108

378 12 1
                                    

Powolnym gestem otworzyła furtkę i dostała się do ogrodu dziadków.

Nic się nie zmieniło przez tyle czasu. Kilkanaście lat temu uczyła się tu chodzić, podpierając się o drewniany płot, a teraz mijała go jako dojrzała osoba. Ta sama szopa na sprzęt ogrodowy i miotły, mały plac zabaw, który zbudowała im Tina oraz ganek, na którym zawsze spędzali święta w rodzinnej atmosferze.

Jednak teraz czuła się tu dziwnie obco.

Otworzyła drzwi, zostawiła buty w przedpokoju i podążyła za hałasem, który dobiegał z sypialni. Cichutko przedostała się do pomieszczenia i tak jak myślała zastała tam Newta.

Przez moment przyglądała się jego poczynaniom. Starannie układał wszystkie swoje ubrania w drewnianej szafie. Nie używał magii, ani innych wynalazków - robił to tradycyjnie, co było na swój sposób piękne. W tych czasach rzadkością było odejście od magii, ale niektórzy nadal pozostawali wierni staremu porządkowi.

- Jeden z niewielu momentów, w którym moja stokrotka jest cicho. - powiedział ciepłym głosem.

Zielonooka podskoczyła, nie spodziewając się, że ja nakrył na podglądaniu.

- Wybacz dziadku, ja... Nie chciałam ci przeszkadzać. - powiedziała, po czym podrapała się po głowie z zakłopotaniem.

- Już kończę. Zrobisz nam herbaty? Usiądziemy na ganku i wypijemy w spokoju.

- Oczywiście.

Tak też zrobiła. Zaparzyła im napar z rabarbaru i poziomki po czym zaniosła imbryk i filiżanki na stoliczek. Wkrótce dotarł też najstarszy Scamander.

- Długo nie rozmawialiśmy. - rzekł, nakrywając się kocem.

- Wiem. Nie byłam na to gotowa. - westchnęła. - Wybacz, że musiałeś tyle czekać.

- To raczej ja jestem winien tobie przeprosiny, Danielle. Myślałem o tym wszystkim. Popełniłem wiele błędów w twoim wychowaniu.

- Każdy popełnia błędy. Taka jest ludzka natura. - odrzekła. Sam ją tego nauczył.

- Jednak mam poczucie winy. Nie powinnaś dorastać w kłamstwie. Należy ci się świadomość tego co złego działo się w naszej rodzinie. Jesteś już na tyle dojrzała by o tym wiedzieć. Z resztą zawsze byłaś dojrzała, mimo swoich wybryków. Już dawno powinniśmy powiedzieć ci o Dorothy.

- Na pewno wszystko byłoby łatwiejsze, dziadku. - mruknęła, a następnie zacisnęła usta w wąską kreskę.

Znowu zapanowała cisza. Jednak nie była już nieprzyjemna i bolesna. Kilka prostych słów rozwiało wszystkie wątpliwości. Jak intrygująca sprawą jest to, że ludzie uciekają od tak prostych rzeczy.

- Przepraszam. - przemówił, łapiąc ją za dłoń.

- Ja też, dziadku. Ja też...

*

Powróciła do domu około północy i zastał ją miły widok. Stół w kuchni okryty był czerwonym obrusem, a na nim pachnąca kolacja przy świecach. Trochę oklepane, ale romantyczne podejście ze strony rudowłosego, który właśnie wchodził do pomieszczenia z dwoma butelkami wina.

- No takiego końca dnia się nie spodziewałam. - mruknęła z uśmiechem.

Ściągnęła buty z obolałych nóg i niedbale rzuciła je pod ścianę, a następnie odłożyła torbę na blat kuchenny i powitała George'a mocnym uściskiem.

- Domyśliłem się, że tego ci było trzeba. - szepnął.

Oboje przenieśli się do centrum pokoju. Brązowooki kulturalnie odsunął jej krzesło, na którym wygodnie usiadła po czym sam zajął miejsce na przeciwko.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now