahipnotyzowany szedł przed siebie.

Zeszkoczyła z progu i zaczęła biec w jego stronę. Gdy już prawie go miała, obrócił się na pięcie i zniknął jej z przed nosa.

- No super. - westchnęła.

Jednak nie wróciła się z powrotem do mieszkania, lecz zaczęła zastanawiać się gdzie mógł podążyć. Była czwarta nad ranem, a o tej porze jeszcze nawet nie wstawał do pracy. Co mogło go wyciągnąć z łóżka?

- Gdzie ja bym poszła na jego miejscu? - zapytała samą siebie.

Nieoczekiwanie pierwszą myślą w jej głowie był ich dom rodzinny. Nie miała innych pomysłów, więc może spróbować się tam przeteleportować. W razie co znowu się rozszczepi i być może straci coś więcej niż tylko stopę, ale co jej szkodzi? Stopę można sobie dorobić.

Wzięła głęboki oddech i wykonała te same czynności, które ćwiczyła na Błoniach i kilka dni temu z Georgem. Skupiła się, a po chwili obróciła się dookoła.

Świat zawirował, a zimowe powietrze ponownie zaszczypało ją w nos. Otworzyła oczy i widok, który zobaczyła sprawił, że jej serce podskoczyło. Stała tuż przed wielkimi białymi drzwiami, przez które kiedyś wychodziła i wchodziła średnio kilkanaście razy dziennie.
Instynktownie zaczęła się macać po całym ciele, ale odziwo wszystko było na miejscu, więc mogła działać.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now