50.Ostatnie pożegnanie

1K 77 31
                                    

Dodam jeszcze jeden rozdział, bo deszczyk dodał mi weny

Na cmentarzu było wiele znajomych twarzy.
Jacob i Queenie, powitali ich ze słabymi uśmiechami.
Były to tylko zwykłe maski, oni również źle odebrali wiadomość o śmierci siostrzenicy.

W tłumie dało się dostrzec profesor Sprout i Flitwicka, rodziców Lynn i Allison, Sarah oraz kilka ważnych osobistości i współpracowników mamy z ministerstwa.
Spokój emanujący od ich wszystkich niemal drażnił szatynkę.
Mimo, że sama bez jakichkolwiek emocji, niczym cień stała na przodzie to w środku rozgrywała się walka między zdrowym rozsądkiem, a chęcią ucieczki.

Usłyszała ciche pochlipywanie u swojego boku.
To Tina poraz kolejny się rozpłakała, nawet oczy Rolfa były zaszklone, a ona...ani razu nie uroniła chodź by jednej łzy.
Płacz to podstawowy środek uwolnienia emocji, organizm próbuje odreagować nadmiar napięcia.
Ona chociaż bardzo chciała, nie potrafiła się do tego zmusić.

Z tłumu wystąpił niski mężczyzna w czarnej szacie, z gęstą grzywą, i stanął przed trumną.
Mimo, że stała na samym przodzie, słowa do niej nie docierały.
Co jakiś czas dała radę zrozumieć pojedyncze wyrazy. ,,Niezwykła pracowitość"... ,,Idealna matka" ... ,,Czarownica o wielkim sercu" ...
Nie wiele to znaczyło, były to tylko słowa. Tak na prawdę większość zgromadzonych osób nie wiedziała jaka była na prawdę.

Była najsilniejszą osobą jaką znała.
Mimo, że była sama to dała radę wychować dwoje dzieci i dać im kochający dom.
Jej silna wola wiele razy wyprowadziła ich z niejednego dołka.
Miała niezwykłe serce, zawsze stawiała dobro innych ponad swoje.
Rodzeństwo mogło ją nazwać matką, ale i przyjaciółką. Zawsze potrafiła coś doradzić, nie widziała sytuacji bez wyjścia.

Lecz teraz jej nie było, napotkało ich tak wielkie nieszczęście, z którym musieli poradzić sobie sami.
Oczywiście mieli wsparcie dziadków, czy przyjaciół, ale nikt z nich nie miał takiej mocy, by wszystko poukładać w ich głowach oraz zrzucić ogromny ciężar z serca.
Mogli tylko uśmierzyć ten ból.

Mężczyzna skończył wreszcie przemawiać i z powrotem znikną w tłumie. Scamander spodziewała się, że zaraz ceremonia dobiegnie końca, ale nagle w stronę trumny ruszył Newt.
Ustał w tym samym miejscu co jego poprzednik i zaczął przemawiać.

(Newt)-Chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim za przybycie, wiele to dla nas znaczy.-splótł obie dłonie.-Skarbie nigdy nie myślałem, że sprawy potoczą się w ten sposób. Nie mniej jednak odeszłaś z tego świata jako dobry człowiek. Odkąd dowiedziałem się o twoim istnieniu, pokochałem cię bezgranicznie.
Byłem niezwykle dumny, gdy zaczęłaś stawiać swoje pierwsze kroki. Niedługo później zaczęłaś latać na swojej dziecięcej miotełce, a potem dostałaś swój pierwszy list z Hogwartu.
Wtedy zrozumiałem jak szybko umyka nam czas podczas wychowywania naszych pociech. Oznajmiłaś mi, że dostałaś posadę w Ministerstwie i się wyprowadzasz. Byliśmy niezmiernie szczęśliwi, ale również się o ciebie baliśmy.
Następnie wyszłaś za mąż i urodziłaś nam dwoje najwspanialszych wnuków na świecie. Nasza rodzina powiększyła się wtedy o dwa dodatkowe szczęścia.
Są do ciebie tak bardzo podobni...-wytarł pojedynczą łzę, spływającą po policzku.-Nie zawsze było kolorowo, ale ty nigdy się nie poddawałaś. Walczyłaś do samego końca i wszystko to było w dobrej sprawie. Chcę żebyś wiedziała, że wszystkich nas rozpiera duma, że mogliśmy dzielić cząstkę życia z tobą.
Kochamy cię skarbie i miłość ta będzie trwać po wieki.

...

Gdy opuszczali cmentarz zielonooka jako ostatnia kroczyła za tłumem.
Nie miała ochoty słuchać niczego więcej.

Od początku miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje.
Podczas przemowy dziadka przez ułamek sekundy dostrzegła jak coś znika za drzewami, ale nie zdążyła tego zidentyfikować.

Zbliżając się wyjścia dostrzegła męską sylwetkę opartą o pobliski pomnik przedstawiający upadłego anioła.
Zwolniła kroku, by móc przyjrzeć się twarzy obserwatora, a gdy dostrzegła kto również wlepia w nią swoje spojrzenie, zamarła.

To on tam stał.
Te same zielone spojrzenie, te same piegowate policzki i zgarbiona sylwetka.
Po takim czasie z powrotem pojawił się w ich życiu, w najmniej oczekiwanym momencie.

Zacisnęła pięści aż zbielały jej knykcie.
Nie potrafiła ruszyć się z miejsca.
Nawet nie dostrzegła jak daleko wszyscy zaszli zostawiając ją w tyle.

Myślała, że nie będzie czuła większej bezsilności niż dotychczas, ale znowu życie postanowiło ją zaskoczyć.
Mieszanka emocji, która nawiedziła jej głowę, od zaskoczenia po wielki żal, postawiła ją w próżni.
Mimo, że chciała jakkolwiek zareagować to nie wiedziała co ma zrobić.

(Newt)-Stokrotko!-do jej uszu dobiegło nawoływanie.-Coś się stało?

Odwróciła wzrok i dostrzegła troskliwe spojrzenie dziadka, który gdy tylko znalazł się obok niej, położył ciepłą dłoń na jej ramieniu.

(Danielle)-Wydawało mi się, że...-z powrotem spojrzała w stronę pomnika, ale już nikogo tam nie było.-Nie ważne. Wracajmy do domu.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now